Atari 2600 i poszukiwacze zaginionego E.T.
Niemal dwa lata temu opisywałem wam historię wzlotu i upadku ikony gier elektronicznych przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – firmy Atari. W jednym z odcinków tego wpisu poświęconemu schyłkowi konsoli Atari 2600 oraz debiutowi modelu 5200 bardzo epizodycznie wspomniałem o pewnej grze, która stała się symbolem upadku Atari, choć tak naprawdę jej wpływ na ówczesną sytuację firmy był niewielki lub nawet znikomy, a gra ta do dziś obrosła pewną bardzo ciekawą legendą.
Tworzenie gier na podstawie kasowych filmów od zawsze wydawało się pomysłem oczywistym i niemal genialnym. Najpierw miliony widzów pędzą do kina by oglądać film, a chwilę później pojawia się gra, którą kupi przynajmniej część tych, których film zachwycił. Od zawsze jednak wiązało się to ze sporymi trudnościami i najczęściej z ogólnym niesmakiem. Choć dziś możliwości komputerów i konsol umożliwiają tworzenie niemal kontynuacji kinowych hitów, w okresie świetności konsol ośmiobitowych, było to zdecydowanie większym wyzwaniem. Potencjalni klienci gier oczekiwali wyraźnego nawiązania do filmowej fabuły oraz scenariusza, który przysłoni dźwiękowe i graficzne niedoskonałości, jakie wynikały z technologicznych możliwości konstrukcji ośmiobitowych. Niezwykle ważnym problemem związanym z tworzeniem gier na konsole, była też znikoma pojemność nośników, na jakich gra była przechowywana – kartridże o pojemności 2KB (początkowo), 4KB lub 32KB przy użyciu technik stronicowania pamięci.
Nic więc dziwnego, że próby przeniesienia kinowych hitów na ośmiobitowe konsole najczęściej spotykały się z chłodnym przyjęciem przez klientów. Albo gra nawiązywała do fabuły i usiłowała wmówić graczowi, że te kilka pikseli to ich ulubiony, filmowy bohater, albo bardzo luźno nawiązywała do filmowej fabuły, zamieniając się w klasyczną grę zręcznościową (zresztą, takie gry wówczas dominowały w świecie gier), powiązaną z filmem zazwyczaj tytułem, krótką historyjką wprowadzającą na opakowaniu oraz bohaterem, a raczej kilkoma pikselami, które miały udawać, że nim są. Niestety, pisanie gier z bardziej wydumaną fabuła nie było jeszcze wówczas praktykowane.
Cudowne dziecko Hollywood
Steven Spielberg mając 18 lat, z pewnością nie mógł przewidzieć, że jego pierwszy, pełnometrażowy film „Firelight" będzie zarazem pierwszym krokiem ku zasłużonej sławie. Mając 29 lat, stał się już sławnym reżyserem dzięki filmowi „Szczęki”, który osiągnął 470 mln USD wpływów, a młodemu reżyserowi zapewnił tytuł cudownego dziecka Hollywood. Dwa lata później, na kinowych ekranach pojawiają się legendarny film „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, nominowany do Oskara aż w ośmiu kategoriach, w tym za najlepsze efekty specjalne, najlepsze efekty dźwiękowe i najlepszy reżyser. Choć ostatecznie przyznano filmowi tylko dwie nagrody, dla trzydziestoletniego reżysera było to wybitne osiągnięcie.
Ponadczasowy film „Poszukiwacze zaginionej Arki” (1981) jest ciągle żywą legendą. To właśnie od tego filmu mój syn zaczął w tym roku swoją przygodę z Netflixem, a Indiana Jones zawsze był mu bliski, choć urodził się dwadzieścia trzy lata po premierze filmu. Nawet dziś efekty specjalne i oprawa dźwiękowa filmu nie sprawia, że film trąci myszką. Nic dziwnego, to właśnie efekty specjalne i ścieżka dźwiękowa filmu, zdobyły statuetki Oskara w 1982 roku. Choć Spielberg był ponownie nominowany do tej nagrody jako reżyser, co było już samo w sobie ogromnym wyróżnieniem, statuetki nie zdobył.
