Szczęśliwe jest życie... neandertalczyka
Witajcie wszyscy ci, którzy mieli dość samozaparcia by przeczytać ten wpis.
Niecałą dobę temu pojawiła się w moim rodzinnym mieście istna katastrofa. Jaka? Otóż najgorsza z możliwych dla naszego technicznego i informatycznego społeczeństwa, padł prąd.
Bywa gorzej powiecie. Może i racja.
Cała sytuacja utrzymała się kilka godzin. No dobra, ale o tym dalej.
W pierwszych minutach spodziewałem się, że to korki, ale te całe. Potem chwila refleksji nad tym skąd ta awaria.
Najgorsze, że nie sprawdzisz, padł modem i żegnaj internecie. Telefon stacjonarny też nie działa, a komórka rozładowana leży smętna podpięta do ładowarki. Pierwsza myśl - poczekamy. Mija kilka minut, a prądu jak nie było tak nie ma. Uspokojenie nadchodzi. Sięgam po długo odkładaną książkę. Mija tak kilkanaście minut i kilka rozdziałów tejże powieści.
Myślę - "Co tu robić?". Patrzę,biurko zawalone szpargałami. Pięć minut potem już jest porządek, czyściutko. No, a że cała sytuacja była późno, gdy słońce zachodziło trzeba było się szykować do spania. Kolacja zjedzona patrzę na zegarek. No nie dopiero wpół do dziewiątej. Wcześnie, ale co zrobić.
Mija godzina, na dworze ciemno, chłodo. Gdziś z daleka dolatują odgłosy grzmotu. I cud.
Słychać hałasującą drukarkę, światło się pali. Modem mruga diodami. Ot jakby nic się nie stało.
Refleksja
Gdy już siedziałem kończąc szklankę herbaty dotarło do mnie coś ważnego. W ciągu tych kilku godzin zrobiłem to co normalnie przekładał bym tydzień. Mogłem pomyśleć, usiąść w spokoju. Pierwszy raz od, nie powiem jak dawna poszedłem spać przed północą, w zgodzie z naturą. Pierwszy raz odetchnąłem nie musząc słuchać gderania polityków i puszczanej przez sąsiada tandetnej muzyki z gatunku pop, lub disco. Zdałem sobie sprawę ile tracę i ile zyskuję dzięki technologii.
EDIT: A co wy myślicie na ten temat. Dodaje teraz, bo co się tylko ja wyżalał :P