Nierealność rzeczywistości
28.10.2017 | aktual.: 29.10.2017 08:26
Na początek ostrzeżenie - informacje zawarte w tym artykule są tylko moimi osobistymi przemyśleniami. Nie mam na ich potwierdzenie żadnych matematycznych dowodów poprawności. Ale na intuicję, cała hipoteza przedstawiona poniżej wydaje się prawdopodobna To są tylko moje luźne przemyślenia, więc nie nakazuję w nie wierzyć :). Zapraszam więc do lektury i podzielenia się swoimi opiniami w komentarzach :)
Świat jest piękny i różnorodny. Na Ziemi żyje niezliczona ilość gatunków. Część z nich do tej pory nie została poznana. Nasza planeta (a w zasadzie, nasz świat) do tej pory kryje wiele tajemnic, których nie udało się zgłębić. Jedną z tych, nad którymi się ostatnio zastanawiałem, jest ogólnie pojęta rzeczywistość.
Nasz świat, a zarazem naszą rzeczywistość nieustannie badają naukowcy. Jedni szukają odpowiedzi w dalekim kosmosie. Inni patrzą w świat mikro, składający się z mikroskopijnych cząstek. Pojęcie rzeczywistości nieodłącznie wiąże się z tym, jak ona powstała. A jak powstał nasz świat? Istnieje wiele różnych teorii tłumaczących to zjawisko. Jednakże, każda z nich zawiera pewne wady i luki, których nie da się niczym zapełnić. Jedni powstanie wszechświata tłumaczą religią i wszechmogącym Bogiem. Inni natomiast – różnej maści teoriami naukowymi. Obecnie obowiązuje teoria tzw. „Wielkiego Wybuchu”. Na czym ona polega? Nie wchodząc w różne matematyczne szczegóły – cała materia na początku była zgromadzona w jednym punkcie wszechświata. W pewnym momencie ta płomienista kula eksplodowała, rozrzucając zgromadzoną materię na miliony kilometrów w każdą stronę. Z wyzwolonej materii, za sprawą siły grawitacji, powoli formowały się gwiazdy, planety. W końcu powstały układy planetarne oraz galaktyki. Po kilku milionach lat powstało Słońce, a jakiś czas później – Ziemia.
Wszystko byłoby pięknie, ale teoria Wielkiego Wybuchu nie tłumaczy praktycznie nic – coś wybuchło. Ale skąd wzięła się ta kula, która miała wybuchnąć? To jest problem w stylu – co było pierwsze – jajko, czy kura? Można byłoby powiedzieć, że materia istniała od zawsze. Lecz to też nie jest odpowiednia odpowiedź na to pytanie. Sugerowałaby ona, że przed nami istniało nieskończenie wiele wszechświatów i z gruzów naszego też powstanie nieskończenie wiele światów. Jest to nieco trudne do wyobrażenia.
Przyjmijmy na chwilę inny punkt widzenia. Może nasza rzeczywistość jest wykreowana przez komputer? Wtedy początkiem naszego istnienia byłoby kliknięcie przycisku „start” przez jakiś wyższy byt. Dlaczego się nad tym zastanawiam? Ponieważ nam, jako ludzkości, brakuje bardzo niewiele do stworzenia całkowicie wirtualnej rzeczywistości.