Trzecią nominację do nagrody Oskara za reżyserię, Steven Spielberg otrzymuje rok później, w 1983 roku. Jego kolejne dzieło – „E.T. the Extra-Terrestrial” (1982) staje się światowym hitem, jeszcze większym niż przygody nietypowego archeologa, dr. Jonesa i "Gwiezdne Wojny" Georga Lucasa. Przygody nieporadnego i zagubionego na ziemi kosmity to nie tylko wartka akcja, ale także mnóstwo scen wzruszających, wyciskających łzy bez względu na wiek. Ileż osób roniło łzy, gdy wydawało się, że E.T. umarł. Ileż razy serce zadrżało, gdy władze były bliskie schwytania E.T. Ten film nie był obojętny dla nikogo, kto zdecydował się go oglądnąć. Był prawdziwym ładunkiem emocji i przygód.
Czy producenci gier, w tym samo Atari mogło obojętnie przejść wobec takich tytułów jak „Poszukiwacze zaginionej Arki” bądź „E.T.” ? Czy wizja stworzenia gry na konsolę, której głównym bohaterem byłby Indiana Jones lub E.T. i jego przyjaciel Elliot nie była kusząca ? Czy ktoś, kto oglądał te filmy, mógłby się oprzeć pokusie kupienia takich gier ?
Atari 2600 to jak XBox, PlayStation i Nintendo w jednym
Konsola Atari 2600 (wcześniej Atari VCS) od kilku lat święciła same trumfy. Choć jej debiut nie odbył się bez problemów, choć pierwotnie konsola nie sprzedawała się tak, jak życzyłoby sobie Atari, sytuacja szybko się zmieniła. W ciągu kilku lat Atari 2600 stało się wyznacznikiem, ba, ikoną ośmiobitowych konsol, całkowicie zmiatając konkurencję. Dość powiedzieć, że pod koniec lat siedemdziesiątych około 80% konsol w domach to było właśnie Atari.
Za sukcesem konsoli stał nie tylko sprzęt. Choć Atari posiadało jeden z najnowocześniejszych wówczas układów generujących grafikę oraz dźwięk — chip Stella, konsola bez oprogramowania byłaby niczym.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że o jej sukcesie przesądziły możliwości Atari w przenoszeniu tytułów znanych z automatów tej firmy, oraz niemały nacisk na produkcję nowych gier.
Najbardziej zwariowany zespół programistów
Już w 1979 roku zespół tworzący gry na Atari liczy 12 osób, a każdy członek zespołu ma nie więcej niż sześć miesięcy na opracowanie nowego tytułu. Nowe tytuły powstają dosyć szybko, ale nie na tyle szybko jak oczekiwaliby użytkownicy. W końcu jest to najlepiej sprzedająca się konsola — ponad 1 mln sprzedanych sztuk. Stąd też dwie niezwykle ważne decyzje zarządu Atari. Pierwsza przewiduje umożliwienie tworzenia gier na Atari 2600 przez firmy zewnętrzne. Zostaje podpisana umowa z niewielką wówczas i mało znaną firmą Activision. Drugą decyzją jest właśnie pomysł, by na Atari 2600 pojawiły się gry bazujące na kinowych hitach. Atari podpisuje umowę z Lucasfilms oraz… ze Stevenem Spielbergiem.
Jednocześnie postawiono na rozwój zespołu programistów, wychodząc ze słusznego założenia, że im więcej będzie osób pracujących nad grami, tym więcej będzie pojawiało się tytułów na Atari 2600. Nie przywiązywano tu żadnej wagi co do ich wyglądu, wykształcenia, czy tego typu cech. Każdy, absolutnie każdy człowiek, umiejący szybko stworzyć ciekawą grę, miał szansę na prace w Atari. Jedynym kryterium, była kreatywność, pomysłowość oraz umiejętność programowania. Nic więc dziwnego, że zespół szybko stał się zbiorowiskiem utalentowanych „wariatów”, którzy tworzyli wspaniałe gry, wygłupiali się i balowali.
