Narkotyki, Rock&Roll i podstawa nauczania
… czyli jeśli jeszcze się nie domyśliliście, będzie trochę o szkole podstawowej. Ale najpierw…
Wstęp
Jestem już starym prykiem, przyznaję. Nostalgiczne podejście do wielu rzeczy i idealizowanie zamierzchłych czasów, gdy wszystko było lepsze, jest już po prostu w mojej naturze. Okres dzieciństwa spędzony w większości przy trzepaku z kolegami, wspominam z łezką w oku, patrząc jak dzisiejsze młodziki siedzą na ławkach bawiąc się komórkami, których cena jest większa niż moja miesięczna pensja. O, a na pierwszą komunię dostałem żółwia zamiast quada i laptopa za pięć tysięcy. Sorry – jestem z poprzedniej ery.
Cechuje mnie jeszcze jedna rzecz, której zawsze brakuje młodym. Wyważona ocena pochodząca z doświadczenia – choć super stary nie jestem (mimo, iż za takiego próbuje się podawać), swoje przeżyłem. Sporo widziałem.
Mózg elektronowy
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Delta-C_personal_computer.jpg
Zacznijmy treść właściwą od pewnej małej oczywistości:
„Obecnie komputery są używane niemal wszędzie — na dworcu kolejowym, w kasie sklepowej, w bankach. Znajdują się też w pralce i kuchence mikrofalowej. Najpotężniejsze komputery wykorzystuje się w pojazdach kosmicznych oraz stacjach prognozowania pogody.” Definicja komputera wg podręcznika dla klas IV‑VI "Informatyka Europejczyka" autorstwa Danuty Kiałki wydanego przez Helion.
Nie sposób się z tym nie zgodzić. Komputery jako maszyny wykonujące skomplikowane obliczenia oraz wykorzystujące wprowadzone weń dane i wyświetlające (lub wykonujące inne czynności) są tak powszechne jak woda. Maszyny liczące znajdziemy więc nie tylko na naszych biurkach czy też ostatnio dzięki rozwojowi telefonii komórkowej, w naszych kieszeniach, ale także w każdym bardziej zaawansowanym urządzeniu technicznym. Chciałoby się powiedzieć, że przeciętny mieszkaniec Ziemi codziennie obcuje z komputerem (oczywiście pomijam fakt, że przeciętnym mieszkańcem Ziemi jest Chińczyk mieszkający w niewielkiej wiosce odciętej od prądu).
Pozwolę sobie w związku z tym dokonać generalizacji: - że każdy Polak, każdego dnia, w mniejszym lub większym stopniu, obsługuje komputer.
Średni wiek w naszym kochanym kraju to 38 lat – co oznacza mniej więcej tyle, że absolutnie przeciętny mieszkaniec nadwiślańskiego kraju urodził się w 1973r. Pomijając fakt, że GAM‑1 został stworzony w 1950r. to mniej więcej w połowie lat 80‑tych zalały(1) nasz rynek normalne PCety (w wersji polskiej oczywiście). Czyli nasz statystyczny krajanin miał lat 10, może 11, i śpiewał z zachwytem You're My Heart, You're My Soul bawiąc się kapslami. Nie w głowie było mu poznawanie tajników programowania mikroprocesorów.
W swoje osiemnaste urodziny mógł razem z resztą kolegów świętować naprawdę wiekopomny moment dla polskiej informatyki. Liczba użytkowników Internetu w tym roku przekroczyła 2000 osób!
Do czego zmierzam – za chwile spokojnie wyłożę wam kawę na ławę, jeszcze tylko jeden akapit.
Powszechny dostęp do komputerów, Internetu oraz mocne uderzenie urządzeń typu pralka, mikrofalówka, dekoder, aparat, „myślących za nas na każdym kroku” to początek XXI wieku. Na upartego druga połowa lat dziewięćdziesiątych. Czyli okres gdy wspomniani przeciętniacy mieli lat 23‑28 - niby okres w sam raz na nauczenie się i swobodne przyswojenie nowej technologii. W praktyce jak jest, każdy siedzący choć trochę w branży dobrze wie. Osoby przychodzące do pracy, mają problem z wykonaniem podstawowych czynności w DOWOLNYM edytorze tekstu, o obsłudze niezbędnych w wielu miejscach arkuszy kalkulacyjnych nawet nie wspomnę. A broń cię Panie Boże, abym wymagał sprawdzenia kabli zasilających do drukarki.
W gruncie rzeczy, chcę podsumować, iż osoby w wieku reprodukcyjno – pracowniczym są głęboko w komputerowej d*** i nie potrafią nic. NIC!
