Dokąd zmierzasz Microsofcie?
Świat IT bardzo się zmienił ostatnimi czasy. Na rynku pojawiło się szereg nowych firm i pomysłów, które zmieniły niegdyś panujące trendy, wyznaczyły nowe i pchnęły świat IT na nowe wody lub jak kto woli, w nowym kierunku. Nie wszyscy nadążali za owymi trendami i rewolucje, jak to rewolucje, musiały zebrać swoje ofiary. Jedną z nich był Kodak, który nie zauważył cyfrowej rewolucji w fotografii, a gdy zobaczył.... był to ostatni obraz, jaki ujrzała ta firma. Dodajmy, firma stanowiąca niegdyś kwintesencję amerykańskiego giganta biznesu.
Nieco mniejszą ofiarą była Nokia, która także nie zauważyła rewolucji smartfonów. Może inaczej. Zauważyć zauważyła, ale myślała, że to wszystko potoczy się nieco inną drogą. Rzecz szczególnie dziwna, gdyż to właśnie Nokia miała największy potencjał do tego, by na rynek smartfonów wejść głośno i z przytupem. Próbowała, ale starała się wejść nie tymi drzwiami co trzeba. Zamiast głośnego wejścia było stłumione pukanie, a zamiast przytupu, dreptanie w miejscu, co dla fińskiego giganta telefonii komórkowej skończyło tak, jak się skończyło.
Choć wsadzenie ciągle działającej jeszcze Nokii do tego samego koszyka co nieistniejącego już Kodaka byłoby olbrzymim nadużyciem, nikt chyba nie będzie polemizował ze stwierdzeniem, że obecna Nokia jest zaledwie cieniem tej firmy, jaką znaliśmy w latach dziewięćdziesiątych. Obecnie jesteśmy świadkami agonii Blackberry, która to firma na wszelkie możliwe sposoby stara się utrzymać na rynku. Niegdyś dysponowała świetnym produktem i wiernymi, naprawdę wiernymi użytkownikami. Dziś pozostali tylko użytkownicy, może trochę mniej wierni, bo znudzeni czekaniem i zmęczeni niejasną polityką firmy, a choć byt Blackberry ciągle jest mocno zagrożony, zbyt wcześnie chyba jeszcze mówić o upadku. Parafrazując komunikaty wojenne, można powiedzieć:
Blackberry broni się nadal...
Wbrew pozorom, obawy może budzić także sytuacja Microsoftu. Nie, nie twierdzę, że Microsoftowi grozi los Nokii czy Blackberry, ani tym bardziej legendy amerykańskiego przemysłu fotograficznego — Kodaka. Z pewnością nie w najbliższym czasie. Firma ta stoi na dwóch mocnych filarach — usług biznesowych i usług konsumenckich, z tym że ten drugi, jakby zaczynał się lekko kruszyć.
Microsoft każdemu kojarzy się z systemem Windows. Po niezbyt udanych, pierwszych edycjach z początku lat dziewięćdziesiątych, Microsoft poprawiał swój produkt, sprawiając, że stał się on wreszcie zjadliwy i akceptowalny. Nie obyło się bez potknięć w stylu Millenium Edition, ale nie czyni błędów tylko ten, co nic nie robi. Ukoronowaniem prac Microsoftu nad systemem operacyjnym dla komputerów jest Windows XP, którego niektórzy użytkownicy ciągle używają, a inni nadal wspominają jako niemal "ziemię obiecaną". Windows XP, choć w świecie IT jest zgrzybiałym staruszkiem z długą i siwą brodą, ciągle jest obecny w świadomości użytkowników komputerów, choć sam Microsoft bardzo się starał pochować go niemal żywcem. Jeszcze bardziej widoczne jest to obecnie na przykładzie Windows 7, który ze sceny zejść nie chce, pomimo bezprecedensowych działań Microsoftu, zahaczających nawet o świadome naruszanie własności i prywatności użytkowników komputerów. W mojej ocenie, proces zmiany Windows 7 na Windows 10 ciągle będzie kwestią bardziej przymusu, niż dobrej woli użytkowników, a wszystko dlatego, że Microsoft przestał ich słuchać.
