Czarny piątko-cyber-weekend
Zainspirowany TYM felietonem na Spider’sWeb postanowiłem zabrać głos w sprawie czarnego piątku. Już w pierwszym akapicie autor felietonu zdradza nam "wielką tajemnicę handlu", czyli podejście obsługi sklepów do klientów bo użył określenia "łapać". Faktycznie - u nas klientów się "łapie" a nie "obsługuje". Zestawmy to z etosem subiekta z "Lalki" (Marczewski) i przemyślmy ten problem w ciszy.
Zawód handlowca znika. Zawodowych kupców zastępują ludzie, którzy czasami tylko, wykonują zajęcie handlowca. Podobnie jak to się stało z kelnerami... To jednak temat na inną okazję. Skupmy się na polemice z felietonem, którego autor, resztę tekstu konsekwentnie poświęca na krytykę sprzedawców. Używa przy tym takich określeń jak: "zrobić w konia", pisze, że sklepy wymuszają na nas zakupy etc. Aby udowodnić swoją tezę o tym, że "Polskie sklepy nie umieją w Black Friday" buduje swoją definicję:
"Otóż cała idea Black Friday czy Cyber Monday polega na tym, że… jest to jeden dzień. Jeden dzień, w czasie którego sklepy mogą sobie pozwolić na znaczące obniżki, bo zrekompensuje je im efekt skali. Innymi słowy – towar kupi tylu klientów, że sklepom opłaca się na ten jeden dzień w roku obniżyć ceny niemalże do poziomu cen hurtowych".
"Czarny piątek" - historia prawdziwa
Określenie "czarny piątek" po raz pierwszy pojawiło się na określenie krachu na rynku złota w USA, który wydarzył się w piątek 24 września 1869 roku. Jak widać „czarny piątek” nie oznaczał niczego dobrego. Przenieśmy się w czasie o 81 lat do przodu. Jest rok 1950. Dwa dni po Święcie Dziękczynienia, obchodzonym w Stanach Zjednoczonych w czwarty czwartek listopada, w Filadelfii miał się odbyć mecz futbolu amerykańskiego pomiędzy drużynami Army Black Knights (drużyna akademii wojsk lądowych w West Point) a Navy Midshipmen (drużyna akademii marynarki wojennej w Annapolis).
Z tej okazji, do miasta, przyjechało, już dzień wcześniej, bardzo dużo ludzi. Na tyle dużo, że policja filadelfijska nazwała chaos jaki zapanował w mieście tego dnia „czarnym piątkiem”. Kupcy jednak nie narzekali bo klientów było tak dużo, że tego dnia, sklepy w Filadelfii odnotowały rekordowe obroty. Lokalni kupcy detaliczni zaczęli używać określenia „czarny piątek” na poświąteczny piątek (piątek po Święcie Dziękczynienia), w którym uzyskiwali jedne najwyższych w całym roku obroty. Przez następne dekady to określenie funkcjonowało lokalnie. W międzyczasie bezskutecznie próbowano zmienić negatywnie postrzeganą nazwę „czarny piątek” na „wielki piątek” (ang „Big Friday”).
„Czarny piątek” przyjął się jednak mocno. Pojawiła się legenda, że to określenie pochodzi od tego, w jaki sposób zapisywano zyski i straty w księgowości. Zyski zapisywano kolorem czarnym a straty czerwonym. W pierwszej połowie lat 80‑tych XX wieku, ta wersja „czarnego piątku” zaczęła rozpowszechniać się w całych Stanach Zjednoczonych, na określenie jednego z dwóch weekendów w roku, kiedy handel detaliczny ma najwyższe obroty. Ten drugi to weekend przed świętami Bożego Narodzenia. Potem, już na przełomie wieków rozeszło się to po całej naszej globalnej wiosce :)
O co tutaj chodzi?
W przypadku USA mamy więc dwa weekendy w roku, kiedy sklepy detaliczne mają najwyższe obroty. Sklepy jednak konkurują ze sobą i dlatego poszczególni kupcy muszą zachęcić klientów, aby Ci odwiedzili ich sklepy a nie sklepy konkurencji. Tutaj na scenę wchodzi marketing. Początkowo nikt nawet nie myślał o tym aby obniżać ceny za to sklepy otwierano coraz wcześniej, najpierw w piątek o świcie a w następnych latach nawet w czwartek po południu aby klienci mogli udać się na zakupy zaraz po świątecznym posiłku z indykiem jako daniem głównym. Następnie zrobił się z tego cały handlowy weekend a potem dodano do tego także poniedziałek po Święcie Dziękczynienia, który został nazwany „Cyber Monday” (w 2005 roku).
Podsumujmy. W „Black Friday” i „Cyber Monday” nie chodzi o rabaty, przeceny i obniżki tylko o to, że jest to jeden z weekendów, w którym handel detaliczny w USA ma najwyższe w całym roku obroty. Dlatego konkurujące o klienta sklepy robią co się da aby ściągnąć do siebie jak najwięcej klientów. Nie ma to nic wspólnego z efektem skali i obniżaniem ceny na jeden dzień. Niska cena na ulotce, wysoki rabat w reklamie są tylko i wyłącznie wabikiem. Jednym z wielu stosowanych w nowoczesnych marketingu. I te wabiki działają na nas przez cały rok a nie tylko w czwarty piątek i czwarty poniedziałek listopada. A o tym jak język marketingu omija rzeczywistość napisałem kiedyś w dwóch innych wpisach (tutaj i tutaj).
Przypomnę tylko jeden obraz za 100 słów. Na zdjęciu poniżej znajduje się supernowoczesna i superinnowacyjna bezprzewodowa słuchawka prysznicowa: