Kapitalizm wyczerpania na przykładzie zakupu najprostszego laptopa do najprostszych rzeczy
"- Jak państwo widzicie, oferujemy w tym roku w naszym salonie dwa kolory, to jest piasek pustyni i szara perła.
- A gdzie jest ta szara perła?
- No, na razie nie mamy szarej perły, dopiero będzie w drugim roku, znaczy w następnym roku, w drugim...
- Jak o stówę cena skoczy.
- W drugim kwartale. No, to już ode mnie nie zależy.
- A w ogóle coś zależy od pana?
- Sprzedaż samochodów, żeby jak najwięcej poszło"
Fragment pochodzi z filmu „Fetysz” z 1985. Choć nie nastąpiła jeszcze katastrofa w Czarnobylu (którą wielu uważa za gwóźdź do trumny dla bloku wschodniego czy też ZSRR), to system komunistyczny w Polsce wtedy już oczywiście dogorywał. Wciąż produkowano chociażby Żuka (konstrukcja z 1959) czy Nysę (z 1958). Ludzie żyli w podwójnej rzeczywistości - komunistycznej i zachodniej. Wielu towarów zwyczajnie nie było, poszukiwano również sposobów na tzw. wolność i oszukiwanie systemu.
Moim bardzo skromnym zdaniem daje się tu zauważyć dużo podobieństw z obecnym życiem w tzw. „cancel culture” (proszę poczytać w Internecie, jak zastrasza się ludzi o innych poglądach) i szukaniem przez zdesperowanych obywateli sposobów na przeżycie, które to np. zaowocowało wykorzystaniem przez maluczkich mechanizmów giełdowych w USA.
System z 1985 charakteryzował się tym, że kupowało się to, co było w sklepach. Ludzie mieli niedosyt wszystkiego. Oczywiście, że w wielu sklepach był tylko ocet, ale czy nie brzmi to trochę znajomo?
Obecnie dużo ludzi narzeka na swoje pensje, i choć może kupić więcej niż kiedyś, to często wygląda to tak, że towary są, ale nas na nie nie stać (określę to tak - obecny system przesunął granicę dobrobytu, ale też dotarł do swojej granicy).
Ciągle się zbroimy (może nie wszędzie z użyciem karabinów, ale na pewno cybernetycznie) i żyjemy w niepewności.
Czytam/czytałem ostatnio książkę "kapitalizm wyczerpania", gdzie przedstawiono obecny system jako ten, który działa jak pasożyt - przychodzi gdzieś, eksploatuje, eksploatuje i dopiero po rabunkowym wyeksploatowaniu jakiegoś obszaru czy miejsca przesuwa się dalej.
W IT można to określić - dochodzimy do pewnego poziomu (nie zastanawiamy się, ma ma sens) i wymuszamy, żeby ludzie z czegoś tam korzystali aż do znudzenia, a dopiero jak się znudzą i nie można tego ciągnąć dalej, to wtedy spróbujemy coś ulepszyć.
Czy obecna epidemia jest m.in. sposobem na wzrost konsumpcji?
Daleko mi od teorii spiskowych, za to obecnie w 2021 rozglądam się za czymś do pisania tekstów i ewentualnie podstawowego przeglądania internetu.
Telefon czy tablety tym razem odpadają, urządzenie stacjonarne też.
Prosto? No to jedziemy.
Kryteria:
1. Ekran bez odblasków i mrugania z rozsądną rozdzielczością (1366x768 dziękujemy) - oczy nie sługa
2. Długa praca na baterii
3. Cisza - błagam!
4. Najlepiej możliwość trzymania na kolanach (czytaj: jak najmniej otworów wentylacyjnych i temperatura z dołu w jakichś rozsądnych granicach)
5. Możliwość rozkładania na płasko
6. Najlepiej czarne wnętrze
7. Rozsądna klawiatura
8. Rozsądna waga
Wydawać by się mogło, że w dobie coraz bardziej energooszczędnych komponentów i wyścigu na nm powinno to być banalnie łatwe. Moim zdaniem są to typowe kryteria dla komputera, przy którym na drugi plan schodzi on sam, a ważniejsza staje się sama treść.
No to popatrzmy:
1. MacBook Air - 2 porty (co najmniej jeden za mało) i brak HDMI. Brak rozkładania na płasko. Ekran błyszczący.
2. Dell - w większości grzałki (pisałem o temperaturach rzędu 100C), mógłbym za to ewentualnie ustawiać sam wentylatory
3. HP
4. Lenovo czy np. ich tania marka Medion popularna w krajach niemieckojęzycznych – zaczyna iść w stronę Della (X1 Nano nagrzewa się do 101C)
5. Huawei – mam pewne obawy, czy pokazywanie się z ich produktami jest wskazane
6. Clevo – może Hyperbook L14 (ale tu widzę mało recenzji)
7. Acer - myślałem o serii Swift (srebrna!), ewentualnie Travelmate (nie ma jeszcze Intela 11 gen.)
8. Asus - nie wiem, czy kiedyś pisałem, ale u nich kilka razy odstraszył mnie pisk cewek i piszczące chłodzenie
9. LG Gram - analogiczny do L14, ale błyszcząca matryca...
10. inni (Samsung, MSI, etc.)
Każdy producent ma swoje lepsze i gorsze serie, niektórzy są oczywiście przereklamowani, za to pozycja pierwsza wydaje się najlepsza... szczególnie po drobnej "poprawce" chłodzenia
Należałoby tylko:
- dokupić hub USB (i nie ładować przez niego komputera, bo konstrukcje z M1 potrafią wtedy paść),
- znaleźć jakąś folię na ekran (no, tutaj to pewnie jakaś masakra będzie i z chęcią bym przeczytał w komentarzach, co ewentualnie wypróbować)
- przeboleć srebrny kolor (wiem, że są inne - ten jest najsensowniejszy i nie ma czarnego)
- przeboleć brak rozkładania na płasko i kontrolę Apple nad sprzętem.
No dobrze - inne pozycje potrafią nieźle kosztować, i raczej zawsze coś tam nie pasuje (a to mała bateria, a to PWM, a to temperatury, a to, a to...).
Czy mi się wydaje, czy naprawdę, szczerze mówiąc, producenci jakoś się umówili i zdecydowali "ok, ja produkuję czarne, ty srebrne, ty głośne, a ty ciężke"? Albo dlaczego wielu zdecydowało się małpować Macbooka również z jego słabymi stronami?
Nie chcę być jeleniem, który np. kupuje drogi procesor i musi go zbić na 1/10 wydajności (to był jeden z pkt w tekście "Kup panie Wieżę Eiffla... czyli naiwniaków nie sieją, tylko sami się rodzą...")
Intel od kilku lat produkuje Celerony i Pentium Silver o TDP 6 Watt, które przynajmniej w teorii powinny spełniać wymagane założenia (szczególnie jeśli chodzi o chłodzenie). Myślałem nawet o jakimś lepszym Chromebooku (po wymianie OS na Linuxa), ale po dodaniu szyfrowania obawiam się o wydajność...
Czy naprawdę muszę z czegoś zrezygnować?
Wygodne pisanie tekstów to nie jest jakiś rocket science do jasnej ciasnej.
Szukam dalej, i myślę, że moje stwierdzenie "Do wyboru, do koloru... a i tak nie ma z czego wybrać" jest jakby prawdziwe, za to "You don't have anything and you're happy" chyba nie do końca.