Tak jak w kwestii swoich poczynań z systemem Windows, tak i wątpliwości moje wzbudza kwestia sprzętu jaki produkuje Microsoft, bo przecież nie samym oprogramowaniem firma ta żyje. Nie mogę, choć bardzo bym chciał, odmówić Microsoftowi talentu do produkowania ładnych przedmiotów. Pośród przeciętnych myszek, klawiatur i kamer, zdarzają się prawdzie perełki, cieszące nie tylko wzrok, ale posiadające niezaprzeczalne walory użytkowe. Przez pewien czas upatrywałem w tym nowej ścieżki, jaką odkrył Microsoft — produkcja sprzętu.
Microsoft zwiększał swoją ofertę w zakresie sprzętu i tak, obok wspomnianych już myszek, klawiatur czy kamer, zaczęły pojawiać się odtwarzacze mp3, telefony komórkowe, tablety, komputery przenośne, a ostatnie plotki głoszą, że Microsoft chce zaprezentować swój komputer All‑In-One, który ma być iMac Killerem. Zwłaszcza to ostatnie słowo — "killer" — wzbudza moje wątpliwości. Nie, nie dlatego, że powątpiewam w zdolności Microsoftu mogące sprawić, że w jego ofercie pojawi się komputer lepszy niż iMac Apple. Jest to możliwe, bo czemu by nie ? Powątpiewam, bo każdy killer Apple, od dawna spoczywa już na cmentarzu IT, a jego cel — produkt Apple żyje nadal, lub umiera całkiem spokojną śmiercią naturalną. Tak było z iPod Killerem, czyli odtwarzaczem Microsoft Zune, o którym mało kto dziś pamięta i chce pamiętać. Odtwarzaczu, który niczym chłystek przekonany o tym, że jest rewolwerowcem, bo trafia w butelkę, wyzwał podstarzałego pana iPoda na pojedynek w samo południe, nie bacząc na to, że lista odstrzelonych przez odtwarzacz Apple konkurentów, jest całkiem długa. Pojedynek ten skończył się tak, jak skończyć się musiał. Tylko grabarz się cieszył, bo miał mniej roboty — Zune był mniejszy.
Abstrahując od pojedynków przeniesionych z Dzikiego Zachodu, warto zastanowić się, co stało za takim, a nie innym losem flagowego odtwarzacza mp3 Microsoftu. Warto, gdyż Microsoft nie odrobił lekcji na ten temat i błędy powtarza nadal.
Moment wejścia odtwarzacza Zune na rynek nie był zbyt fortunny. Odtwarzacz Apple był już wówczas synonimem odtwarzacza mp3. Ileż to osób twierdziło, że ma iPoda i na dowód wyciągało z kieszeni odtwarzacze innych producentów, ileż to osób przychodziło do sklepów z elektroniką i kupowało "iPoda Kreatiwe" lub tym podobne kombinacje. Anonsowanie przez Microsoft swojego odtwarzacza jako tego, który wykończy tak mocno zakorzenionego na rynku iPoda, było bardziej zabawne niż poważne, tym bardziej, że niedoszły król był nagi. Za iPodem stała świetna współpraca z komputerami Mac i niezła z komputerami PC, moda i ... niezwykle wygodny i nowoczesny jak na ówczesne czasy sklep z muzyką. iPod miał za sobą wszystko to, czego nie miał Microsoft Zune i w ówczesnym mu czasie nie mógł nawet o tym marzyć.
Niemały wpływ na muzyczną klęskę Microsoftu miało też opóźnienie europejskiej edycji Microsoft Zune. Gdy odtwarzacz ten miał swoje "pięć minut" w mediach, na terenie Europy był produktem niedostępnym, a Microsoft obiecał, że trafi do Europy już niedługo. Gdy trafił, było już zbyt późno. Europejczyk kupił kolejnego iPoda, bo o Zune zapomniał.