Pewnego razu stojąc przy pisuarze, zobaczyłem obok parę bosych stóp. Mój sąsiad miał na sobie tylko majtki. Gdy wyszedłem z łazienki i spotkałem kierownika, powiedziałem mu, że w łazience jest jakiś wariat, żeby go wziął i wywalił. Kierownik odpowiedział mi, że nie może tego zrobić, bo ten wariat to jeden z najlepszych inżynierów, tyle, że nie lubi ubrań. Manny Gerard Co‑Chief Operating Officer
11 stycznia 1981 roku do Atari zgłosił się Howard Warshaw szukając dla siebie pracy. Zarówno o pracy w Atari jak o zespole programistów piszących gry na konsole, krążyły już wówczas prawdziwe legendy. Atmosfera w firmie była, delikatnie mówiąc, bardzo luźna, co było całkowicie zgodne z planem założycieli Atari, którzy postanowili wyeliminować barierę pomiędzy pracą i zabawą. Wychodząc z założenia, że ludzie są wówczas bardziej efektywni, wyrażali zgodne na wszelkie błazeństwa, jakie wymyślali członkowie zespołu. Nikogo nie interesowało kto i o jakich godzinach pracował, w jakim był stanie i czym się w danym momencie zajmował, ani jak wyglądał. Nie było niczym niezwykłym, że w pomieszczeniach panował bałagan, pracownicy grali na pianinie, śpiewali, zajmowali się różnymi innymi rzeczami, nie koniecznie związanymi z aktualną grą, nad którą pracowali, przebierali się za postacie filmowe lub z bohaterów z komiksów lub zwyczajnie, wyglądali dość ekstrawagancko. Każdy programista pisał grę samodzielnie. Pośród tego rozgardiaszu, zlokalizowane były stanowiska, przy których zasiadali ci, którzy aktualnie posiadali wenę twórczą lub termin ukończenia gry zbliżał się z prędkością rozpędzonego Pendolino, którego wówczas nikt oczywiście nie znał. Większość pomieszczeń spowita była dymem ze skrętów, których palenie było tak zwykłym zjawiskiem, jak spożywanie herbaty. Zresztą nie tylko spożywanie herbaty było praktykowane w Atari. Zarząd firmy organizował co jakiś czas imprezy piwne, wówczas spory zapas piwa trafiał do zespołu specjalnie wynajmowaną ciężarówka. Między innymi podczas rozmaitych imprez w pomieszczeniach lub ogrodzie przy budynku Atari, w oparach dymu papierosów i skrętów, pośród butelek z alkoholem i nie do końca odzianych kobiet, odbywały się rozmowy rekrutacyjne dla nowych pracowników.
Howard Warshaw - rekordzista Atari
Właśnie do takich pomieszczeń wkroczył Howard Warshaw i od jednego z już pracujących w firmie inżynierów usłyszał, że ten właśnie zamierza „zdrowo odlecieć”, więc jeśli mu to nie pasuje, lepiej, aby poszedł gdzieś indziej. Po latach Howard twierdził, że przez niecałe trzy lata swojej pracy w Atari przeżył tyle, że dochodził do siebie przez kolejne dwadzieścia pięć lat, nie mogąc zrozumieć, dlaczego w innych firmach standardy są zupełnie inne.
Howard zaczął swoją pracę w Atari od zadania konwersji gry „Star Castle” z automatów na konsolę Atari 2600. Po kilku dniach Howard skonsultował się z kierownikiem, twierdząc, że gra poddana prostej konwersji nie jest zbyt atrakcyjna na Atari 2600 i on pragnąłby ją ulepszyć. Ku swojemu zdziwieniu, kierownik nie wnikał w jego pomysły i stwierdził tylko, że może robić co chce, byle się zmieścił w wyznaczonym terminie. „Star Castle” na Atari 2600 okazało się bardzo udanym tytułem i Howard mógł przystąpić do swojego własnego projektu. Tak powstała gra „Yar’s Revenge”, która do dziś jest uznawana za jedną z najlepszych gier w historii tej konsoli i sprzedano ponad 1 mln kardridży z tą grą. Ciekawostką jest, że słowo „Yar” było napisanym od końca imieniem Raya Kassara, ówczesnego prezesa Atari.
