Smartfon A.D. 2000 – Ericsson T39m
Kilka dni temu, podczas małego przemeblowania w domu wysunęła się jedna z szuflad, w której schowane są "skarby" mojej żony. Pośród mnóstwa kobiecych drobiazgów moją uwagę przyciągnęło dobrze mi niegdyś znane pudełko, pudełko które kryło "smartfona" z 2000 roku, "smartfona" którego moja żona postanowiła zachować... w sumie nie wiem dlaczego.
Rok 2000
Oczywiście w 2000 roku nie było takiego słowa jak - "smartfon".... może było ale ja go na pewno nie znałem. Rynek był wówczas zdominowany w zasadzie przez trzy, konkurujące ze sobą firmy - Motorolę, Nokię i Ericssona. Owszem, było wiele innych firm takich jak Alcatel, Sony, Panasonic czy nawet Sendo, jednak ich "kawałki tortu" były wielkości tych, jakie serwują sobie zawodowe modelki.
Telefony w tym okresie były nadzwyczaj proste. Zazwyczaj były słusznych rozmiarów, posiadały monochromatyczny wyświetlacz operujący gotowym menu (bez większych możliwości edycji) o mocno uproszczonych ikonach lub napisach, dzwonki monofoniczne i baterie, które zapewniały nawet kilka dni pracy.
Topowe telefony, które wówczas mogłyby kandydować do miana smartfonów posiadały jednak nieco więcej cech. Pierwszą, najbardziej rzucającą się w oczy był fakt, iż były zazwyczaj jeszcze większe. Co prawda ich ekrany nie odbiegały jakością od przeciętnych telefonów, oferowały jednak możliwość łączenia się z internetem lub nawet pracy jako modemu, dzięki czemu ich właściciel mógł połączyć swój komputer z internetem z zawrotną prędkością oscylującą od 12800 do 43200 kbs. Kolejną cechą był fakt, iż producent zazwyczaj umieszczał w nich więcej aplikacji biznesowych niż w zwykłym telefonie. Słowo aplikacja nie oznacza jednak tego, co dziś rozumiemy pod tym słowem. Nie dało się ich instalować lub odinstalować. Po prostu były i realizowały swoje bardzo określone i skromne zadania (np. konwertując kursy walut o ile użytkownik wprowadził ręcznie przelicznik).
Nieco inaczej też wyglądały realia kupowania, choć obecnie można zaobserwować wiele analogii. Telefony kupowało się w abonamencie (na tak zwany cyrograf). Te niezłe modele nawet w wysokim abonamencie zmuszały nabywcę do wydania niemal połowy swojej pensji. Modele topowe sprzedawano tak zwanym klientom biznesowym. Barierą była nie tylko cena, ale wymóg by nabywcą telefonu i abonamentu był podmiot gospodarczy. Telefonów bez abonamentu zwyczajnie się nie kupowało, bo cena była mocno zaporowa, ale o tym jeszcze za chwilę.
Czekamy na Ericsson T39m
W 2000 roku moja żona (wówczas dziewczyna) była kierowniczką salonu jednego z trzech, obecnych wówczas na rynku operatorów. Z racji swojej funkcji niemal co tydzień nawiedzali ją przedstawiciele handlowi Nokii, Motorolii, Ericssona i Alcatela zostawiając rozmaite gadżety (parasole Ericssona wyrzuciliśmy rok temu bo się rozleciały i do dziś uważam, że były najlepsze jakie mieliśmy w domu). Szczególnie sympatyczny był chłopak z Ericssona, który nie tylko zostawiał całe sterty rozmaitego dobra, ale znajdował chwilę na to by usiąść i pogadać dzieląc się informacjami nie tylko na temat obecnych produktów, ale plotkami na temat tego, co lada dzień Ericsson zaprezentuje.