Kolejnym Killerem miał być tablet Surface, który miał wykończyć iPada. Nie neguje tu jego funkcjonalności i atrakcyjnego wyglądu. Nic z tych rzeczy. Microsoft Surface jest produktem ładnym i być może praktycznym. Piszę "być może", gdyż nie miałem możliwości jego używania. Jednakże jego początki były raczej opłakane i tylko wpompowanie niemałych pieniędzy w jego promocję, uratowało ten produkt przed całkowitą zagładą. Dość przypomnieć, że Microsoft wyposażył członków sztabów szkoleniowych NFL w tablety Surface. Trenerzy owszem występowali, bo musieli, ale ciągle używali iPada, maskując go produktem Microsoftu na potrzeby mediów. Co gorsze, dziennikarze nagminnie się mylili i mówili o iPadzie z czego wybuchł niemały skandal zakończony dosyć widocznym emblematem Surface, co i tak niewiele zmieniło wówczas w tej sprawie.
Na szczęście Microsoft zdołał odciągnąć klęskę kolejnego killera i postanowił świadomie bądź przypadkowo, przesunąć nieco Surface'a w katalogu swoich produktów. Surface jako urządzenie przestało być iPad Killerem, ale zwróciło, się bardziej w kierunku laptopów i urządzeń typu 2 in 1, choć sam Microsoft uwielbia pokazywać, że jest to urządzenie lepsze niż MacBook Air, o zabijaniu MacBooka na szczęście nikt nie myśli. Być może dlatego, że i jeden i drugi produkt ma swoich zwolenników doceniających konkretne rozwiązania oferowane przez Surface czy MacBooka Air, a oba urządzenia tak naprawdę mają nieco inne grupy docelowe.
Zostawmy jednak Surface i poświęćmy nieco uwagi telefonom komórkowym, na którym Microsoft poniósł sromotną i dla mnie zupełnie niezrozumiała klęskę. Kupiono rozwiązania Nokii, kupiono jej nazwę, patenty i część użytkowników. Tak, użytkowników, bo nazwa Nokia była synonimem telefonu komórkowego i niejeden z tych użytkowników kupiłby kolejny telefon z choćby mikroskopijnym napisem Nokia, nie zastanawiając się nad tym, kto tak naprawdę za nim stoi. Microsoft miał pieniądze na rozwój, olbrzymi potencjał intelektualny i system operacyjny dla telefonu, system, który naprawdę był bardzo dobry. Gdyby nie było iOS, pokochałabym Windows Phone. Całości dopełniał dominujący na świecie komputerowy system operacyjny. Wszystko się aż prosiło, by to ładnie połączyć i stworzyć ekosystem nie gorszy niż ten, jaki oferuje Apple.
Za Lumią nie stanęli jednak deweloperzy, a polityka Microsoftu co do przyszłości tego produktu była tak niejasna, jak kosmos za mityczną planetą Nibiru. Nikt nie chciał angażować ani czasu, ani pieniędzy w tworzenie aplikacji na produkt, który nie wiadomo jak się będzie rozwijał. Brak aplikacji to brak użytkowników, a i z tymi Microsoft postanowił nieczysto zagrać. Obietnice aktualizacji Windows Phone 8 do wersji 8.1 wzbudzały już wiele kontrowersji. Wystarczy wspomnieć HTC 8s, który nie doczekał się aktualizacji, gdyż zdaniem Microsoftu się nie dało. HTC wzięło sprawę w swoje ręce i pokazało, że się dało, ale się komuś nie chciało.
Obietnice związane z aktualizacjami z WP 8.1 do WP 10 uświadomiły wielu osobom, że to, co Microsoft mówi, a to, co robi, to dwie kompletnie różne sprawy. Choć Microsoft miał wszystko w swojej garści i system i telefony, nie był w stanie zapewnić aktualizacji na wszystkie modele, choć jeszcze niedawno zaklinał się, że tak się stanie. A dodajmy, nie było tych modeli kilkadziesiąt, ale zaledwie kilka.