Na wiosnę 1982 roku Atari skontaktowało się ze Stevenem Spielbergiem w sprawie możliwości stworzenia gier opartych na jego kinowych dziełach - „Poszukiwaczach zaginionej Arki” oraz „E.T.”. Spielberg wyraził zgodę na stworzenie wspomnianych gier, uznając, że to naprawdę świetny pomysł, a Atari mogło rozpocząć negocjacje z wytwórnią Universal, która miała wszelkie prawa do filmów Spielberga.
CEO Warner Communication będącego właścicielem firmy Atari — Steve Ross przewidział, że na zakup praw do wykorzystania postaci z filmów Spielberga można przeznaczyć kwotę pomiędzy 20 a 30 mln USD. Była to naprawdę bajońska suma, jednak taka zagrywka miała swoje drugie dno. Warner chciał kupić nie tylko postacie wykreowane przez Spielberga, ale także samego reżysera. Choć nie udało się nakłonić Spielberga do przejścia do wytwórni Warnera, za kwotę 22 mln USD zdołano nabyć prawa do postaci Indiana Jonesa oraz bohaterów filmu „E.T.”. Kwota nie była mała, a i presja była ogromna. Postanowiono jak najszybciej spieniężyć odniesiony sukces w negocjacjach i niezwłocznie opracować grę „Poszukiwacze zaginionej Arki” oraz „E.T.”.
Howard Warshaw otrzymał zadanie napisania gry w oparciu o kinowy hit „Poszukiwacze zaginionej Arki" i dość szybko uporał się z tym zadaniem. Gra była udana i bardzo popularna, choć bez wątpienia w zdobyciu sławy pomógł jej właśnie filmowy pierwowzór. Gra sprzedała się w ilości przekraczającej milion egzemplarzy i ugruntowała pozycję Howarda jako cudownego dziecka Atari.
Narodziny i upadek „E.T."
Nikt nie miał wątpliwości, że zadanie przeniesienia kinowego hitu „E.T." na Atari 2600 także zostanie powierzone Howardowi. Jednak w zamyśle szefostwa Atari, gra „E.T." miała przyćmić wszystko, co w do tego czasu pojawiło się w świecie gier.
Niestety, czas na rozpoczęcie prac nie był najlepszy. Tradycyjnie już, najlepszym okresem na premiery, były święta Bożego Narodzenia, a do tych było już niedługo. Praktykowany w Atari czas na napisanie gry w maksymalnie 6 miesięcy zupełnie nie pasował do terminu, w jakim chciano by wydać „E.T.". To jednak były szalone czasy, a jak wspomniałem wcześniej, zespół programistów Atari był całkowicie oderwany od rzeczywistości.
CEO Atari — Ray Kassar zadzwonił pod koniec czerwca 1982 roku do Howarda Warshaw i zapytał, czy zdołałby on napisać grę o E.T. w pięć tygodni, a Howard niewiele myśląc stwierdził, że jest to absolutnie możliwe. W związku z takim podejściem Howarda do tematu, CEO Atari podstawił mu prywatny odrzutowiec, którym Howard poleciał na spotkanie ze Spielbergiem. W trakcie lotu Howard musiał opracować ogólny zarys fabuły gry. Krótko mówiąc, głównym bohaterem był E.T., który zbierał rozmaite przedmioty mające umożliwić mu powrót do domu. Przeszkadzał mu agent FBI, który owe przedmioty wykradał, oraz naukowiec, który pragnął złapać E.T. Nieporadny czasem kosmita mógł liczyć na pomoc Elliota, dziecka, które także w filmie starało się pomóc E.T. w powrocie do domu. Howard po raz pierwszy zastosował kilka równoległych płaszczyzn w grze, pomiędzy którymi mogli przemieszczać się bohaterowie. Dotychczas, akcje gier Atari odbywały się na jednej płaszczyźnie np. kosmosie. W grze „E.T.” zastosowano trzy płaszczyzny stanowiące zarazem miejsca akcji. Kolejną nowością było opracowanie fabuły, wokół której toczyła się akcja gry. Koncepcja Howarda nieco różniła się od tego, czego oczekiwał sam Spielberg, sympatyk gry Pacman. Spielberg myślał, że gra „E.T." będzie mocno nawiązywała właśnie do Pacmana. Spodziewał się, że kosmita będzie biegał po planszy, zbierał przedmioty jak Pacman, natomiast agenci FBI będą go gonić po planszy niczym duszki w tej kultowej dla Atari grze.
