Historia łabędzi płaczących krwawymi diamentami
Znacie tę opowieść o brzydkim kaczątku, co to na końcu zmienia się w łabędzia? To popularna bajka i tak powszechna, iż nawet 5 letnie dziecko potrafiło by ją z pamięci przywołać. Przeczytajcie więc tą ckliwą, smutną choć i w paru miejscach zabawną wersję, przygód pewnych sióstr.
Choć w teorii są bliźniaczkami, to jedna z nich jest starszą i większą siostrą a druga… cóż, jej przeciwieństwem. Yuu, gdy przyszła na świat ważyła zatrważające 3 kg i miała aż 17 cali. To było trochę zaskoczenie, nie spodziewałem się czegoś takiego. Oczywiście przyjąłem ją pod strzechę bez zawahania – co okazało się słuszną decyzją. Z początku wydawała się ospała i niezwykle mało ambitna, trochę rozklekotana i powolna. Nie mniej nie poddawałem się i pracowałem z nią, aż wreszcie stało się. Odkryłem jej prawdziwą potęgę. A wystarczyło wyłączyć oszczędzanie energii.
Ai to typowa młodsza siostra. 10 cali i zaledwie 600g sprawiło, iż otoczyłem ją trochę większą opieką niż Yuu. Wydawała się krucha, ale szybko zaskoczyła mnie w pozytywny sposób – jej rozrywkowość i wszechobecność natychmiast wprowadziła uśmiech na twarzy domowników. Jeśli jeszcze się nie domyśliliście to pierwsza siostra jest 17 calowym laptopem Samsunga serii 5, a druga jest tabletem GalaxyTab2.
Yuu – czyli kobyła. Lubię małe rzeczy, małe laptopy, leciutkie tablety, niewielkie smartfony. Wychodzę z założenia, że jeśli coś ma być przenośne to powinno takie być. Mniej więcej pod koniec pierwszej dekady XXI wieku (czyli niedawno ;p) pojawiła się moda na trzymanie laptopów w domach jako podstawowych komputerów rodzinnych. Ma to swój urok, swoje plusy i zalety… a wady? Może i są, ale po co je wyciągać na światło dzienne. Ważne że notebooki mogą schować się pod biurkiem i zajmują mało miejsca. Wygoda jest znośna a i tak naprawdę większość rodzin pod strzechą potrzebuje jedynie odpalić Facebooka i poczytać Pudelka. No i pojawił się wysyp siedemnastek. Córka może prowadzić swojego bloga o modzie, ojciec pograć w starą grę a matka oglądnąć wygodnie w łóżku Titanica.
Fakt, że ludzie kupujący taką bestię wagowo-rozmiarową nie dbają o jej wymiary pozwala upchać tam naprawdę wydaje komponenty i tak właśnie ku memu zaskoczeniu Yuu posiada pod klawiaturą nie tylko 6GB RAMU, 1 TB miejsca na dysku i kartę graficzną GeForce 650M ale co naprawdę niesamowite - ma procesor i7.
Tylko dlaczego po pierwszym uruchomieniu działa tak wolno. Przyznaje, że padło w tamtym momencie wiele gorzkich słów w stronę starszej siostry i w stronę Samsunga. Wkładacie cztery rdzenie, tyle RAMU a aby odpalić kafelek pogodowy potrzebuje czekać minutę czasu?! Przełączanie się było zmorą, logowanie czasochłonne a każda większa operacja doprowadzała mnie do palpitacji serca. Tak było do momentu, w którym nie zorientowałem się, iż system cały czas pracuje na oszczędzaniu energii. Wystarczyło więc cyknąć jeden przycisk aby poczuć coś czego nigdy wcześniej nie poczułem. Yuu jest prawdziwym demonem prędkości, który potrafi w ułamku sekundy zrobić wszystko, a praca z nią jest niezwykle wygodna i przyjemna… no chyba, że odłączymy kabel zasilania… tylko po co to robić?
