O zawodnej pamięci przenośnej słów kilka…
W pracy serwisanta spotkałem się z wieloma problemami – banalnymi (często wynikającymi z ignorancji względem dzisiejszych technologii) oraz bardziej złożonymi. Jedną z takich kategorii były utracone dane. Zdjęcia z karty pamięci czy sformatowane lub zagubione partycje.
A odzyskiwanie danych to dosyć droga sprawa. O ile w wielu przypadkach jesteśmy zdolni poradzić sobie z pomocą odpowiedniego oprogramowania „recovery” (od siebie polecam darmową Pandorę ), tak przy trudniejszych problemach jesteśmy zdani na laboratoria odzyskujące dane.
„Ludzie dzielą się na dwie grupy – pierwsza robi backupy, a druga będzie je robić”.
Użytkownik stracił ważne dane, oczywiście jak to zwykle bywa, były one tylko na tym nośniku :)
I tak korzystając z różnych metod pomogłem wielu osobom. Niekiedy trzeba było podmieniać elektronikę w dyskach, choć z tym też ciężka sprawa - znaleźć taki sam egzemplarz i do tego nie mieć problemu z BIOSem dysku.
Przyszła pora na mnie
Niestety powiedzenie „szewc bez butów chodzi” trafnie określa mój obecny problem. Tak, straciłem dane. Żeby nie było zbyt pięknie to nieszczęścia chodzą parami... albo i trójkami!
- Używałem trzy pamięci typu pendrive: 1 – 8 GB SLIM (szczerze mówiąc nie pamiętam nawet firmy, przywieziony z Niemiec)
- 2 – 16 GB Sandisk Cruzer Slice
- 3 –16 GB PQI USB 3.0
Tej zimy w samochodzie zostawiłem 8 GB maluszka, na którym m.in. miałem muzykę. Po jakichś dwóch dniach postoju i odśnieżeniu auta, nadszedł czas na włączenie muzyki. O zgrozo – radio nie wykrywa pendrive'a! „Dev not found”. Pewnie zmarzło radyjko. Pamięć w sumie też gorąca nie była.
Ale po pewnym czasie nadal go nie wykrywa – czyżby odbiornik się zepsuł? Podpinam pendrive do komputera i … nie ma dysku wymiennego. Tzn. niby jakiś sprzęt jest, ale brakuje woluminu. Sprawdzam więc aplikacje typu USB Format Tool, zarządzanie dyskami, partition wizard itd. Bezskutecznie. No to inny port USB – to samo. Inny komputer - identycznie.
Ma ktoś jakiś pomysł co z tym zrobić? Nic ważnego nie uciekło, natomiast czysta ciekawość i dociekliwość nie pozwala mi tego zostawić w spokoju :)
Problemów ciąg dalszy
Tydzień później chcę użyczyć znajomemu pendrive, wyjmuję 16 GB Sandiska i … nie ma wtyku USB! No jak to, przecież to slider – wtyk chowa się do środka. Poprawka. Wtyk USB osobno w kieszeni w spodniach :| Szybki demontaż obudowy i widać zerwane ścieżki. Nie jestem elektronikiem, ale prawdopodobnie nie ma szans na ponowne wlutowanie wtyku. Zapytałem więc kilku osób i pozbawili mnie wszelkich złudzeń.
Pewnie można odzyskać dane z kości pamięci, jednak MAM w miarę świeży backup, więc nie ma potrzeby. Tylko szkoda urządzenia, jakby nie patrzeć parę złotych kosztowało :P
W takim razie zmuszony byłem kupić coś na już. Wybór padł na wspomnianego PQI z USB 3.0. Pierwsze kilka dni – rewelacja. Transfery znakomite, za te pieniądze nie ma co narzekać! Niestety radość trwała krótko, gdyż po tygodniu zaczęły się problemy z wykrywaniem przez radio samochodowe i komputer.
I tak przez długi czas musiałem wtykać „do połowy”, poczekać aż zacznie mrugać i docisnąć do końca. W pewnym momencie zaczęło to być irytujące i dziś postanowiłem wysłać go na reklamację. Takie moje szczęście.
Dodatkowo kupiłem 16 GB ADATA i jak na razie jest dobrze. Oby „do trzech razy sztuka” było prawdziwe...
Zakończenie
Koniec końców, ważnych danych nie straciłem, zdecydowaną większość zachowałem na drugim dysku. Nauczony doświadczeniem zachęcam do archiwizowania danych na innych nośnikach. Pendrive to tylko pamięć służąca do przenoszenia danych, od magazynowania są dyski twarde, płyty CD/DVD czy np. popularne w ostatnim czasie dyski w chmurze (Google Drive, Dropbox, SkyDrive).