Gdy Howard stwierdził, że nie czas na odgrzewanie pomysłów, ale czas na zupełną nowość i przedstawił Spielbergowi założenia swojej wersji gry, reżyser nie zamierzał dłużej trwać przy swojej wizji.
Choć większość pozostałych programistów uważała, że Howard przeszarżował z deklaracją ukończenia gry w pięć tygodni, wszyscy mu kibicowali. Howard dostał nie tylko oddzielne pomieszczenie w Atari, ale w jego domu zainstalowano mu stację roboczą, umożliwiając pracę także w domu.
Mimo iż prace nad grą ciągle nie były ukończone, Atari rozpoczęło kampanię reklamową gry „E.T." wzbudzając uzasadnione zainteresowanie większości z miliona posiadaczy konsol Atari 2600. Czasu naprawdę było niewiele, jednak Atari zdołało wyprodukować spory telewizyjne, plakaty i specjalne kalendarze adwentowe. Zdołano wykupić najatrakcyjniejszy czas emisyjny w TV, powierzchnię w gazetach i branżowych magazynach, a nawet zamówić wstępne recenzje gry, które mały pojawić się tuż przed rynkową premierą.
Tymczasem Howard gorączkowo pracował nad grą, niemal bez przerwy. Jego praca przyniosła pierwsze efekty już po kilku tygodniach i wczesną wersję gry postanowił zaprezentować Spielbergowi, uzależniając dalsze prace od jego akceptacji dla tego projektu. Wszyscy bez wyjątku zdawali sobie sprawę z faktu, że opóźnienie gry i przeniesienie jej premiery na okres po świętach Bożego Narodzenia, oznaczałby ogromne straty finansowe. Ku zadowoleniu wszystkich, Spielberg bardzo pozytywnie wyraził się o grze, twierdząc, że jest naprawdę fantastyczna. Co ważne, Spielberg był nie tylko biernym obserwatorem gry „E.T.", ale miał możliwość zagrania w nią. Spielberg wyraził opinię, że gra jest bardzo trudna, ale zarazem niezwykle wciągająca i zabawna. Coś, co wówczas zdawało się głównym atrybutem, z czasem okazało się jedną z poważniejszych wad gry.
Także dziennikarzom zaprezentowano grę „E.T." umożliwiając im napisanie wstępnych recenzji gry, które zgodnie z oczekiwaniami Atari były bardzo entuzjastyczne. Niektórzy twierdzą, że za owe entuzjastyczne recenzje „E.T." Atari całkiem przyzwoicie zapłaciło, ale do dziś nikt tego nie zdołał potwierdzić.
Święta Bożego Narodzenia w 1982 roku były dla posiadaczy Atari 2600 bardzo nerwowe i wielu z nich z niecierpliwością wypatrywało świętego Mikołaja z workiem pełnym kartridży z „E.T.". Atakowani reklamami z gazet, telewizji, ekranów kinowych oraz plakatów, nie rozważali zazwyczaj innego wyboru niż gra „E.T.". Warto pamiętać, że wszyscy mieli jeszcze świeżo w pamięci emocje, jakie wywoływał film „E.T.", który kilka miesięcy wcześniej niepodzielnie królował na ekranach kin.
Zgodnie z planem, „E.T." pojawiło się tuż przed świętami Bożego Narodzenia i znalazło się pod niejedną choinką. Gra bardzo szybko znalazła się na liście najlepszych gier, układanej przez branżowe magazyny i czasopisma. Szybko też zaczęła okupować pierwsze miejsce w rankingu najlepiej sprzedających się gier na Atari 2600. Atari przygotowane na sukces, zamówiło nieco ponad 3 mln kartridży (niektórzy twierdzą, że ponad 4 mln) z grą „E.T." zakładając, że sprzedaż nowego hitu powinna docelowo osiągnąć blisko 6 mln egzemplarzy (30 USD/szt).
