18 GB RAM w smartfonie? Dla graczy? Sorry, ale to bez sensu
Wszystko tylko po to, aby niepozorny Nintendo Switch mógł raz jeszcze zaśmiać się jakiemuś frankensteinowi w twarz.
Przyznam, że jestem pod dużym wrażeniem uporu, z jakim producenci smartfonów inwestują w modele adresowane do graczy. Nie żebym występował tutaj z pozycji zdeklarowanego tetryka, ale liczby są znamienne. I nie mam na myśli konkretnego modelu, lecz cały segment.
Jeśli wierzyć doniesieniom serwisu "The Next Web", Razer Phone pierwszej generacji w swym debiutanckim roku znalazł zaledwie około 23 tys. nabywców. To wprawdzie przypadek katastrofy widowiskowej niczym w filmach Michaela Baya, ale za to dobrze obrazujący ogólny trend. Smartfony dla graczy zdecydowanie nie są produktem głównego nurtu, i to jest delikatnie powiedziane.
A przypomnijmy sobie na przykład, jak Asus chwalił się 10 tys. sprzedanych ROG Phone'ów 2 w nieco ponad minutę od rozpoczęcia zbierania zamówień. Na tle wpadki Razera brzmi to może spektakularnie, ale w analogicznych przypadkach wiodące flagowce jak Samsung Galaxy S, nie wspominając już o iPhone'ach, idą w setkach tysięcy, a nawet milionach egzemplarzy. Tyle w temacie liczb.
Bo liczby to tylko pewna implikacja. Tego, że smartfonów dla graczy nikt nie chce
Android jako system do gier to przypadek niewątpliwie osobliwy. Z jednej strony to właśnie tytuły mobilne są tymi najchętniej ogrywanymi (według Statisty użytkownicy smartfonów stanowią ponad 50 proc. wszystkich graczy), z drugiej jednak mowa tu o grupie o zdecydowanie najmniejszym, żeby nie powiedzieć szczątkowym, nasyceniu entuzjastami. Ale czy ktokolwiek jest tym faktem zaskoczony? Nie sądzę.
Dzisiaj per gracz zwykło się mówić o każdym, kto choć na moment odpali jakąś grę. Tak więc gościu, który zamiast kontemplować przy dłubaniu w nosie, weźmie się w poczekalni za szlachtowanie wirtualnych owoców czy układanie klocków, to już gracz. Według analityków, naturalnie, bo jego podejście do tematu stanowi wątek odrębny. Osobiście nie liczyłbym na to, że pobiegnie do sklepu po dedykowane gadżety, czego nie można oczywiście powiedzieć o braci pecetowej, szczególnie tej z gatunku wszystkie suwaki w prawo, nawiasem. Ale do rzeczy.
Pytanie: entuzjaści gier nie chcą bawić się na smartfonie, czy może nie mają jak się bawić?
No właśnie, jak pokazuje ponad 80 mln rozdystrybuowanych Switchy, zapotrzebowanie na przenośny gaming istnieje. Trudno jednakowoż oprzeć się wrażeniu, że branża smartfonów podchodzi do tego z gracją stereotypowego osiłka; brutalna siła jest i więcej najwyraźniej do szczęścia nie trzeba.
Spójrzmy sobie na takiego ROG Phone'a 5 Ultimate. Powiedzieć mocarz, to jak nie powiedzieć nic: potężny Snapdragon 888, aż 18 GB RAM, superpłynny ekran itd. Pytanie, do czego zapalony gracz może to cacko wykorzystać w praktyce, i robią się schody.
Wysokobudżetowych, wymagających produkcji jest w Sklepie Play jak na lekarstwo, a do streamingu wystarczy podstawowy model za kilkaset złotych. Równolegle wspominany już wielokrotnie Switch udowadnia, że wcale nie trzeba mocy superkomputera, by angażujące i całkiem efektowne gry tworzyć (patrz. chociażby port "Dark Souls" czy "Wiedźmina 3"). Potrzebny jest po prostu ktoś, kto to zrobi.
Zatem, wniosek jest jasny
Drodzy producenci, może zamiast inwestować w finezyjny sprzęt, lepiej wyłożyć pieniądze na porządną platformę dystrybucyjną gier. Zadbać o sensowny SDK i deweloperów tak, by przenoszenie na Androida produkcji AAA stało się pomysłem naturalnym jak w przypadku Switcha. I wtedy dopiero możemy zacząć rozmawiać o sensowności dedykowanych smartfonów dla graczy, bo jak na razie jest to wyciąganie kalibru .50 na królika. Wychodzi co najwyżej groteskowo.