To właśnie on, któregoś dnia pokazał mi zdjęcia i broszurę Ericssona T39m, który lada miesiąc miał trafić do sprzedaży, prawdziwego goliata w mikrej obudowie. Telefon który z miejsca mnie zafascynował, a jak widać po zawartości szuflady, moja żona go "kocha" do dziś.
Z niecierpliwością oczekiwaliśmy oficjalnych informacji na temat dystrybucji Ericssona T39 na terenie Polski. Chłopak z Ericssona podczas jednej z wizyt przywiózł jego atrapę i niezwykle ważną dla nas informację, że sieć w której pracowała moja żona uzyskała wyłączność na dystrybucję T39. Nadal jednak nic nie mógł powiedzieć o cenach.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja przyszła żona z informacją, że Ericsson T39m będzie dostępny w sprzedaży, zna cenę i ta niestety jest kosmiczna (bez abonamentu 3200 zł przy pensji ok. 1500 zł). Druga opcja to zakup w abonamencie, tu kolejna pułapka, bo telefon wyłącznie w taryfach biznesowych i to wcale nie tanich (abonament 89 zł i cena telefonu 580 zł). Niestety, nikt z nas nie posiadał wówczas firmy i praktycznie telefon nadal był dla nas nieosiągalny. - Pomyślę... - zakończyła wówczas rozmowę i się rozłączyła.
Myślała kilka dni wykonując wiele telefonów do centrali, czy aby się nie da i czy nie ma sposobu aby obejść te "ograniczenia".
Tu warto wspomnieć jeszcze o jednej zasadzie jaką rządził się Ericsson. Firma bardzo dbała nie tylko o jakość, ale także o to by była postrzegana jako solidna i cenna. Jedną z zasad był fakt, iż topowe modele telefonów, gdy już ich czas mijał, nie mogły trafić do tanich ofert abonamentowych. Nigdy nie stawały się przysłowiowymi "telefonami za złotówkę", po prostu gdy ich czas dobiegał końca, wchodził nowy model, a stary bezpowrotnie znikał z rynku. Ericsson zmniejszał dostawy tak, aby przypadkiem nikt nie został z nadmiarem telefonów w magazynie. Podobno to ograniczenie także było regulowane odpowiednimi zapisami z operatorem.
Po tych kilku dniach okazało się, że nic nie wymyślimy. Albo przez 2 miesiące będziemy jeść tylko odpadki albo zrezygnujemy z wymarzonych T39m.
Tylko Polak znajdzie sposób na system....
Oczywiście żyliśmy w Polsce, a to jak wiadomo, kraj pełen bardzo pomysłowych ludzi. Zupełnie przypadkiem moja przyszła żona wyżaliła się swojemu koledze. Ten wysłuchał, obejrzał telefon, a że był wielkim miłośnikiem nowinek, stwierdził - "Skoro trzeba mieć firmę, założymy firmę !!". Po kilku tygodniach założył firmę, której koszta założenia pokryło dwóch jego kolegów (też się zarazili T39) i on.
Zupełnie nieprzewidzianą okolicznością był fakt, że aby firma mogła kupić telefony, musiała istnieć minimum trzy miesiące. Jednak po kilkunastu rozmowach z centralą, moja przyszła żona załatwiła, że w tej konkretnej sytuacji jakoś obeszło się bez tych trzech miesięcy. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy blisko 2 tygodnie aż wymarzone telefony dotrą do nas.
Ericsson T39m
Telefon leży sobie w tekturowym pudełku z plastikowym wkładem wewnątrz. Zawierał sam aparat telefoniczny, ładowarkę z wymiennymi końcówkami (Europa, UK, USA), płytę CD ze sterownikami do obsługi modemu (tylko Windows), instrukcję i cała stertę ulotek z opisem dostępnych dodatków do telefonu (futerały, pokrowce, uchwyty, baterie itp.).
W 2001 roku, ten telefon był z pewnością jednym z najmniejszych na rynku. Także i dziś jego wygląd wydaje się całkiem przyjemny choć wielkość już nie robi takiego wrażenia.