Ai jest dziesięciocalowym tabletem. Nie pierwszym w moim domu. Niektóry czytelnicy pewnie już wiedzą, że posiadam na stanie Transformerową Rainbow Dash. Jest to istotna informacja gdyż, nie musiałem uczyć się obsługiwać sprzętu, nie odczuwałem też powiewu nowości. Po prostu przyszło nowe urządzenie, tyci mniejsze, tyci lżejsze i tyci wolniejsze. Przyzwyczajony i z wyrobionymi nawykami złego słowa o młodszej siostrze nie powiem, no chyba że mam wypomnieć jej wolne działanie, kiepski aparat i tragiczną klawiaturę ekranową. A patrzcie… Mimo to – patrząc na to z dłuższej perspektywy i ku memu zaskoczeniu, siostry sporo namieszały w moim życiu.
Łabędzie siostry
Zastanawia was zapewne cały czas tytuł tego wpisu, gdyż nie ukrywam, jest on dziwny. Otóż aby w pełni wyjaśnić jego genezę musimy się ponownie cofnąć do samego początku. Gdy Yuu i Ai przyszły pod strzechę mojego dachu musiały konkurować z naprawdę mocno dopracowanym ustawieniem. Ergo – komputer stacjonarny to stary, ale jary sprzęt, który nie jedno widział i jeszcze zapewne nie jedno będzie widział. Fakt, z każdym dniem starzeje się mocno i do tego mocno eksploatuje, ale niech sczeźnie każdy, kto go nie doceni. Cztery rdzenie od AMD, superszybka pamięć OCZ, wypasiona jak na swoje lata płyta główna i trochę psująca ten krajobraz karta graficzna. Rainbow Dash – kuc niesforny – acz, znaczy tablet niesforny. Asus Transformer to (tak mówiąc już po latach doświadczeń) jeden z lepszych tabletów jakie kiedykolwiek wyszły, mało tego, RD służy dobrze do tej chwili.
Więc sami widzicie – nowy tandem był raczej dodatkiem do pewnego wypracowanego schematu. Odstawiony w bok, uruchamiany sporadycznie. Nawet przyznaje bez bicia, czasu było tak mało, że po pierwszym zachwycie został odstawiony w kąt. Problemy z szybkością laptopa (wspominana oszczędność energii) i denerwująca klawiatura w tablecie zrobiły swoje. Doprawdy, miałem już zjechać ten sprzęt z góry na dół i jeszcze nakrzyczeć na firmę go produkującą tak jak jeszcze nigdy nikt tego nie robił. Ba! Mam jeszcze fajne filmiki pokazujące moją frustrację podczas odinstalowywania zbędnego syfu z Windowsa, ale nie przeszły by przez filtr cenzury…
Smutne i samotne brzydkie kaczątka nie zamierzały jednak tak łatwo się poddawać. Lecz wtedy jeszcze nie wiedziałem co szykują – wszystko zmieniło się w ciągu ostatnich kilkunastu dni.
Pierwsza była starsza siostra – wiadomo, są one mądrzejsze, ładniejsze i bardziej rozważne. Zaskoczyła mnie uruchamiając grę Most Wanted praktycznie na pełnych ustawieniach graficznych bez choćby jednej czkawki. No dobra, po godzinie intensywnego jeżdżenia pyrknęło raz. Ale tylko RAZ! Oczywiście jak, przystało na starego zrzędziciela, wiem iż jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dwie natomiast to już trochę inna historia – więc gdy tylko usadowiłem się na sofie pisząc kolejnego blaga doceniłem dużą klawiaturę i wyraźny ekran. Trochę mniej doceniłem długość życia na baterii, która w porywach sięgnęła trzech godzin. Jakość obsługi klawiatury jest znakomita, a i ciężar wcale nie jest tak wielki, by wywoływał dyskomfort gdy Yuu usadawia się na mych kolanach.
Jakkolwiek to zabrzmiało…
W tak zwanym „międzyczasie” Ai coraz bardziej przekonywała mnie do siebie swoją poręcznością i modemem 3G. O tak, odkrycie godne ameryki, młodsza siostra mogła łączyć się z netem wszędzie, nie tylko w domowym zaciszu prywatnego WiFi. Co prawda koszt Internetu mobilnego w Polsce wciąż wydaje mi się tragiczny, ale jakoś dałem radę wysupłać te parę gorszy na kartę Playa (i tak, wiem, pamiętam, moje drogie Kochanie czytające ten blag i sprawdzające błędy, że pieniądze były Twoje!). Achy i Ochy to za mało powiedziane – dostojnie siedząc sobie w autobusie Zielono Górskim mogłem czytać Currentsy nawet wtedy gdy jedna z Pań, która wyszła na papierosa, zgubiła się i odjechaliśmy z półgodzinnym opóźnieniem.