Odrobina magii
Wspominając mój nie tak dawny wpis o magii, chciałbym wytłumaczyć jedną rzecz. Wyznaję zasadę, iż przeciętny użyszkodnik nie musi znać rzeczy typu: ile jest na rynku programów antywirusowych, jaki aktualnie procesor jest najwydajniejszy i czy ma uruchomioną usługę indeksacji zasobów archiwalnych swojego mózgu i podświadomości kosmicznej wprowadzonej przez interpolację taselacji polyglonów międzybitowych… czy jakoś tak. Nie mniej, istnieje zbiór podstaw, które każdy użytkownik komputera i Internetu powinien znać. Są to zasady podobne do: nie przechodzenia przez jezdnię na czerwonym świetle, tego, że przedmiot podrzucony do góry, kiedyś musi spaść, dwa plus dwa jest cztery, gotująca się woda poparzy.
Wymienione rzeczy to pewne prawdy dla nas niesamowicie oczywiste, w pewnej części wyniesione ze szkoły… i tu uwaga, bo zmierzam do sedna. Podstawy obsługi komputera powinny również być wyniesione ze szkoły.
Szkoła
Jak wygląda polskie szkolnictwo każdy dobrze wie – choć właściwie powinienem napisać: „każdemu się wydaje, że wie.” Moja Matka zawsze mówiła mi, w ramach przestrogi, „słuchaj synu, najgorszym wyzwiskiem jakie możesz użyć przeciwko komuś, to powiedzieć mu aby obce dzieci w szkole uczył”. Nie chcę się jednak tutaj zbytnio rozwodzić nad prawdziwością tego zdania i problemami gimnazjalnymi. Chciałem jedynie napisać coś o tym jak u nas w szkołach traktowane są lekcje zajęć komputerowych i informatyki.
Zacznijmy od tego, że szkoła podstawowa zgodnie z aktualnymi standardami podzielona jest na dwie części. Klasy I‑III oraz IV‑VI. W obu tych przedziałach mamy do czynienia z zajęciami komputerowymi, a przynajmniej tak to przewiduje podstawa programowa. Dopiero gimnazjum wprowadza Informatykę jako przedmiot z krwi i krzemu. Przypominam, iż w przypadku dzieci rozpoczynających naukę w szkole podstawowej (klasy I‑III) nie ma jako takiego podziału na zajęcia znane nam z wyższych klas, zamiast tego jest tzw. nauczanie początkowe (kształtowanie zintegrowane).
Nasz program przewiduje, iż szkrab uczęszczający do szkoły dowie się. co to jest komputer w bardzo ogólny sposób i do czego może służyć. Nauczy się jak uruchomić programy za pomocą myszki i klawiatury (należy zwrócić uwagę na brak wymogu nauczania uruchamiania komputera i wyłączenia go) a także pozna poważne minusy korzystania z tak zaawansowanego urządzenia jak: przemęczenie oczu, problemy z kręgosłupem, niebezpieczeństwa czyhające nań w Internecie. Co więcej, zaznajomi się z obsługą podstawowych funkcji programów, uruchamianiem stron internetowych, rozpoznawaniem elementów aktywnych, wpisywaniem zdań z klawiatury i układaniem obrazków z gotowych figur w programach graficznych przeznaczonych dla dzieci w wieku szkolnym.
Na pierwszy rzut oka to niewiele. Obserwując dzisiejsze dzieci, możemy śmiało przyjąć, iż 90% z nich to już potrafi. Poradzą sobie z włączeniem komputera, zainstalowaniem gry i uruchomieniem jej. Można by więc zrezygnować z tej części i przejść do czegoś ciekawszego… można by np. wytłumaczyć im w całości jak działa komputer. Albo niech już napierdzielają programy w C#.
Tu pojawia się pierwszy błąd w naszym myśleniu. Nie zdajemy sobie sprawy, po co tak naprawdę w klasach I‑III dzieci mają zajęcia komputerowe. Ich głównym celem jest bowiem wyrównanie poziomu. Nie każda rodzina ma komputer, a i nie w każdej rodzinie dzieci mają pozwolenie, aby swobodnie korzystać z maszyn liczących. Dodatkowo istotne jest, aby uzmysłowić dzieciom, że pecet to coś więcej niż tylko gry i GG, dlatego zajęcia komputerowe przewidziane są jako integralna część nauczania początkowego i mają wspomagać inne subdziedziny tegoż nauczania (np. język polski, matematykę, przyrodę).