Warto wspomnieć o tym, że nawet w przypadku każdego człowieka postrzeganie rzeczywistości może być całkowicie różne. Każdy z nas, przynajmniej raz w ciągu doby ma zafundowane swoiste VR. Wiele zależy od tego, czy potrafimy je zapamiętać i kontrolować. O czym mówię? Oczywiście o śnie
Sen realniejszy od rzeczywistości
Każdy z nas musi spać. Bez snu człowiek umiera. Ale czym tak właściwie jest sen? Śniąc, także możemy znaleźć się w innym świecie. Jeśli potrafisz kontrolować marzenia senne (Lucid Dream, LD – świadomy sen) możesz robić dokładnie to, czego zapragniesz. Chcesz być na wyspach Bahama? Wystarczy, że silnie zwizualizujesz swoją zachciankę i już tam jesteś. Oczywiście, często nawet sami nie wiemy, że to, co aktualnie odbieramy to sen, a nie rzeczywistość. Ten „wirtualny świat” wykreowany przez nasz mózg potrafi być niezwykle realny i sugestywny. Czasem nawet realniejszy od rzeczywistego. I co najważniejsze, podróżuje tylko nasza świadomość! Ciało, przykute do łóżka tzw. „paraliżem sennym” nie wykonuje żadnych ruchów. Ten VR, w który wyposażyła nas natura jest jednym z najdoskonalszych systemów wirtualnej rzeczywistości, jaki znamy.
Lecz, czym tak naprawdę różni się sen od jawy? Granica, jak pewnie zauważyłeś, jest bardzo płynna. Wszystko w zasadzie zależy od interpretacji naszego mózgu. Jeśli będąc w śnie nie domyślimy się, że to świat „wirtualny” to będziemy uznawali go za rzeczywistość.
Własny wirtualny świat
Informatyzacja bardzo szybko zmieniła nasz świat. Pierwsze „komputery” powstały w latach 40 poprzedniego wieku. Niespełna 70,80 lat później nasz telefon ma kilkanaście tysięcy większą moc obliczeniową niż komputer poprzedniej epoki zajmujący całą halę magazynową. Komputery są używane nie tylko do profesjonalnych prac, ale także do rozrywki – gier komputerowych.
Wraz ze wzrostem dostępnej mocy obliczeniowej, coraz więcej producentów decyduje się na zaimplementowanie w swoich grach tzw. „otwartego świata”. Dla niewtajemniczonych – możesz pójść gdzie chcesz i kiedy chcesz. W grach z „otwartym światem” w eksploracji nie ogranicza cię ani fabuła, ani „niewidzialne ściany”. Świat żyje (albo przynajmniej sprawia takie wrażenie). Powierzchnia świata Wiedźmina to niespełna 54 mile kwadratowe. 54 mile, które możemy w dowolny sposób przemierzać, zwiedzać i zachwycać się widokami.
Producenci całkiem śmiało wprowadzają kolejne technologie. Mowa o VR. Dzięki niemu możemy przenieść się (prawie) całkowicie do wirtualnego świata. Po założeniu na głowę specjalnego hełmu (i mniej lub bardziej nieporęcznego osprzętu) możemy na własnych nogach przemierzać wirtualny świat. Możemy rozglądać się w dowolnym kierunku i robić (prawie wszystko) to, co żywnie nam się podoba.
Jednakże, nie trzeba się wiele zastanawiać, aby dojść do wniosku, że to wszystko tak naprawdę jest tylko oszukiwaniem naszego mózgu. Wyświetlacze LCD oraz specjalne czujniki po prostu próbują, jak iluzjonista wyczarowujący królika z kapelusza, wmówić naszemu mózgowi całkowitą nieprawdę. Obecnie udało się oszukać tylko zmysł wzroku. Pozostałe zmysły dzielnie wyłapują wszelkie próby manipulacji. Ale czy na pewno?
Zastanówmy się, jaką mamy pewność, że to co widzimy, odczuwamy, słyszymy – to prawda? Przecież to wszystko wolna interpretacja naszego mózgu. Tak naprawdę, żyjemy ciągle w przeszłości. Dzieje się tak, gdyż mózg, mimo ogromnej mocy obliczeniowej, potrzebuje chwilę czasu na analizę docierających bodźców.
Co się dzieje, jeśli mózg jest uszkodzony? Źle interpretuje otrzymywane dane, przez co człowiek może widzieć halucynacje czy inne zwidy. Dla takiego człowieka to właśnie ten świat będzie rzeczywisty i prawdziwy, a nie ten widziany przez zdrową osobę.Jego punkt widzenia rzeczywistości całkowicie się zmienia.