[item]Wysokość: 96 mm[/item][item]Szerokość: 50 mm[/item][item]Grubość: 18 mm[/item] Telefon ten ma porównywalne wymiary z iPhone 4S.
Przyznam szczerze, że zanim go położyłem przy iPhone, byłem pewien że jest dużo mniejszy. Jak widać różnica nie jest wielka, a jednak trzymając go w ręce wydaje się dużo mniejszy. Oczywiście deklasuje produkt Apple swoją wagą, gdyż waży zaledwie 86 g (iPhone 4S 137 ). Obudowa Ericsona T39m wykonana jest z bardzo wytrzymałego plastiku umieszczonego na aluminiowym szkielecie stanowiącym zarazem plecki telefonu.
Dosyć nietypowym wówczas rozwiązaniem był fakt, iż bateria stanowiła zarazem część obudowy. Wiele ówczesnych mu telefonów miała baterie pod dodatkową klapką.
Skoro już jesteśmy przy baterii, koniecznie trzeba wspomnieć, że to niewielkie (600mAh) i cienkie ogniwo Litowo-Polimerowe (też nowość w tamtych czasach) zapewniało około 11 godzin rozmów i ponad 300 godzin w stanie czuwania. o dane katalogowe a jak było w rzeczywistości, podczas codziennego użytkowania ? Moja żona swojego Eryka ładowała raz w tygodniu (w sobotę), ja ładowałem 2 razy w tygodniu. Mimo że iPhone 4S katalogowo ma zbliżone parametry, w rzeczywistości ładowanie codziennie to norma.
Jeśli ktoś uważał, że standardowa bateria jest zbyt mała, można było kupić taka o pojemności 1000 mAh, choć była ona szersza i dawała niezbyt atrakcyjny garb.
Niektórych, młodszych czytelników może zainteresować tajemniczy otworek u nasady anteny. Rzecz chyba współcześnie już niespotykana, ale było to gniazdo na zewnętrzną antenę, która czasem bardzo mocno mogła zwiększyć czułość telefonu. Musze jednak przyznać, że telefon nie miał problemów z zasięgiem
Wielka atrakcją była owa klapka, której otwarcie dawało dostęp do klawiszy. Oczywiście był to zarazem najbardziej newralgiczny element telefonu i w przypadku upadku, często dochodziło do jej uszkodzenia. W poprzednim, bardzo podobnym modelu (Ericsson T28 i T29) klapkę zwalniało się niewielkim przyciskiem, a ta z charakterystycznym klikiem odskakiwała. Mechanizm ten, bardzo atrakcyjny wizualnie był jednak bardzo awaryjny i z czasem klapki w T28/T29 odskakiwały samoczynnie w najmniej oczekiwanym momencie na skutek czego częściej ulegały uszkodzeniu. W T39 klapkę otwierało się już ręcznie, co ciekawe w przeciwieństwie do swoich poprzedników T39‑ka nie miała mikrofonu w klapce tylko na jednym z zawiasów. Klapka miała tylko tunele doprowadzające głos do mikrofonu. To także nauka którą wniósł Ericsson ze swoich poprzedników. Tam urwanie klapki uniemożliwiało rozmowę. Klapka posiadała także funkcję odbierania i kończenia połączenia. Gdy ktoś dzwonił, wystarczyło ja otworzyć.
Klawisze telefonu były raczej małe i dla osób o grubszych palcach bardzo niewygodne. W dodatku lubiły się wycierać. Na jednym boku telefonów były przyciski do regulacji głośności, przy ich pomocy można było także odrzucić niechciane połączenie. Gdy telefon był odblokowany, przesunięcie przycisku regulacji głośności skutkowało wyświetleniem na ekranie pozostałego czasu czuwania na baterii w godzinach (np. 278 godzin) co było także ewenementem w tamtych czasach.
