Gdy nie da się czytać, można zagrać w Big Business Delux
Gra ta zupełnie przypadkowo wpadła w moje ręce, a raczej zesłał mi ja los. Kilka dni spędziłem na kamienistej plaży delektując się na zmianę elektroniczną wersją "Winetou" Karola Maya oraz tradycyjna, papierową książka "Wejdź na Szlak!" Katarzyny Kobylarczyk (polecam tym, który lubią ciekawostki o Krakowie i Galicji). Podobnie miał wyglądać i ten dzień. Niestety, zapomniałem naładować iPhone'a co sprawiło, że już o dziesiątej rano ogłosił on sjestę i tym samym, jedynym elektronicznym gadżetem posiadającym dostęp do sieci poprzez GSM została poczciwa Nokia Lumia.
Nieoczekiwanie dla mnie, tuż obok pojawiło się stadko składające się z trójki dzieciaków, blondynki samiczki i przywódcy stada, udanej krzyżówki roznosiciela arbuzów (to przez odstające ręce od tułowia) i bo ja wiem? Byczka? Osobnik ten nosił na szyi srebrny lub posrebrzany łańcuch grubości mojego kciuka i robił tyle hałasu, że absolutnie wszyscy użytkownicy plaży i morza musieli zwrócić uwagę na niego, jego dyndający łańcuch i hałaśliwe stadko. Jakby tego było mało, już chwile później wpadł on na genialny w swoim mniemaniu pomysł, by całą rodzinę dla checy oblewać zimną wodą. Blondyna Samica piszczała z kiepsko udawaną złością, dwie najstarsze latorośle piszczały z autentycznego szczęścia, a najmłodsze dziecię, liczące zaledwie dziesięć miesięcy, uruchomiło syrenę alarmowa na cały regulator, głośno protestując przeciwko żartom przewodnika stada. Na nieszczęście byli to Polacy.
Książka Katarzyny Kobylarczyk, choć bardzo interesująca, nie była w stanie oderwać moich myśli od tego, co się działo na sąsiednim obozowisku plażowym. Pomyślałem, że jak ktoś zobaczy, że jest ona, ta książka, po polsku, to jeszcze pomyśli, że ja mam coś wspólnego z sąsiednim stadem, wiec czym prędzej ją ukryłem miedzy ręcznikami. Aby rozwiać ewentualne podejrzenia, zacząłem mowić do żony po angielsku, jednakże ona porwała iPoda i odizolowała się od świata słuchawkami AKG. Zostałem na placu boju sam z książka, którą miałem ochotę rzucić w kierunku gościa z łańcuchem na szyi i moją Lumią. Rezygnując z wszczynania otwartego konfliktu z sąsiednim stadem, sięgnąłem po Lumie i z nudów zajrzałem do Windows Store, które zazwyczaj nie ma zbyt wiele ciekawego do zaoferowania. Tu dopadła mnie reklama gry Big Business Delux i postanowiłem zaryzykować.
Gry związane z budowa miasta są stare jak... komputery. Różne były też ich losy i pomysły na nie, jednakże seria Sim City ustanowiła pewien standard lub punkt odniesienia. Nowsze produkcje innych deweloperów chcąc odnieść sukces, zawierają masę elementów pochodzących z legendarnego Sim City. Tak więc gracz pragnący skutecznie rozwijać swoje miasto i zamienić je w ociekającą złotem metropolie przy której Dubaj staje się zwykłym kurnikiem, ma przed sobą całą masę wyzwań, ważnych decyzji oraz musi cechować się niemałymi zdolnościami przewidywania konsekwencji podjętych przez siebie działań. Tego też oczekiwałem od Big Business Delux.
Podobnie jak większość tego typu produkcji, Big Business Delux charakteryzuje się izometryczna grafiką pełną najdrobniejszych szczegółów i detali. Budynki maja miniaturowe okna i zdobione fasady, przy domach są ogródki, w których mieszkańcy koszą trawę, ulicami jeżdżą samochody i wędrują piesi. Niby nic niezwykłego, a jednak grafika zasługuje na uznanie i nie ukrywam, miała ona duży wpływ na decyzje podjęcia wyzwania.