Czy wobec powyższego nie wydaje się prawdopodobne, że nasz świat jest po prostu symulacją jakiegoś potężnego komputera? Może po prostu jesteśmy „zadaniem domowym” jakiegoś ucznia kosmitów?
Żyjemy w Matriksie?
Wizja braci Wachowskich przedstawiona w filmie „Matrix” z 1999 roku wcale nie jest głupia. To właśnie ponowne obejrzenie tego filmu zmusiło mnie do refleksji czynionych w tym wpisie. W filmie, ludzie „nieuwolnieni” żyją w wirtualnym świecie. Te osoby nie mają praktycznie żadnych szans na zorientowanie się, że otaczająca ich rzeczywistość jest fałszywa. Przecież wszystko jest realne. Człowiek w Matrixie odczuwa wszystko – słuch, smak, węch, ból, zapach czy smak. Matrix jest obłudą, grą maszyn zorientowaną tak, aby utrzymać ludzkość w ryzach.
Spójrzmy jeszcze raz na wirtualne światy stworzone przez nas. Czy Jaskier z Wiedźmina 3 (pod warunkiem, że miałby samoświadomość) miałby powód domyślać się, że świat w którym żyje jest fikcją, a on sam jest jedynie postacią wygenerowaną przez komputer? W jego krainie przecież też właściwie wszystko jest bezbłędne. Podobnie jak w naszym świecie, także i tam obowiązują prawa fizyki. Gdyby jakaś postać w tej wirtualnej rzeczywistości dostała na tyle wiedzy, z pewnością domyśliłaby się, jakie prawa rządzą jej światem. Gdybyśmy pozwolili symulacji płynąć, świat zmieniałby się, podobnie jak nasz. Odkrywane byłyby nowe wynalazki i surowce (oczywiście, jeśli zostałyby dopuszczone przez mechanikę świata). Ci „wirtualni” ludzie z pewnością też zastanawialiby się nad powstaniem ich świata. Pewnie też patrzeliby w gwiazdy i z pewnością widzieliby to samo, co my.
Ale przecież w świecie Wiedźmina istnieją zjawiska, które nam wydawałaby się bardzo nienaturalne, takie jak np.: magia. Jest to rzecz zupełnie nierealna – powiedziałbyś. Ale to, co dla nas jest nierealne, wcale nie musi być nierealne dla innych. W świecie, w którym zjawisko takie występuje, byłoby ono całkowicie naturalne.
Rozpoznać oszustwo
Czy naukowcy mogliby ustalić, że nasz świat, a zarazem i my wszyscy jesteśmy komputerową symulacją? Niektóre rzeczywistości można odróżnić od siebie bardzo łatwo. Śniąc, wystarczy złapać się za nos lub popatrzyć na jakiś elektroniczny zegarek, aby zorientować się, że nasza świadomość znajduje się w świecie wytworzonym przez własny umysł. Mimo zatkania sobie nosa, w śnie będziemy mogli dalej oddychać. Zegarek natomiast, najprawdopodobniej za każdym razem będzie pokazywał inną godzinę, lub dziwne symbole.
Dzięki takim „błędom” świata wykreowanego przez mózg możemy zorientować się o jego fałszywości. Ale czy nasz świat może posiadać takie błędy? Jeśli ta hipoteza jest prawdziwa, to z pewnością takie błędy posiada. Aczkolwiek znalezienie ich może być piekielnie trudne. Dlaczego?
Wróćmy jeszcze raz do przykładu świata Wiedźmina. CD Projekt RED, mimo usilnych starań, nie ustrzegł się kilku błędów. W niektórych miejscach świata można np.: dostrzec przenikanie drzewa czy liści przez ściany budynku. I teraz powstaje pytanie – jak takie zdarzenie zinterpretowałaby świadoma osoba, która znajduje się wewnątrz wirtualnego świata Wiedźmina i nie zna innej rzeczywistości? Czy dla niej takie zjawisko byłoby normalne? Najprawdopodobniej tak. Osoba, która od najmłodszych lat widziała takie cudo natury, najzwyklej w świecie uzna je za normalne. Jestem na 90% pewny, że wirtualna postać nigdy nie domyśliłaby się, że to jest po prostu bug wynikający z błędnej fizyki/tekstur itp.: na danym obszarze. Być może powstałyby nawet równania matematyczne opisujące takie dziwne zjawisko.