Gra okazała się być nie tylko trudna, ale pełna błędów. W jednej z plansz E.T. musiał uciekać przed naukowcem i agentem FBI unikając dziur, do których mógł wpaść. Problem w tym, że bardzo często w nie wpadał, nawet wówczas, gdy gracz kierował go w inną stronę. Podejrzewano nawet, że to celowe oszustwo ze strony Atari by gra była trudniejsza. Oczywiście sam autor gry zaprzeczył, by celowo modyfikowano grę w ten sposób. Teoretycznie E.T. mógł wydostać się z dołka o własnych siłach lub przy pomocy Elliota. W grze jednak zdarzały się takie dołki, z których E.T. wyjść nie mógł ani samodzielnie, ani z pomocą Elliota, ani z pomocą… najwyższego. Jedyną opcją było wyłączenie gry i zaczęcie jej od początku. Grze zaszkodził także sam film, uznawany już wówczas za absolutny hit. Możliwości graficzne i dźwiękowe gry nijak miały się do tego, co oferował film. Nie inaczej było z fabułą. Film wciągał, wzruszał i angażował. Gra nie wzruszała, stawała się walką z błędami i irytowała. Po prostu film był zbyt piękny i zbyt doskonały.
Gracze poczuli się oszukani. Obiecano im emocje, dano zręcznościówkę. Obiecano im prawdziwy hit, dano grę pełną błędów, grę, której ukończyć się podobno nie dało. Kilka tygodni po premierze gry, do Atari zaczęły wracać pierwsze zwroty. Nie tylko gracze odsyłali swoje kopie, ale także sklepy zaczęły zwracać zamówione wcześniej egzemplarze gry oraz anulować kolejne zamówienia, jakie złożono z wyprzedzeniem.
Nie pomogły rozmaite promocje, jakie usiłowało wprowadzić Atari. Nie pomogła obniżka ceny ani nawet łączenie gry w zestawy z innymi, nieco bardziej popularnymi grami. Tej gry nikt nie chciał, nawet za darmo.
Nieco więcej szczęścia miało druga gra „Poszukiwacze zaginionej Arki”, której sprzedano ponad milion egzemplarzy, a której autorem także był Howard Warshaw. Tym samym był on jedynym programistą w historii Atari, którego gry sprzedano trzy razy w ilości ponad 1 mln egzemplarzy.
Sprzedaż gry „E.T." nie była jedynym ciosem, jakie Atari musiało przyjąć na przełomie roku 1982/1983. Po raz pierwszy w swej historii Atari odniosło stratę w czwartym kwartale 1982 roku. Strata przychodów nie była wielką katastrofą, choć wynosiła 180 mln USD. Firma posiadała spore zapasy gotówki i pomimo jednego, ujemnego kwartału za 1982 roku uzyskała przychody większe o 15% niż w 1981 roku. Jednak analitycy spodziewali się, że przychody w Atari będą większe o 50%. Słabe wyniki finansowe i medialna katastrofa gry „ET” sprawiła, że kurs akcji Atari gwałtownie spadł z 54 USD do 35 USD za akcję. Na samym spadku wartości walorów Atari, firma poniosła stratę blisko 1.3 mld USD. Zaufanie inwestorów było jednak dużo większą stratą niż owe 1.3 mld USD. Kilka dni przed podaniem niekorzystnych wyników finansowych, CEO Atari — Ray Kassar sprzedał swoje udziały w firmie, wywołując tym skandal na giełdzie i powodując wszczęcie śledztwa przez amerykańską komisję papierów wartościowych. Kilka tygodniu później, Ray Kassar ustępuje ze stanowiska CEO Atari.
Rok 1983 to całkowite załamanie rynku konsoli, które zwyczajnie przestają się sprzedawać. Ich miejsce zajmują komputery, umożliwiające nie tylko uruchamianie gier nie gorszych, a często lepszych niż te na konsole, ale także normalną pracę i naukę, czego na konsolach typu Atari 2600 nie dało się zrobić. Prawdziwymi katami Atari 2600 był ZX Spectrum, Commodore C64 oraz inne komputery ośmiobitowe, w tym także produkowane przez samo Atari modele Atari 400 i Atari 800. Czas ośmiobitowych konsol skończył się nagle i naprawdę niespodziewanie.
