Rewolucja technologiczna, czyli jak być dobrym rodzicem a mimo wszystko mieć...czyste sumienie i czas dla siebie ;)
Ostatnio na blogu pojawił się wpis dotyczący technologii a byciu dobrym rodzicem.
Prawie 40 komentarzy może, choć nie musi świadczyć o zainteresowaniu sprawą. Ja sama nie jestem biegła, a prędzej mi do świeżaka w blogowej tematyce. Postanowiłam jednak, jako kompletny laik matematyczno-politechniczno-informatyczny podjąć wyzwanie i dać przykłady na to, że bez używania nowinek technicznych czyli wszędobylskich laptopików, tablecików i smartfonów, od których nieznajomości nazw, a co dopiero specyfikacji technicznej, włos mi się jeży na głowie, można być dobrym opiekunem i rodzicem, a mimo wszystko mieć czas dla siebie i nie być uważanym za niezainteresowanego Bąblem wrzeszczącym i biegającym nam między nogami. Jako, że sama nie mam dzieci, ale za to dwóch kolegów w biurze, którzy czasem zachowują się jak dzieci ;) postanowiłam dać Im dziś zagadkę, lub jak kto woli problem do rozwiązania. Niestety zupełna noga ze mnie w materii matematyki (na szczęście z fizyką było lepiej :D ), aczkolwiek podrzuciłam chłopakom w parny, pochmurny gdyński biurowy dzień, problem komiwojażera, czyli problem NP‑trudny. Z pewnością wszyscy wiecie co mam na myśli, a jeśli jest inaczej dla niedoświadczonych przedstawiam poniżej rysunek i krótką informację na czym łamigłówka polega.Na środku rzeki mamy dwie wyspy. Należy połączyć oba brzegi rzeki z wyspami i wyspę z wyspą. I tu pytania, ile jest mostów i jak przejść każdym mostem TYLKO RAZ i być na każdej wyspie TYLKO RAZ . Na pierwsze pytanie odpowiedź jest prosta – 5 mostów. Kolejnym przykładem jest problem kolorowania grafu. Mianowicie wystarczy podać banalny przykład mapy świata. Zadaniem jest takie pomalowanie każdego państwa 1 z 3 kolorów, by kolor A stykał się tylko z B lub C, ale TYLKO NIE z A itd., podążając wg powyższych wskazówek, chodzi po prostu o to, by dwa sąsiednie „państwa” w tym przykładzie, nie były tej samej barwy.
To tylko dwa przykłady, znajdziemy ich mnóstwo, jeśli poświęcimy chwilę i poszperamy w Internecie.
Dalej sprawa się komplikuje, bo…oczywiście rozwiązanie tych przypadków nie istnieje.
Jednak, czy nasze dziecko lub podopieczny musi o tym wiedzieć od samego początku? My się nim zajmujemy. Zachęcamy go poprzez zabawę do samodoskonalenia i nauki. Nie zostawiamy go z tabletem sam na sam, na zasadzie „masz gówniarzu, zajmij się sobą”. Z czystym sumieniem możemy przyznać, że jesteśmy względem dziecka OK – nie jesteśmy wyrodnymi rodzicami, a dziecko bez uzależniającej siły ogólnodostępnych sprzętów RTV i ogarniającej nas swymi mackami elektroniki, ma absorbujące go zajęcie. Przy okazji zadania te są na tyle wciągające – głupio się przyznać, sama siedziałam nad tym godzinę, mimo świadomości o nierozwiązywalności zadania – że dziecko oprócz trenowania lewej półkuli mózgu, odpowiedzialnej za analizę zadań i techniczne myślenie, spędza czas w ciszy i wytrwale drąży rzucone mu wyzwanie. W dodatku budujemy w nim chęć rywalizacji ;)
Najważniejsze jednak….
Jest to, że nie pchamy dzieciaka w sidła pędzącej technologii z mocą japońskiego pociągu MLX01 Maglev. Swoją drogą pokonał rekord prędkości 580 km/h… ja musiałabym już zażyć AVIOMARIN... Pewnie wielu z Was uzna, że się nie znam, że co ja opowiadam i że dziecko powinno żyć z technologią za pan brat od najmłodszych lat, bo potem będzie mu łatwiej w życiu. Aczkolwiek uważam, że umiarkowane dawkowanie najmłodszym elektroniki w odpowiednim stopniu, jest dla nich o wiele korzystniejsze aniżeli tworzenie sobie w domu małego cyborga, który bije rekordy czasu spędzonego na grach online. Nie kreujmy z następnych pokoleń aspołecznych robotów, którzy nie wiedzą, gdzie jest granica w technologicznym świecie. Uczmy ich jednak, jak wykorzystywać technologię, by być lepszym – człowiekiem i pracownikiem :D – mój szef byłby ze mnie dumny. Istotne jest to, że poprzez zainteresowanie dziecka tymi problemami, rozwijamy w nim zmysł matematyczny.
A podobno brakuje nam inżynierów. ;)
Pozostawiam Was z przemyśleniami na ten temat.