Los Lumii został przypieczętowany i chyba każdy już to widzi. Microsoft zapowiedział koniec Lumii, obniżył ceny, a telefony, choć na wyprzedażach, sprzedają się i tak fatalnie. Niejako nagrodą ma być nowy telefon Microsoft Surface Phone i choć niewiele o nim wiadomo, niewiele osób jest zainteresowanych tym tematem. Czy poza zmianą nazwy z "Lumia" na "Surface" coś się zmieni ? Czy polityka Microsoftu w tej materii także ulegnie zmianie ? A może to tylko kolejne obietnice działu PR, który chyba jakiś czas temu przy pomocy paczki dynamitu wystrzelił się na orbtę i dawno stracił łączność z centralą i planetą Ziemią ? Niektórzy sugerują, że Surface Phone będzie takim elitarnym modelem telefonu, przeznaczonym dla najbardziej wymagających użytkowników. Naprawdę ? Microsoft pragnie konkurować z topowymi telefonami o ugruntowanej pozycji na rynku, choć doświadczenia z martwą Lumią wskazywały, że to te najtańsze modele cieszyły się najlepszą, choć i tak symboliczną popularnością. Będzie kolejny Killer ?
Ostatnim produktem, o którym chciałbym wspomnieć, to Microsoft Band, a więc inteligentna opaska zajmująca się badaniem naszej codziennej aktywności, zbieraniem i analizą danych o naszym zdrowiu, sposobie życia i ich wzajemnym powiązaniu. Niby nic nowego i rynek inteligentnych opasek czy zegarków jest spory i pełen rozmaitych pomysłów innych producentów. Jednakże produkt Microsoftu prezentował się na nim bardzo interesująco. Świetna integracja opaski z telefonami sprawiała, że produkty te tworzyły swoisty, nieźle działający ekosystem. Tworzyły do czasu, gdy kolejna aktualizacja aplikacji systemowej Healf na Windows Phone nie zaczęła żyć własnym życiem. Zamiast aktualizacji, Microsoft wycofał jedną aplikacje, zastąpił ją inną, a użytkownicy zaczęli zastanawiać się, o co chodzi w tej zabawie.
Sama opaska, choć do najtańszych nie należała, zyskała całkiem sporą popularność na terenie USA. Microsoft zdołał przekonać, że to produkt funkcjonalny, ciekawy, ładny i wart swojej ceny. Podobnie jak miało to miejsce z Microsoft Zune, opaska ta miała trafić na europejskie rynki w nieco późniejszym terminie. Miała i tak naprawdę porządnie nie zdążyła trafić, albowiem nieoczekiwanie dla wszystkich, Microsoft powiedział:
Uznaliśmy, że opaska Band nie jest fajna i kończymy jej rozwijanie.
A mnie się przypomniała się wówczas pewna kultowa scena, gdy do zebranych w piwnicy lokatorów wchodzi gospodarz domu — Stanisław Anioł:
Powyższy cytat jest w zasadzie kwintesencją moich przemyśleń odnośnie do tego, co robi Microsoft na rynku konsumenckim. Pełno sprzecznych decyzji, pełno niejasnych pomysłów i sygnałów wysyłanych do klientów i deweloperów sprawa, że produkty te, choć niewątpliwie posiadające olbrzymi potencjał i naprawdę solidnie wykonane, nie są traktowane jako realna alternatywa dla konkurencji. Nie sprawiają, że potencjalny klient idąc do sklepu, zastanowi się, czy kupić smartfona z Androidem, czy Windows Phone, czy wybrać opaskę Fitbita, czy może jednak ma to być Microsoft Smart Band 2. Jedynym momentem zawahania się, może być kwestia wyboru tabletu, czy ma to być któraś z wersji Surface, czy może jednak iPad, MacBook lub tablet z Androidem.
Ostatni, żyjący nadzieją klienci, niemający ochoty ani na telefon pracujący pod kontrolą Androida, ani pod kontrolą iOS, powoli tracą nadzieje na to, że cokolwiek zmieni się w tym tak mocno spolaryzowanym świecie. Ostatnie informacje o przesunięciu terminu premery Surface Phone mogą sprawić, że jego premierą będzie zainteresowany facet na scenie, znudzony bileter i sprzątaczka.