Dźwięk także niczym nie odbiega od standardów w tej kategorii gier i zależny jest od tego, co się aktualnie dzieje na ekranie. Choćbym bardzo chciał coś więcej napisać w tym temacie, nie mogę, bo nic mi do głowy nie przychodzi.
Sama rozgrywka jednak jest już zupełnie inna niż to, do czego przyzwyczaiło mnie Sim City. Na początku oczywiście zaczynamy od kilku domów i pierwszego zakładu produkcyjnego. Tak, zakłady produkcyjne i przetwórcze to jeden z najważniejszych filarów Big Bussines Delux. Budujmy pierwsze farmy, zakłady przetwórcze takie jak młyn, piekarnia czy zakłady papiernicze i biznes zaczyna się kręcić. Produkując różne towary i przetwarzając surowce na bardziej złożone produkty, otrzymujemy pieniądze niezbędne do dalszego rozwoju miasta. Uzyskane środki możemy inwestować w nowe ośrodki produkcyjne, ulepszać już posiadane, dzięki czemu nasza oferta towarowa staje się bogatsza, bardziej atrakcyjna i bardziej dochodowa. Pieniądze możemy też wydać na rozwój miasta i zwiększenie ilości mieszkańców, co także jest warunkiem niezbędnym do budowy niektórych zakładów - na przykład do budowy papierni potrzeba mieć miasto z minimum 800 mieszkańcami. Możemy też inwestować w sąsiadujące działki, dzięki czemu nasze miasto się rozrasta, uzyskujemy miejsce na nowe inwestycje, a na wykupionych terenach możemy znaleźć rozmaite niespodzianki, jak porzucone zakłady, które po remoncie dodadzą nam skrzydeł, choć Red Bulla w nich produkować się nie da. Z czasem być może uda nam się dotrzeć do rzeki, zdobyć port lub nawet wybudować miasto po dwóch stronach rzeki. Napisałem "być może" bo mimo wydawałoby się ciekawego pomysłu na rozgrywkę, nie każdy na dłuższa metę przełknie Big Bussines Delux. Gra ma całkiem spora dawkę swoich grzeszków, które skutecznie mogą do niej zniechęcić zwłaszcza tych, którzy upatrują w niej kolejnego klona Sim City.
Jak wspominałem, ważna dla rozwoju jest ilość mieszkańców co jest tak jasne dla każdego, jak słońce. Czym większa ilość mieszkańców, tym większa metropolia. Mieszkańcom miasta potrzebne są domy... błąd! W Big Business Delux domy służą do produkcji mieszkańców, ale choćbyśmy postawili tych domów i sto albo tysiąc, nie zmieni to faktu, że w mieście będzie mogło mieszkać np. tylko dwieście osób. Liczebność mieszkańców zwiększamy poprzez, lokale i obiekty rozrywkowe... że co? I tak wybudowanie budki z Hot Dogami, umożliwi nam zwiększenie populacji o piętnaście osób, kawiarnia o trzydzieści, basen o sześćdziesiąt i tak dalej. Ciekawostka, bo i zieleń miejska ma wpływ na liczbę obywateli naszego miasta. Zielone drzewo umożliwi zatrzymanie dziesięciu obywateli, ale żółte tylko pięciu. Widocznie na żółtym ciężko wysiedzieć. A bez żartów, to gdzie tu logika? To domy powinny być wyznacznikiem wielkości miasta a nie drzewa, fontanny i budki z kebabem. System ten wprowadza tu taki absurd, że w moim miasteczku liczącym pięciuset obywateli, miałem trzy kawiarnie, dwie budy z Hot Dogami, dwa miejskie baseny i dwa Skate Parki. Domy produkują nowych mieszkańców regularnie, w określonym czasie zależnym od rodzaju domu. Jeśli w mieście nie ma miejsca dla nowych obywateli - czytaj nie ma wolnych drzew - możesz ich sprzedać do sąsiedniego miasta. Oj, źle się kojarzy, źle...