W naszym świecie także możemy doszukać się analogii. Weźmy np.: sławny Trójkąt Bermudzki. W tym rejonie, rozciągającym się między Miami, Puerto Rico i Bermudami miało miejsce wiele tajemniczych zaginięć. Ginęły statki i samoloty. Pierwszą szerzej znaną historią kojarzoną z tym miejscem było zaginięcie eskadry pięciu amerykańskich samolotów torpedowych, co miało miejsce tuż po wojnie. Wtedy pojęcie „Trójkąta Bermudzkiego” zaczęło być szeroko wykorzystywane. Aczkolwiek potwierdzone zaginięcia statków, których śladu nikt potem nie widział miały miejsce kilkadziesiąt do kilkuset lat wcześniej. Dla większości zdarzeń nie znaleziono logicznego wytłumaczenia. Być może właśnie w tym miejscu naszej planety znajduje się bug? (To oczywiście luźne przemyślenia, są różne teorie, które „próbują” wytłumaczyć, co dzieje się w Trójkącie Bermudzkim, ale żadna z nich nie wyjaśnia zjawiska całkowicie.
Przykład trójkąta Bermudzkiego może wydawać się dosyć abstrakcyjny. Weźmy na warsztat inne zjawisko. Jeśli interesujesz się informatyką, pewnie słyszałeś o takim pojęciu jak buffer overflow (przepełnienie bufora). Za pomocą tego typu błędu atakujący może nadpisać fragment aktualnie wykonywanej aplikacji, zmuszając ją do wykonania złośliwego kodu.
Ale co to ma wspólnego z naszymi rozważaniami? Pozornie nic - ale praktycznie, bardzo wiele. Zastanów się, ile razy w ciągu ostatniego roku miałeś dziwne przeczucie, jakiś głos który jakby przepowiadał ci, że stanie się coś niedobrego. Ile razy twoja intuicja podświadomie podpowiadała ci, co powinieneś zrobić? Ile razy najpierw myślałeś o spotkaniu z jakąś osobą, a chwilę później rzeczywiście ją spotykałeś w danym miejscu? Owszem, rzeczy takie można tłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności. Ale może prawdą jest co innego? Każdy program w naszym świecie, który operuje na ogromnej ilości danych, może doznać błędu, coś może przesunąć się w pamięci (np.: lewitujący obiekt w grze). Może taka intuicja jest swoistym "przepełnieniem bufora" jakiejś zmiennej w symulacji naszego świata? Może do "klasy" opisującej nas dostają się informacje, które nigdy nie powinny tam trafić, a my odczuwamy to jako przeczucie lub intuicję.Może program symulacji naszego świata ma o wiele więcej błędów, niż nam się wydaje ...
Względność i bezwzględność
Możemy wysunąć jeden argument na obalenie tej teorii. Przecież nasz świat istnieje już miliony lat! Sama Ziemia istnieje prawie 5 mld lat. Powstaje pytanie – czy symulacja takiego świata też musiałaby zajmować tyle czasu? Odpowiedź może wydawać się trochę nieintuicyjna, ale brzmi – nie. Dlaczego? Ponieważ samo pojęcie „czasu” jest czymś niezwykle płynnym. Nauczyliśmy się odmierzać upływ czasu już kilka tysięcy lat temu. Musieliśmy się tego nauczyć, gdyż było to niezbędne do wielu rzeczy – choćby rytuałów religijnych, upraw czy polowań. Wykształciły się różne sposoby odmierzania czasu, co już samo w sobie mówi o jego względności.