W 1983 roku Howard Warshaw opuszcza Atari i postanawia nie zajmować się więcej programowaniem. Ima się różnych zajęć, zostaje handlarzem nieruchomości, brokerem, a ostatecznie… psychoterapeutą.
Gra „E.T." przez pewien czas zalegała magazyny Atari i tak naprawdę nikt nie wiedział, co zrobić z niemal trzema milionami niesprzedanych egzemplarzy. Wraz z upadkiem firmy i koniecznością wyprzedaży majątku pojawił się problem gry „E.T.", z którą należało coś zrobić. Niespodziewanie, Atari sprzedało puste magazyny i nikt nie wiedział, co się stało z ich zawartością.
Grobowiec E.T., grobowiec Atari
Alamogordo to niewielkie, liczące niespełna 32 tys. mieszkańców miasteczko w Nowym Meksyku. Położone na zachodnim stoku gór Sacramento, leży nieopodal Albuquerque. Tego samego Albuquerqu, do którego parę lat wcześniej przyjechał Bill Gates by sprzedać swój Basic firmie MIT. Choć miasteczko nie wydaje się zbyt atrakcyjne, jego historia potrafi ściągnąć tu wielu turystów. Założone w 1898 roku na terenach Apaczów Mescalero, było typowym miastem pogranicza, pełnym poszukiwaczy złota, przygód, czarnych charakterów i ludzi, którzy w rękach mieli częściej rewolwer, niż jakiekolwiek inne narzędzie pracy. W 1945 roku na pobliskim poligonie przeprowadzono pierwszą eksplozję bomby atomowej o sile 20 KT w ramach projektu Manhattan, a mieszkańcy Almogordo do dziś się śmieją, że jako jedyni posiadają świecący deszcz i radioaktywne burze piaskowe. Almagordo ma też swoje bardziej współczesne legendy.
Rankiem 23 września 1983 roku, piaszczystą drogą prowadzącą na wysypisko śmieci przejechało kilka ciężarówek z dobrze zasłoniętą zawartością. Choć ciężarówki otoczone były chmurami czerwonawego, rdzawego pyłu, nie umknęły one uwadze mieszkańców. Nie były to typowe pojazdy, jakie docierały na wysypisko. Po przejechaniu przez mocno zdezelowaną i powykrzywianą, siatkową bramę, ciężarówki skierowały się do jednego ze świeżo wykopanych rowów, tak zwanych stogów. Przy krawędziach rowu stały żółte spychacze, betoniarka i koparka. Ciężarówki zjechały na dół stogu i zaczęto zrzucać z nich niewielkie, srebrne, kartonowe pudełka. Całość trwała dosyć długo, na tyle długo, że scenę tą zdołała sfotografować fotoreporterka lokalnej prasy „El Paso Times”. Gdy ciężarówki pozbyły się swojej zawartości, koparka zaczęła zasypywać srebrne pudełka, a całość zalano cienką warstwą betonu. Po kilku dniach i beton znikł pod warstwami tradycyjnych już śmieci, które zwoziły tu okoliczne firmy sprzątające. Po kilku miesiącach rów zapełnił się śmieciami, podobnie jak kilka innych dołów w okolicy, a spychacze przykryły wszystko warstwą ziemi.
Już wówczas pojawiły się sugestie, że 23 września 1983 roku to właśnie na tym wysypisku Atari zakopało blisko 3 mln egzemplarzy swojej najgorszej gry - „E.T.", gry, której wiele osób, zupełnie niesłusznie, przypisuje winę za upadek konsoli Atari 2600. Atari przez wiele lat skrzętnie unikało odpowiedzi na te plotki, twierdząc, że nigdy żadne gry nie zostały w ten sposób zakopane czy zutylizowane.
Przez wiele lat poszukiwacze przygód i zakopanego „E.T." przedostawało się na teren wysypiska Alamogordo ze szpadlami i kopało w nadziei odnalezienia choć jednego, zakopanego egzemplarza gry „E.T.". Nikomu jednak się to nie udawało. Wysypisko jest olbrzymie i szukanie niewielkiego kartridża z grą „E.T." na takiej przestrzeni było pomysłem iście szalonym.