Kolejnym, niezwykle irytującym grzechem gry jest klikalność. Aby rozpocząć produkcje na farmie trzeba kliknąć, aby odebrać wyprodukowany towar, trzeba kliknąć. By wyprodukować np. płatki Musli trzeba kliknąć na młynie, aby odebrać płatki, trzeba kliknąć, aby je sprzedać, trzeba kliknąć. Pal licho, gdy nasze miasto składa się z jednej farmy i jednego młyna. Ale gdy mamy cztery farmy, trzy młyny, dwie piekarnie i papiernie, klikaniu nie ma końca. Co gorsze, co kilka minut nasze atrakcje, jak budki z Hot Dogami, kawiarnie, baseny czy Skate Parki generują przychody i aby je odebrać, znowu trzeba klikać. Każdy nowo narodzony w domu mieszkaniec, także wymaga kliknięcia i podjęcia decyzji czy zostaje w mieście, czy też zostaje sprzedany. Klikania sporo, ale to nie koniec.
W trakcie rozgrywki twórcy gry oferuja nam dobrze płatne wyzwania. Nie jest to nic nowego w świecie gier. Tak wiec np. pojawia się tajemniczy kontrahent, który pragnie kupić po mocno zawyżonej cenie produkowane przez nas Musli lub Mufinki. Znowu, dodatkowe klikanie. Ponadto mieszkańcy krążący po ulicach mogą nam ofiarować coś, co się przydaje, jak choćby klucze do skrzyń ukrytych w lesie lub sugestie czego oczekują. Nad takim mieszkańcem pojawia się dymek w który znowu trzeba kliknąć. Przyznać trzeba, że mieszkańcy mają sporo do zaoferowania, tym samym mamy sporo klikania. A jak twórcy gry maja fantazje, to włącza premie i wszyscy mieszkańcy maja dymki z pomysłami i prezentami, permanentnie. Wyklikać się nie da. Można oczywiście próbować ignorować, ale i to jest trudne. Bo gdy chcemy kliknąć na farmie i odebrać świeżo zebrany ryż, pod palec podlezie nam mieszkaniec z pomysłem, aby wybudować w trzystuosobowym mieście Naukowe Centrum Badawcze, na które i tak nas nie stać.
Bardzo trudno jest mi ocenić dzieło firmy 17Bullets. Z jeden strony naprawdę fajna grafika, która cieszy oko. Niezły pomysł na krzyżówkę Sim City i Farm Ville mogą sugerować, że to bardzo ciekawa propozycja w świecie mobilnych gier, a w ubogim świecie Windows Phone to kandydat na perełkę. Z drugiej strony dziwne pomysły, które graczy Sim City mogą wręcz odstraszyć, a wielu osobom wydawać się mogą conajmniej absurdalne. Sam developer, choć stara się przyciągnąć i zatrzymać gracza w rozgrywce, oferując szereg bonusów, premii i ciekawych wyzwań, często wręcz przeszkadza w grze i tym samym zniechęca, jakby nie zdając sobie sprawy z faktu, że na małym ekranie telefonu nadmiar elementów do klikania bardziej szkodzi niż pomaga w płynnej rozgrywce. Nieczytelne jest także menu gry, pozbawione w większości opisu. Wielu elementów gracz musi się domyślić, co także nie jest receptą na sukces. Obok tych jakże oczywistych dla mnie wad związanych z sama grą, dochodzą jeszcze błedy czysto techniczne samej gry. Teoretycznie stan gry zapisywany jest co jakiś czas, a praktycznie zdarza się, że po godzinie rozgrywki, gdy uruchomimy grę ponownie, okazuje się, że automatyczny system zapisu nie zadziałał i ostatnie godziny naszej rozgrywki uleciały w niebyt.
Big Business Delux jest z pewnością pozycją ciekawą, ale nie sadzę by przyciągnęła ona na dłużej. Podejrzewam, że gdyby nie hałasujące stado na ręcznikach obok, gra ucieszyłaby tylko mój wzrok ciekawą grafiką, a jak chętniej powróciłbym na szlak z Katarzyną Kobylarczyk charakterze przewodnika.