Czym jest sekunda wg naszej fizyki? Definicja wg układu SI jest mocno „naukowa’ Otóż, jest to czas równy 9 192 631 770 okresom promieniowania odpowiadającego przejściu między dwoma poziomami F = 3 i F = 4 struktury nadsubtelnej stanu podstawowego atomu cezu 133Cs. Nie musisz rozumieć tej definicji. Przytoczyłem ją, aby pokazać, jakim względnym pojęciem jest czas. Jeśli za wzorzec sekundy przyjęlibyśmy co innego – np.: odcinek czasu, który zajmuje spłoszonemu kotu ucieczka przed psem na dystansie 100m, to wtedy cały nasz kalendarz diametralnie by się zmienił – ale dalej, wg praw i reguł rządzących tym światem byłby poprawny. Zmieniłby się tylko wzorzec.
Ale jak odczuwamy upływ czasu my? To zagadnienie również jest niezwykle względne. Jeśli robimy jakąś przyjemną rzecz, np.: jesteśmy na wakacjach/imprezie i świetnie się bawimy, to nawet 20 godzin takiego wydarzenia może nam się wydać bardzo krótkim odcinkiem czasu. Natomiast, jeśli wykonujemy jakąś nudną monotonną pracę przez 8 godzin dziennie, lub mamy 1h okienka między wykładami i nie wiemy, co ze sobą zrobić ?, to taki odcinek czasu w naszym mózgu niezwykle się wydłuża. Tak więc samo postrzeganie czasu zależy w zasadzie od konkretnego człowieka. To mózg mówi nam, czy coś się dzieje szybko czy wolno. Swoje trzy grosze dokłada później pamięć, która zniekształca przeżyte wydarzenia, co potęguje efekt „względności” czasu.
Ale jak się to ma do naszej komputerowej symulacji? Skoro czas jest pojęciem całkowicie względnym, to nie ma żadnego problemu (poza mocą obliczeniową) w zasymulowaniu takiego wszechświata, jak nasz. „Wyższy byt” może widzieć naszą symulację na ekranie swojego komputera w przyspieszeniu 1000x lub więcej. My, jako postacie uczestniczące w tej symulacji i tak tego nie odczujemy, gdyż poczucie upływu czasu zależy tylko i wyłącznie od naszego mózgu i przyjętych reguł.
Być może te kilka miliardów istnienia naszego świata to zaledwie kilka minut symulacji na odpowiedniej maszynie kosmity? Nie da się za pomocą matematyki potwierdzić tego twierdzenia, ale nie da się także go obalić.
Drzewo zależności
Załóżmy tymczasowo, że wszystkie moje „wizje”, które przytoczyłem powyżej, są prawdziwe (tak oczywiście nie musi być, ale na razie poczyńmy takie założenie). Skoro cały nasz wszechświat jest symulowany w jakimś superkomputerze, to co się stanie, jak my także stworzymy taką symulację? Wszak, nie jesteśmy aż tak daleko od takiego osiągnięcia. Czy „inteligentne” postaci znajdujące się w stworzonym przez nas świecie mogłyby się domyśleć, że nie tylko ich świat jest symulacją komputerową, ale także świat ich stwórców. Ba, może „stworzyciele” naszej symulacji także są obiektem symulacji jakiejś innej cywilizacji? W zasadzie, powstaje nam problem taki sam, jaki mamy z teorią Wielkiego Wybuchu. Również w mojej hipotezie nigdy nie dowiemy się, na którym „szczeblu” wirtualnej symulacji się znajdujemy. To nasz świat może być tym „prawdziwym”. Ale nasz wszechświat może znajdować się zarówno dobrze na milionowym szczeblu symulacji. Ta „drabinka” może się rozwijać zarówno w górę jak i w dół. Może być nieskończenie długa. I żadne badania fizyczne ani wzory matematyczne nigdy nie ustalą, co tutaj jest prawdą, a co fałszem.