Ja wiem lepiej, czyli o kilku denerwujących rzeczach w IT
Do napisania tego wpisu blogowego (to nie jest dokumentacja!) skłoniły mnie komentarze, które zobaczyłem m.in. pod moimi wpisami.
To będzie drobna polemika...
Pliki tymczasowe nie w RAM
Zapytam się wprost: a dlaczego nie?
Po pierwsze definiuję sobie maksymalny rozmiar partycji (przy praktycznie wszystkich rozwiązaniach zajmowane jest tylko tyle RAM, ile faktycznie potrzeba na pliki), po drugie dostęp i zapis jest szybszy niż do dysku, po trzecie oszczędzam sobie energii i zapisów na dysku (oszczędzam SSD, i nie obchodzi mnie, co inni o tym myślą)
Obecne maszyny w większości mają 16, 32 lub więcej GB RAM i wydzielenie nawet 1 czy 2 GB nie powinno być żadnym problemem (powiem więcej - nie mówmy o śmieciowych konfiguracjach typu Intel Atom lub Intel i3 i 8GB RAM, przy których nawet 2 GB jest na starcie zajęte przez zintegrowaną kartę graficzną).
Pójdźmy dalej - dużo aplikacji najlepiej kompiluje się w RAM (np. tutaj kilka lat proponowano to dla Chromium)
Nie tykać jąder
Pliki do jednej wersji jądra w /boot to 100 MB, przy standardowej instalacji Ubuntu partycja ta jest domyślnie wydzielona (tak było kiedyś, w 20.04 nie sprawdzałem; do tego obecnie dodaję /boot do głównego systemu plików, jak napisałem w Szyfrowanie systemu przy instalacji Ubuntu)
Żeby nie było wątpliwości: na jednej z maszyn produkcyjnych zwolniłem w ten sposób ok. 2 GB.
W samym miesiącu lipcu pojawiły się co najmniej stabilne wersje jądra z serii 5.7. Zainstalowałem i działa (nie chcę używać sloganu "a u mnie działa", ale czasy, gdy dosłownie w każdej dystrybucji każde jądro było całkowicie przerabiane, już całkowicie minęły).
Żeby nie było wątpliwości: nowsze jajka mają nowy sterownik exFAT, lepsze monitorowanie nowych Ryzenów i wiele różnych zmian.
Mogę się zgodzić, że na różnych maszynach produkcyjnych lepszym rozwiązaniem jest używanie wyłącznie pakietów z danej dystrybucji... ale na maszynach developerskich czy domowych wręcz wskazane jest próbowanie nowych wersji - użytkownik powinien mieć podstawową wiedzę, jak działa jego system i co jest co.
Z kwestii technicznych - jądro 5.7.12 i 5.8.0 z https://kernel.ubuntu.com/~kernel-ppa/mainline/ są kompilowane z GCC 10.2.0 (a Ubuntu 20.04 ma co najwyżej gcc 10.0.1). Spróbowałem doinstalować eksperymentalne 10.2.0 z pakietów Ubuntu 20.10 (wyszła kwestia zależności), a nie chciało mi się go kompilować. W tej sytuacji wróciłem do jądra 5.4.55 (które w dystrybucji pewnie pojawi się za kilka miesięcy).
I właśnie w tym jest moc tego typu rozwiązań - można się pobawić i można popróbować różnych kombinacji, a potem wybrać to, co działa najlepiej (m.in. do tego chciałem zachęcić poprzednim wpisem).
i NVidii
Mój komentarz jak wyżej - każdy może zdecydować, czy chce mieć starszą wersję sterowników ze znanymi błędami, czy nową.
Myślenie "jak działa, to nie ruszać" i "wszystko MUSI być z dystrybucji" jest dobre dla maszyn krytycznych (ale z drugiej strony na nich pewnie będzie coś bardziej stabilnego typu Debian), myślenie "chcę więcej" powinno być dewizą każdego myślącego użytkownika, który ma trochę czasu i choć drobne zacięcie inżynierskie.
Partycja EUFI ma być ogromna
Po instalacji Ubuntu pliki zajmują tam mniej niż 9 MB. W różnych miejscach można poczytać o sugerowanej wielkości 100 MB - 500 MB.
Moje pytanie: po co? Czy nie lepiej użyć tego miejsca na nasze pliki?
Myślę, że spokojnie wystarczy ok. 40 MB, dla świętego spokoju można użyć 100 MB lub 200 MB, jeśli mamy co najmniej dwa OS i może jeszcze jakieś własne moduły UEFI.
"Gadające głowy" w IT często proponują to, co jest akurat promowane przez korporację A, B lub C. Uzytkownik myślący powinien sprawdzać i wybierać świadomie to, co jest mu najbardziej wygodne (najbardziej śmieszą mnie przy tym użytkownicy, którzy usiłują w komentarzach na siłę ewangelizować innych).