Z drugiej strony znajdował się port podczerwieni przy pomocy którego można było połączyć komputer z telefonem i wykorzystać go jako modem. Inną opcją było łączenie poprzez kabel, który jednak trzeba było dokupić oddzielnie, lub poprzez Bluetooth, który wówczas był nowością.
Be smart....
O tym, że model był uznawany jako topowy, nie świadczyła sama obudowa ale głównie to co mieściło się wewnątrz telefonu. Producenci tworzyli oprogramowanie do konkretnego modelu lub grupy konkretnych modeli telefonów i to właśnie owo oprogramowanie stanowiło o tym, czy jest to model popularny czy topowy.
Ericsson T39m nie miał się tu czego wstydzić. Wewnątrz telefonu znajdował się moduł Bluetooth i był to drugi aparat Ericssona wyposażony w popularny dziś Bluetooth. Co zastanawia mnie do dziś, pozostawienie Bluetooth w trybie czuwania tylko nieznacznie skracała czas pracy na baterii, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, włączony Bluetooh zmniejszał czas czuwania z 300 do 210 godzin, a więc około 30%. U konkurencji włączenie i pozostawienie BT kończyło się dużo szybszym drenażem baterii.
Sam telefon był wówczas jednym z niewielu na rynku, oferującym pracę w trzech zakresach sieci 900 i 1800 oraz 1900 (USA). Teoretycznie więc, jego posiadacz mógł podróżować po całym świecie pozostając w zasięgu. Dziś to może wydawać się zabawne, ale w 2000 roku europejczyk który leciał za wielką wodę, szukał po znajomych telefonu amerykańskiego lub kupował go na terenie USA, gdyż niewiele model na rynku europejskim oferowało pracę w trzech zakresach.
Telefon wyposażono w niewielki wyświetlacz o rozdzielczości 54 x 101 punków, wyświetlający obraz w 8 odcieniach szarości. Do dziś pamiętam, jakie wrażenie na mnie robiło owe 8 odcieni szarości i tryb graficzny jakim operował telefon. Większość współczesnych mu aparatów posiadało monochromatyczne wyświetlacze operujące gotowymi piktogramami i trybem znakowym.
Nie będę tu się wypowiadał na temat wygody interfejsu Ericssona, bo w tamtych czasach był to temat zażartych sporów między sympatykami Ercissona i Nokii, przypominających obecne spory między miłośnikami jabłuszka i Samsunga. Tyle, ze wówczas byli jeszcze użytkownicy Motoroli którzy twierdzili że to menu w ich aparatach jest najwygodniejsze.... umarłem ponownie ze śmiechu.
Ericsson w modelu T39m umieścił menu zakładkowe po którym przechodziło się w bok, a wejście w dowolne menu "rozwijało" listę dostępnych funkcji (trochę jak menu górne w Mac OS). Oprogramowanie było mocno ukierunkowane na klienta biznesowego. Telefon posiadał tylko 2 gry (wyobrażacie sobie granie na ekraniku 54 x 101 ??), jednak pozostałe opcje były stworzone dla ludzi biznesu. Szczególnie cieszyła mnie możliwość ściągania i wysyłania maili i możliwość ustawienia nawet kilku skrzynek POP. Telefon posiadał opcję ustawienia także cyklicznego ściągania poczty, 15 minut, 30 minut, 60 minut, 2, 4, 8 i 12 godzin. Choć funkcja ta była dosyć przyjemna, odbijała się wydatnie na rachunku (nie było wówczas pakietów danych).
Kolejną rzeczą świadczącą o skierowaniu aparatu do biznesu, była przeglądarka WAP umożliwiająca przeglądanie witryn internetowych posiadających swoje wersje WAP.
WAP został stworzony w celu umożliwienia dostępu do usług WWW, uwzględniając ograniczenia techniczne urządzeń mobilnych (np. PDA, telefon komórkowy) korzystających z tego protokołu, oraz ograniczeń łącza danych (które może być realizowane m.in. poprzez połączenie CSD lub GPRS). Wikipedia
Przeglądanie witryn internetowych, nawet WAP na takim ekraniku było nie lada wyczynem.
