Koniec świata, porzucają Windowsa 7. Okazjonalny poradnik survivalowy
12.01.2020 08:38
Microsoft zadeklarował, że 14 stycznia 2020 roku zakończy wydawanie aktualizacji dla Windowsa 7. Zaiste zaskakujące, że ponad 10 letni system odchodzi na emeryturę i nie żeby na przykład Windowsa 2000 wcześniej spotkał analogiczny los, i to w podobnym okresie jego życia. Ale hurr durr zły Microsoft, a ludzie drą szaty, deklarując migrację na Linuksa, zakup Maca albo inne niepoważne rzeczy. Jak my to przeżyjemy? – pytam.
A tak serio, do napisania niniejszego artykułu natchnął mnie pewien znajomy. Mój zdecydowanie ulubiony typ użytkownika – dinozaur. Facet ma jakoś 40‑stkę na karku i merytorycznie zawiesił się na początku wieku. Pytając o kartę graficzną, pro forma powtarza, że jakby co, Xabre go nie interesuje. Gdybym człowieka nie znał, nie uwierzyłbym, że tacy istnieją. A jednak.
Jakoś tak się stało, że stanowi on dla mnie swoistą alegorię gościa, który o rynku komputerowym ma raczej szczątkową wiedzę, ale błyskawicznie podłapuje najbardziej nośne nowinki. Później potrafi je bardzo ostro komentować, nieszczególnie orientując się w panującej sytuacji.
Ale do rzeczy. Kolega ma komputer, jakich w Polsce wiele. Paroletni, już w chwili zakupu co najwyżej średniej klasy, a na nim oczywiście – Windows 7 by zatoka, z aktywatorem oraz setkami szemranych modów. Odpali go po powrocie z pracy; przejrzy wiadomości ze świata, porobi przelewy, czasem do tego zagra czy obejrzy w sieci film. Standard, jednym słowem.
Aktualizacji ten blaszak zasadniczo nie widział. Co najwyżej jedynie w przypadku przeglądarki, gdy ta zaktualizuje się sama. Nic więcej. I ten właśnie kolega dzwoni do mnie z wiązanką, tu cytuję, że w tym Microsofcie to sobie robią jaja z ludzi. Rzuca mięchem, potem się obraża. Znów rzuca mięchem. Pętla. Jak zakładam, nie on jeden daje się teraz ponieść emocjom i nie on jeden jest w podobnej sytuacji.
Rodzi się tylko pytanie, co tak naprawdę traci po tym owianym już aurą grozy 14 stycznia.
No właśnie – kompletnie nic. Komputer nie przestanie działać. Dalej będzie uruchamiać gry i podstawowe narzędzia tak, jak robi to dzisiaj, a aktualizacje to insza inszość. Większość ich nie robi, co potwierdzają statystyki.
W 2016 roku naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu i Uniwersytetu Indiany przebadali grupę 307 przypadkowych osób, sprawdzając czy dokonują one aktualizacji systemu i oprogramowania. Twierdząco odpowiedziało zaledwie 21 proc. respondentów. Mówiąc bardziej obrazowo, statystycznie czterech na pięciu użytkowników komputera ma kwestię bieżących update'ów w nosie.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że moja babcia, użytkowniczka Windowsa 7, nie ma bladego pojęcia o zbliżającym się zakończeniu wsparcia. Zresztą, znam ludzi z powodzeniem korzystających do dzisiaj z XP‑ka. To na pewno nie jest najbezpieczniejsze rozwiązanie, jednak mimo wszystko z powodzeniem stosowane.
"Przesiadam się na Linuksa lub macOS"
Ta deklaracja to mój osobisty faworyt, jeśli chodzi o natężenie szaleństwa. Ustalmy coś, nie deprecjonuję siły obydwu tych alternatyw. Staram się natomiast myśleć realnie, a fakty są takie, że dla 99 proc. użytkowników ani Linux, ani tym bardziej macOS nie są jakkolwiek zamienne z Windowsem 7. Platformą doskonale znaną, przewidywalną i co ważne, przystępną.
Zainstaluj swojej babci Manjaro, to powie, że jej zepsułeś komputer. Bo ledwo się tego łindołsa nauczyłam, a tu jakieś dziwne rzeczy się pojawiają. Zainstaluj koledze-laikowi, a gdy nie będzie mógł uruchomić którejś z gier, co przytrafi się dość szybko, wróci z awanturą. Przy czym trzeba pamiętać, że jeśli ktokolwiek uważa cykl życia Windowsa 7 za zbyt krótki, to na Linuksie może czekać go policzek do potęgi n. Polecam lekturę.
Tymczasem polecanie Maca to już w ogóle kuriozum. Pomijając zupełnie inną platformę i jeszcze większy problem z grami i powszechnie znanymi aplikacjami, Apple wcale nie ma jakichś szczególnie dłuższych okresów wsparcia niż Microsoft. Patrząc na urządzenia konsumenckie, najnowsza Catalina jest kompatybilna z komputerami wyprodukowanymi w roku 2012 lub nowszymi. Jej wsparcie potrwa pewnie dwa‑trzy lata, a równolegle pojawią się nowsze systemy, które to jednak będą sukcesywnie usuwać z listy wsparcia najstarsze sprzęty. Apple robi tak od lat.
Jestem niezmiernie ciekaw, jak orędownicy Apple'a wyobrażają sobie przesiadkę z Win 7 na Maca. Ktoś korzystający z paroletniego sztrucla ma wyjąć z kieszeni 6 tys. zł na nowego MBP? A może kupić sobie używkę, którą lada moment znów będzie musiał wymieniać? Co by nie mówić, Windows 10 pod tym względem wygrywa. Na komputerach z procesorami Core 2. generacji, wyprodukowanymi w latach 2011-12, śmiga aż miło.
Telemetria. Argument, który można zrozumieć, o ile nie popatrzy się dookoła
Żeby nie było, staram się rozumieć argumentację zdeklarowanych przeciwników dziesiątki, jednak odnoszę wrażenie, że jest ona dość krótkowzroczna. Niczym mantra powtarzane są komunały o telemetrii. I zgoda, kiedyś algorytmów śledzących było mniej. Tylko, dzisiaj są one dosłownie wszędzie. Ludzie mają smart TV, komórkę z Androidem, konto na Facebooku i pocztę Gmail, a potem skarżą się na system operacyjny w PC. Tak, poradniki o usuwaniu telemetrii na facebookowych grupach, gdzie siedzą goście wrzucający dziesiątki prywatnych zdjęć na publiczną tablicę, to dla mnie trudny do zrozumienia fenomen.
A do czego zmierzam? Do tego, że wraz z odcięciem Windowsa 7 od aktualizacji świat się nie kończy. Większość nawet nie odczuje skutków, ale jeśli już, prędzej czy później przesiądzie się na dychę i po pół roku zapomni o sprawie. Najpierw jednak tradycyjnie trzeba się wyszumieć. Ze specjalną dedykacją dla kolegi J. ;)