Dobra, wszystko pięknie na papierze, a w praktyce? Każda szkoła powinna mieć komputery (ba, każda klasa) i udostępnić je w pewnym stopniu swoim uczniom. Prawda jest taka, że może i te pecety są, ale jest ich kilkanaście na całą placówkę(2) i są w zamkniętej sali, do której dostęp ma Pan Muzyk sprawujący rolę nadwornego informatyka. Gdy ktoś w ministerstwie wpadł na genialny pomysł rozdawania wszystkim dzieciakom badziewnych laptopów podniósł się krzyk i wrzask (w tym i mój). Nie do końca słuszny, bo pomysł był i w gruncie rzeczy głupi, ale pokazał, że ktoś jednak zauważył problem ilościowy i próbował go rozwiązać. Niestety nie tędy droga. Problemów jest jednak więcej i głównym nie jest ilość komputerów, niestety. Podręczniki – bo o nich mowa – są badziewne. One są wręcz do czterech liter do których światło nie sięga. W większości napisane 2‑3 lata temu, nie nadążają za postępem. Podstawowym nośnikiem danych opisanym w każdej jest dyskietka! Dobrze chociaż, że wspominają alternatywy w postaci Linuxów. Ostatecznie nawet jeśli wychodzi nowa wersja na aktualny rok (a w sumie zawsze wychodzi) to od poprzedniczki różni się jedynie zmienioną datą na okładce. Zawartość wciąż pozostaje ta sama. Badziewna.
Wracając do szkół, skoczmy krok dalej. Lat 12 – poziom już wyrównany, może niech coś konstruktywnego teraz porobią. Nauczmy ich komend w bashu.
Nasz tok myślenia, jakoby trzeba nauczyć dzieci kompilacji Linuxa w 5 klasie podstawówki aby sobie w przyszłości radziły i rozkręcały swoje zainteresowania, jest równie chory jak ten, że dzieciom w I‑III trzeba wytłumaczyć sposób działania wszystkich komponentów komputera. Ponownie, głównym celem zajęć w klasach IV‑VI jest wyrównanie poziomów spowodowane częstością dostępu do peceta. Pojawią się jednak nowe cele. Jednym z nich jest nauczenie podstaw obowiązujących w każdym programie nie ważne jakiej firmy. Ponownie powołując się na podstawę programową doczytujemy:
"Uczniowie na II etapie edukacyjnym powinni m.in. nauczyć się korzystać z podstawowych możliwości takich programów jak: edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, program graficzny oraz program do przygotowania prezentacji, jak również korzystać z podstawowych usług internetowych do komunikacji i wyszukiwania informacji. Dla osiągnięcia wymaganych umiejętności nie ma znaczenia, jakiego edytora czy arkusza kalkulacyjnego uczniowie będą używali."
Najważniejszy kawałek pogrubiłem, aby bardziej rzucał się w oczy.
Dlaczego taki jest program? Dlaczego w wieku 13 lat, idąc do gimnazjum do życia potrzebne jest nam to i tylko to? Dlaczego nie wprowadzono języków programowania, sposobu tworzenia stron internetowych? Bo to są podstawy, które okazują się być najbardziej kluczowymi elementami dalszego naszego życia. Trudno w to uwierzyć? Obserwując ludzi, trudno mi uwierzyć, że świeżo upieczeni studenci, panie i panowie magistrowie, nie potrafią napisać poprawnego dokumentu w dowolnym edytorze dokumentów. Trudno mi uwierzyć, że osoba która na co dzień pracuje w Wordzie próbuje mi wmówić, że w OO wyśrodkowała tekst spacjami bo inaczej nie potrafiła, mimo iż ikonka wygląda praktycznie IDENTYCZNIE! Trudno mi uwierzyć, że prezentacje maturalne nie posiadają numerowanych slajdów i strony ze źródłami. Trudno mi uwierzyć, że ludzie na facebooku nie potrafią usunąć swoich zdjęć(3).
Fundamenty
Komputery są wszędzie – o tym było na początku. Nie tylko w naszym życiu towarzyskim, ale również w pracy (i to tutaj najbardziej) pokutuje brak solidnych podstaw. Bardzo solidnych podstaw. Dlatego powielamy je w kółko, dlatego stają się nudne dla osób zdolniejszych, dlatego komputerowi maniacy narzekają, że w szkole niczego się nie nauczyli (wg nich). Nie oszukujmy się – informatyka w szkole nie jest po to, abyś Ty nauczył się konkretnie tego, co chcesz.
Oczywiście może Ci w tym pomóc – w wielu szkołach są kółka informatyczne. Również nauczyciele powinni wyłapywać zdolniejszych i o ile się da umożliwić im dalszy rozwój. Pojawia się tu jednak magiczne słówko powinni. Tak samo manna powinna spadać z nieba. :>
Co jest nie tak
Podsumujmy parę spraw. Czy podstawa programowa zajęć komputerowych w szkole podstawowej jest zła? Nie. Kładzie nacisk dokładnie na to, na co powinna. Czy podręczniki są złe? Tak, w 90% są tragiczne, nieaktualne, napisane przez osoby bez odpowiednich predyspozycji, a jedynie posiadających odpowiednie pedagogiczne wykształcenie. Czy program nauczania jest zły? Tak – gdyż program nauczania tak naprawdę opiera się na podręcznikach, które wybierze nauczyciel, a te choć opierają się na podstawach programowych, są po prostu złe. Czy nauczyciele są źli? Czasami – sęk w tym, że mało osób wie, iż istnieje coś takiego jak informatyka nauczycielska, a jeszcze mniej osób wybiera taki kierunek. Nie mówiąc już, że mało która osoba po tych studiach nadaje się naprawdę na nauczyciela i że dyrektorzy szkół wolą dopłacić panu od muzyki parę groszy niż płacić pełna stawkę nowemu nauczycielowi. Choć zdarzają się ludzie z pasją na tym stanowisku, to nierzadko są to po prostu protezy, które wnikliwie przeczytały podręczniki, a jak już udowodniliśmy – są one badziewie.