Pani się znalazła potem… w innym mieście.
Zaczynałem więc powoli się przekonywać do tego niecodziennego tandemu. Niestety rozrywka to nie jest lwia cześć mojego życia (kogo ja próbuje oszukać) i czasem trzeba gdzieś na czymś popracować. Ponownie siostry przygotowały odpowiedni frontalny atak i ku memu zaskoczeniu na tym polu również zdobyły moją sympatię. Choć zaczęło się nieco tragicznie. Po pierwsze oprogramowanie na W8(Wu Ejt!) jest na szczęście o tyle kompatybilne o ile było na W7, więc większość moich kochanych programów działała. Lecz nie mogłem przestawić się na siedzenie przy laptopie i grzebanie w kodzie. 17 calowy monitor, nie był 22 calowym wziernikiem z Ergo. Nie był nawet podwójną siedemnastką, z którą mam do czynienia na co dzień w pracy.
Dzień po dniu jednak, okazywało się, iż można przy odrobinie chęci podłączyć drugi monitor po kablu, że można pracować na jednym oknie przełączając się jak za starych dobrych czasów ALT/TABEM. No, ale pozostałe problemy?
Ku mej pomocy i ku pomocy dziewczyn, przyszedł najstarszy sposób z możliwych - zdalny pulpit. Nie trzeba była przeinstalowywać softu licencjonowanego z którym zawsze jest jakiś problem, ani przenosić ustawień… ani nic robić. Wystarczyło włączyć komputer stacjonarny i zalogować się z laptopa lub tabletu po starym dobrym RDP. Praca natychmiast nabrała nowego ciekawego rozmiaru, gdyż w ten sposób mogę robić to albo wygodnie w domu (w skórzanym fotelu lub leżąc pod kołdrą w łóżku – zimą wręcz wskazane) albo w miarę sensownie w drodze/na przystanku/w tramwaju...
Nawyki
Jest też trochę ciekawych nowych nawyków. Pamiętacie może takie stwierdzenie jak: „Włączyć komputer”, albo lepiej: „Czekaj, włączę tylko komputer i sprawdzę w Internecie.” – Bo, wiecie, dzięki Yuu i Ai, ja już zdążyłem zapomnieć jak się używa tych słów.
Tablet jest zawsze włączony – taka jego natura. Boryka się po domu, to jest w kuchni, to w małym pokoju, to obok telewizora, to na półce pod stołem czy też ostatecznie wieczorem pod poduszką gdy kładę się spać. Jeśli potrzebuje coś sprawdzić, np. pogodę na jutro, maila, czy też kurs walut, mogę to zrobić szybko sięgając jedynie po urządzonko, które nawet jeśli nie jest pod ręką, to wystarczy przejść po nie metr lub dwa. A gdy chce coś popisać, w coś pograć – wystarczy odchylić pokrywę Yuu a Samsung dzięki dyskowi hybrydowemu i Windows 8 uruchamia się dosłownie w 1 sekundę. Jedną!
Czekać na włączanie komputera? – proszę was, żyjemy w XXI wieku.
Miłość między siostrami
Dziewczyny rewelacyjnie ze sobą współpracują na poletku kontowo-googlowym. Główną zaletą tego jest to, iż MS i jego W8 naprawdę nieźle potrafi się zintegrować z kontem wujka G. Ai – czyli tablet – no cóż, system z pod znaku zielonego robocika został stworzony by obsługiwać Gmaila, więc co tu się dużo dziwić, że w duecie są NIESAMOWITE. Oczywiście gdyby nie konto firmy z Mountain View trzeba było by eksperymentować z jakimiś Skaj Drajwami. Tymczasem mogę odebrać wiadomość emailową w kuchni, robiąc naleśniki – zacząć odpisywanie, a gdy uznam, że potrzebna jest klawiatura wystarczy podejść do Yuu, podnieść klapę i kliknąć w kafelek Poczty aby móc kontynuować.