Telefon oferował możliwość zdefiniowania siedmiu profilów użytkownika (różne dzwonki w różnych sytuacjach), a także przypisanie dzwonka do konkretnego kontaktu. Choć telefon operował tylko polifonicznymi dzwonkami, sztandarowym stał się Tubullar Bells - Mike Oldfielda, który wpisał (T28/T29 i T39 miały edytor dzwonków) jakiś fan na T28. Na tamtym telefonie, dzwonek brzmiał świetnie ale na T39 brzmiał naprawdę cudownie. Nie wiem ile w tym prawdy, ale ponoć Ericsson starał się o prawa do umieszczenia tego utworu w modelu T39m. Niestety nie uzyskano porozumienia z Oldfieldem i utwór nie zagościł jako standardowy dzwonek. Użytkownik dostawał 14 dzwonków od firmy i miał możliwość wprowadzenia 8 własnych dzwonków poprzez edytor, ale niewiele z nich brzmiało naprawdę fajnie i wiele osób używało Tubular Bells.
Ericsson T39m oferował możliwość zapisywania kontaktów na karcie SIM (imię, nazwisko i numer telefonu) ale co lepsze, wewnątrz pamięci telefonu można było zapisać 510 kontaktów zawierających także adresy e‑mail a do poszczególnego kontaktu można było przypisać dwa numery telefonów. Ponado w telefonie znalazły się także:
[item]Kalkulator [/item][item]Stoper[/item][item]Budzik[/item][item]Data [/item][item]Zegar[/item][item]Kalendarz[/item][item]Synchronizacja z Microsoft Outlook[/item][item]Przypomnienie o spotkaniu[/item][item]Organizer[/item][item]Timer[/item] Na koniec jedną z ciekawszych funkcji była funkcja automatycznego dzielenia sms‑ów. Jak wiadomo (jeszcze chyba wiadomo), sms mógł mieć tylko 160 znaków i albo trzeba było się w nich mieścić, albo pisać kolejny. Mistrzowie smsów pisali wówczas bez przerw aby móc przesłać większą ilość znaków.
DziendobrykochanieNiewrocedzisnaobiadbomamskonczycprojeknajutrorano Szefowapowiedzialazemuszegoskonczycchocbyuniejwdomu Niemartwsiejakskonczetowroce
W T39 można było pisać jednym ciągiem a telefon sam rozbijał wiadomość na paczki po 160 znaków. Jednak użycie znaków nie łacińskich (np. polskich liter) sprawiało, że taka literka wysyłana była jako znak graficzny co skracało bardzo długość smsów.
Maleńkie podsumowanie
Zgodnie z zasadą Ericssona, model T39 był na rynku obecny chyba niecałe 2 lata, przy czym po roku już ciężko było go dostać i nigdy nie znalazł się w tanich, abonamentach. Świetnie sprawdzał się jako telefon i jako modem i bez problemów współpracował z iBookiem G3 bez konieczności instalowania dodatkowych sterowników.
Był jednym z ostatnich, naprawdę solidnych telefonów Ericssona. Używałem go przez 4 lata, natomiast moja żona przez 7 lat. O solidności tego modelu niech świadczy jego wygląd (nosiła go w kieszeni spodni) i fakt, że nigdy nie zmieniła w nim baterii, a ta po 7 latach, po pełnym naładowaniu zamiast 328 godzin czuwania oferowała 283 (dane ze wskaźnika).
Wyciągnąłem go z pudełka i podpiąłem do ładowarki. Niestety nie uruchomił się, co prawdopodobnie spowodowane jest tym, ze bateria już nie działa (jest lekko spuchnięta).
- Oddajemy na złom ? - zapytałem
Żona wzięła starego Ericssona do ręki, otworzyła klapkę i nostalgicznie się uśmiechnęła.
- Nie... schowaj, może jeszcze się przyda kiedyś.....