Over-provisioning na dyskach SSD
Przy wielu dawnych dyskach SSD proponowano pozostawienie 10% wolnego miejsca po to, aby kontroler mógł bardziej równomiernie dokonywać zapisów we wszystkich komórkach pamięci.
Czy obecnie ta potrzeba naprawdę zniknęła?
Czy brak zaleceń nie wygląda jak zalecenie wymiany oleju w silnikach spalinowych przy 30000 km? (tzw. serwis long-life, który oczywiście bardzo dobrze wpływa na trwałość...). Albo czy nie wygląda to jak zalecenie brak wymiany oleju w skrzyniach biegów?
Jak działa, to nie ruszać
Są sytuacje, gdzie ta zasada się sprawdza... ale jeśli ktoś mi mówi, że nawet na maszynie produkcyjnej niepodpiętej do sieci upgrady nie są wskazane, to zapala się u mnie czerwona lampka.
Moim bardzo skromnym zdaniem: upgrady w krytycznych systemach powinny być robione regularnie (bezpieczeństwo i te sprawy), ale z bardzo szczegółowym planem na wypadek niepowodzeń; w maszynach mniej ważnych wszystko zależy od czasu, niemniej jednak dobrze jest tego nie odwlekać szczególnie, że bezpośrednia migracja z bardzo starych wersji może okazać się niemożliwa.
C jest trudny, a JavaScript/Java najlepszy [niewłaściwe skreślić]
Kolejna rzecz, która śmieszy. Tego typu statystyki są być może pomocne, jeśli ktoś chce się nauczyć nowego języka i zdobyć lepiej płatną pracę.
Przechodziłem przez to kilka razy - dawno temu wiele dobrych programów pisano w C, potem w Pascalu/Delphi, potem był "push" na Visual Basic i VBA, a jeszcze potem ogromne pieniądze były inwestowane w programistów PHP, .NET, JavaScript czy Java.
Dzisiaj na pewno modnym rozwiązaniem jest Rust czy Go... ale... ale... myślę, że tak naprawdę najważniejsze jest nauczenie się algorytmów, rozbijania problemów na drobne elementy, oddzielania poszczególnych modułów, itp.
Języki programowania mają swoją specyfikę i składnię, do tego dochodzą kolejne biblioteki. To wszystko prawda.
Czy jednak nie jest najważniejsze, co zostanie stworzone z ich użyciem?
"Stary" notatnik w Windows uruchamia mi się błyskawicznie, z wieloma "nowoczesnymi" aplikacjami nie jest tak słodko. Podobnie .NET - wiele MB RAM i wolne działanie to był chleb powszedni przez lata.
Jeżeli ktoś komentuje popularność danego języka, niech wskaże swoje doświadczenie w tym zakresie albo wdrożenia.
Ja mógłbym ze swojej strony powiedzieć - rozwiązania Apple w wersji mobilnej sprawują się dobrze, Java/Android średnio (choć tutaj niechlubną rolę w tym mają launchery wielkich korporacji, usługi Google i rozbuchane funkcje logowania i monitorowania), obecny PHP czy JavaScript wystarczają do pisania rozbudowanych stron, aplikacji czy skryptów. Rust to niestety ciągle katastrofa, na co wskazują problemy z aplikacją Servo (nie wiem np. czy to w końcu naprawiono, ale na Linuxie przy sterownikach NVidii dostajemy tylko czarny ekran).
Cóż jest warta nawet najlepsza technologia, jeżeli ludzie nie potrafią z niej korzystać?
Bardzo ważne jest dobranie języka pod zastosowanie, ale również rozsądne dobranie funkcji języka - np. w wielu wypadkach użycie funkcji typu "lambda" czy "dependency injection" może być sztuką dla sztuki :)
Mądrości życzę i pozdrawiam.
Ten system jest lepszy...
Podobnie jak wyżej. Przez długi czas w świadomości wielu ludzi widać było wyłącznie takie słowa jak Windows, Word, Oracle, YouTube, Internet Explorer czy Chrome.
Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, a problemem praktycznie wszystkich "nowoczesnych" systemów operacyjnych jest ich tkwienie w zamierzchłej przeszłości.
Linux, Windows czy Mac OS to tak naprawdę tylko narzędzia, które mają pozwolić nam na przechowanie plików, uruchomienie iluś aplikacji i wykorzystanie urządzeń.
Systemy jednak się zmieniają - dzisiaj np. rozwiązania mobilne Huawei nie są brane pod uwagę z uwagi na brak usług Google, ale za kilka lat może one będą najbardziej rozpowszechnione?