W 2013 roku postanowiono się bliżej zająć rozwiązaniem zagadki miejsca pochowania „E.T.". Na podstawie zachowanych planów, określono miejsce, w jakim mogły być zlokalizowane rowy, w jakich składowano śmieci w 1983 roku. Jeden z nich miał pod betonową kopułą skrywać grę „E.T.". Uzyskanie zgody na wykopaliska nie było wcale proste. W tym rejonie zakopano także groźne chemikalia oraz martwe zwierzęta, które padły wskutek epidemii oraz zatrucia rtęcią. Należało pozyskać sponsora, albowiem same szpadle nie wystarczały. Głównym sponsorem zdecydował się zostać Microsoft i sprawy nabrały właściwego tempa. 26 kwietnia 2014 roku rozpoczęto wykopaliska niczym Indiana Jones na pustyni. Pracowicie wiercono w głąb wytypowanego miejsca, analizując to, co maszyna wydobywała z niewielkiego otworu. Strzępy gazet z datą, stare listy, opakowania, to wszystko dzięki zachowanym datom mogło potwierdzić lub zanegować właściwość wyboru miejsca. Jako symbol sukcesu potraktowano wydobycie fragmentu kontrolera z Atari 2600.
Wokół wysypiska zbierał się tłum. Obecni byli nie tylko mieszkańcy, ale masa ludzi przyjeżdżających z naprawdę odległych rejonów i wabionych obecnością przy odkrywaniu historii z ich dzieciństwa. Wśród poszukiwaczy był także Howard Warshaw, zaproszony jako gość honorowy, oraz kilku innych "wariatów" z dawnego Atari.
Pod koniec dnia, praca poszukiwaczy zakończyła się sukcesem. Po skruszeniu betonowego pancerza, na głębokości 8.5 metra, pojawiły się charakterystyczne, srebrne pudełeczka, zawierające kartridże z grami na Atari. Niektóre zmiażdżone przez spychacze, wiele zachowanych w stanie niemal idealnym. Z czasem okazało się, że nadal sprawne. Legendarne miejsce pochowania „E.T." zostało odkryte ? Z pewnością tak, choć tak naprawdę gra „E.T." stanowiła tylko jedną z wielu, jakie spoczęły na wysypisku Alamogordo. Po skatalogowaniu znalezisk okazało się, że nie na wysypisku nie zakopano milionów kartridży z „E.T." jak chciała legenda, ale kilkanaście tysięcy. Ta ponoć najgorsza gra, znalazła się na zaledwie 10% wszystkich wydobytych nośników. Wśród zakopanych kartridży znalazły się nie tylko te gry, które się słabo sprzedawały. Wiele z nich to takie hity jak „Yar’s Revenge”, „River Raid”, „Pacman” i wiele innych, znanych tytułów. Świadczy to tylko o tym, że Atari pozbyło się w ten sposób gier, których nie udało się już sprzedać, a nie tylko tych, które były powodem wstydu. Gra „E.T." nie przypieczętowała losu Atari ani tym bardziej losu konsol z początku lat osiemdziesiątych. Gra „E.T." i jej sarkofag, stała się symbolicznym grobowcem całej branży.
Choć gra „E.T." nie była udana, choć od lat wymieniana jest jako jedna z najgorszych gier w historii (zdaniem niektórych, niesłusznie), choć przypisuje się jej winę za klęskę Atari 2600, ma też ona swoje niezwykłą historię. Powstała w zaledwie pięć tygodni, choć nie odniosła sukcesu rynkowego, do dziś jest jedną z najbardziej znanych i chyba jako jedyna, posiada tak wspaniałą historię i legendę.
Atari popełniło samobójstwo. Nie zginęło od ciosu w plecy. To nie była wina „E.T.", lecz efekt kumulacji błędów w technologii, zarządzaniu i marketingu. Szefostwo Atari wierzyło, że da się jeszcze wcisnąć 10 mln przestarzałych konsol na rynek, który był już nasycony. Nolan Bushnell - założyciel Atari