Dostęp do plików, zdjęć i filmików o kocie nagranych kamerą QF20 jest serwowany za pomocą DropBoxa i AllShare(ha!), które działają zaskakująco dobrze o ile będzie się je traktować okazjonalnie i jako dodatek. Konfiguracja tego drugiego na laptopie bywa droga przez mękę i właściwie można sobie odpuścić, dostęp do plików w tym pierwszym na tablecie jest ograniczony przez łącze internetowe co ma swe plusy i minusy. Głównie minusy.
Wady i za-wady…
Ok., ciężar laptopa. Boże ile to waży… 5 kg? 4? Równo 3! Czyli w sumie nie dużo. Ok., może kiepski dźwięk – wooo, hola. Audio od JBL z subwooferem nie jest może szczytem marzeń, ale jak na teoretycznie przenośny sprzęt spisuje się lepiej niż wszystko co do tej pory miałem w tej kategorii. Ok., to może komfort pracy – ale z drugiej strony mówimy o sprzęcie stacjonarnym, który przy gierkach odpali lekko huczący wiatraczek a przestrzeń pod nadgarstki jest tak duża, że pisanie jest przyjemnością, nawet jeśli całość nagrzeje się do chyba 40 stopni Celsjusza. Och, jak bardzo chciałbym napisać, że coś jest źle.
To może tablet – w końcu jest wolny i ma słaba kamerę. Aj, dajcie spokój.
Ceny i zalety
Najwyższy czas na krótkie podsumowanie pewnych rzeczy, które narosły przez kilka tygodni używania sprzętu. Po pierwsze laptop jest potężny i naprawdę wydajny, choć nie nazwał bym go mobilnym, trudno mi nawet nazwać go laptopem przy takich rozmiarach. Było to dla mnie nie tylko zaskoczenie, ale i pewna nauczka życiowa. Przyzwyczajony do notebooków z rangi 11‑15 calowych kupowanym przez znajomych za niskie pieniądze zapomniałem co to jest szybkość. Cierpliwość, którą nauczyły mnie procesory rzędu i3 i 4GB wolnego RAMU mogłem wreszcie wyrzucić za okno.
Po drugie tablet, co tu dużo mówić – uwielbiam go. Nie chodzi o prędkość, nie chodzi o to, że jest gorszą wersją Galaxy Tab jedynki, chodzi o to, że Ai jest poręczna i wystarczająco dobra by sprostać prostym wymaganiom dnia codziennego.
Po trzecie cena… Allegra i Cenea sugerują jakobym mógł taki dualny zestaw bliźniaczek zdobyć za równowartość 6000 złotych. Nie jest to strasznie piorunująca cena biorąc pod uwagę, że w zamian dostajemy dwa urządzenia z czego jedno jest wypasione w kosmos a drugie ultra mobilne. Czy faktycznie bym je kupił? Tak szczerze? Tak – Jest to lekkie dla mnie zaskoczenie, ale nie zmienia to pewnych faktów, może bym jedynie wymienił tablet na starszą wersje Galaxy Taba, albo na Nexusa ;>
Po czwarte, z ciężkim sercem, ale polecam kupienie siedemnastocalowego laptopa jako komputera domowego. Pod warunkiem, że możemy wydać na niego cztery koła… lub równowartość czterech kółek.
Na sam koniec
Brzydkie kaczątka stały się łabędziami, które choć trochę krwi mi napsuły, to okazały się, że poza tym, iż warte są tyle co diamenty, to pod krótkim szlifowaniu, ukazują swoje prawdziwe piękno.
Siostry Samsung – Yuu i Ai – zadomowiły się na dobre pod moją strzechą i są nieodłączoną częścią rodziny na dzień dzisiejszy…
… i nie muszę mieć nadziei, że nasza współpraca przez ten zbliżający się okres będzie dobra, ja już to wiem.
PS. Dwa tablety w domu to jest istny wypas. Coś niesamowitego, co ciężko słowami opisać. Jeśli jeszcze nie masz dwóch tabletów w domu, to nawet nie wiesz jak wiele tracisz! To mówiłem ja, Jarząbek!
PPS. To część pierwsza moich uwag o dziewczynach – do części drugiej, czyli porównanie Galaxy Taba z Transformerem zapraszam za tydzień.