Geniusz zbrodni w akcji
Napsioczyłem, napsioczyłem, ale może warto by wspólnie zastanowić się nad tym, co można zrobić, aby dzieci ze szkoły wychodziły dobrze wykształcone.
Po pierwsze i najbardziej oczywiste: przydałaby się kontrola szkół, której celem było by sprawdzenie kompetencji osób zajmujących się zajęciami komputerowymi. Tutaj wyszły by pewnie ciekawe braki. (4) Po drugie – i to jest grzech większości przedmiotów – należało by napisać porządne książki. Jest tu pewna trudność, z czego zdaję sobie sprawę. Napisanie, redagowanie, recenzja, wydanie – to nie jest hop siup 3 tygodnie. Do tego koszt podręcznika też nie może być wysoki, bo rodzic musi kupić ich kilkanaście czasem nawet. Wyjściem było by stworzenie niewielkiej książki z podstawami a resztę wyeksportowanie do sieci np. w formie PDFa. Ebooki stają się coraz popularniejsze(5), to raz, a dwa, w końcu chodzi tu o umiejętność obsługi komputera :D Po trzecie, wprowadzenie ogólnopolskiej kampanii mówiącej o tym, czym naprawdę jest komputer i uzmysłowienie ludziom, że jego znajomość z roku na rok staję się coraz bardziej obowiązkowa. A głównie chodzi mi o to, że większość zwyczajów dziecko wynosi z domu. Dobrze było by więc, gdyby rodzicie zdawali sobie sprawę z wielu potrzeb i problemów.
Dziękuje za przeczytanie tego długiego wpisu.
Zapraszam was moi drodzy do dyskusji – czy zgadzacie się ze mną, czy podobają Wam się moje pomysły na poprawę, czy można cokolwiek w tym temacie zrobić? Czy w ogóle przeczytaliście tak długi wpis? :p
TL:DR Podstawa programowa jest dobra, ale podręczniki do bani, nauczyciele do bani - zmieńmy to!
1 O ile można mówić o zalaniu – były drogie, było ich mało. Wcześniej były rewelacyjne Odry i Mery, ale pierwsze polskie wersje IBM PC to 84
2 Teoretycznie szkoły podstawowe mają nakaz, aby była przynajmniej jedna sala z min. 10 komputerami, 1 serwerem i drukarka sieciową.
3 Mogę uwierzyć w to, że zdjęcia tak naprawdę nie są usuwane ;p ale nie ma co drążyć teorii spiskowych.
4 Wyszło by pewnie też to, że kursy przygotowujące nauczycieli do pełnienia obowiązków opiekuna są do bani. A wystarczy zobaczyć ich program aby wiedzieć, że są do bani. Bo są.
5 Tutaj w ogóle naszła mnie idea – że zamiast tych laptopów dla pierwszoklasistów można by tak dać im czytniki ebooków z prawdziwego zdarzenia. Wyobraźcie sobie, że szkraby nosiły by dzięki temu tylko jedno niewielkie urządzenie zamiast kilku książek, spadła by ilość zużywanego papieru na cholerne podręczniki, zmniejszył by się coroczny ilość wydatków na podręczniki. 500zł to koszt machiny w empiku, można by na pewno zejść do 300 przy ogromnych umowach. Przy 350 tysiącach pierwszaków na rok mamy coś koło 100mln. A np. dzięki temu, że rodzic dopłacił by 100zł można by zejść do 70mln. Wg mnie niewielki wydatek za to aby mój przyszły syn lub córka miało prosty kręgosłup :) A doliczmy spadek cen książek o powiedzmy 25% (brak papieru) gdzie przeciętnie kupuje się 5‑6 podręczników za (optymistycznie) 25 zł. Liczmy 100zł co wrzesień, odejmijmy od tego 25% i mamy 75 zł wydatku. Przy 6 klasach podstawowych oszczędność to 150zł. No, ale to marzenia ściętej głowy.
6 Mam trochę spaczone podejście do tematu gdyż moja narzeczona jest na kierunku nauczycielskim.