O tym jak stałem się ubraniosceptykiem
18.01.2015 | aktual.: 19.01.2015 00:13
(Przy czytaniu polecam zapuścić w pętlę następujący kawałek: link do Blumenkranz - dlaczego, zrozumiecie jak skończycie)
Oj, niech tytuł was nie przeraża. Nie zamierzam paradować z nagim tyłkiem po ulicach Wrocławia. To była by przesada. Zresztą nie chodzi o ubrania zwykłe. Chodzi o te żywe. Zacznijmy jednak, jak zawsze w przypadku wpisów o sceptycyzmie od, na pierwszy rzut oka, kompletnie niezwiązanego z tematem spostrzeżenia.
Faszyzm
Zaczynamy z grubej rury, ale niestety nie da się inaczej. Otóż, można by wiele smutnych, ale i ciekawych rzeczy napisać o tej skrajnej formie tyranii nad ludźmi. Zawsze wiązała się ona mocno z modą. Zaskakujące, a jednak prawdziwe. Zamordyzm faszyzmu polegał między innymi na dyktowaniu ludziom schematów pracy, ideologii, wiary itp., ale wbrew pozorom pozwalano na ekspresje siebie poprzez różne formy.
Ubrania – „styl” – były zawsze pod okiem władców nie tylko niemieckich, ale również innych faszystowskich krajów. Na ten przykład we Włoszech od 1927 roku istniał komitet do walki z modą. Jego głównym zadaniem było co prawda sprawianie, aby dziewczynki nosiły dziewczęce ciuchy (spódniczki za kolano) a kobiety nie były za chude i zbyt blade, nie mniej w jakiś sposób odbił się na ubraniach tamtych lat. Tyle wymagań rządowych - z drugiej jednak strony, Mussolini zachęcał do ubierania się zgodnie z panującymi trendami i to takim najlepszymi. Dopiero w latach 35‑38, gdy wojna się zbliżała coraz większymi krokami, zreformowano trochę to podejście na rzecz, powiedzmy, bardziej casualowego wyglądu. Nie mniej i to musiało wyglądać elegancko i budzić respekt, nie ważne czy kobieta wywodziła się ze średniej klasy, czy była robotnicą. Ba, jeszcze w 39 stworzono legendarny film „The Great Parade of the Female Forces”, który miał pokazać jak wspaniale wyglądają i ubierają się Włoszki. Choć to akurat było czysto propagandowa twórczość pozbawiona indywidualnego stylu...
O niemieckim faszyzmie ubraniowym natomiast można by pisać wiekami i nie jedną książkę już o tym popełniono – polecam odwiedzić bibliotekę. Gestapowskie mundury – choć nie jest to popularne i poprawnie polityczne stwierdzenie – są niezwykle szykowne i każdy o tym wie. A Niemki z tamtych czasów uchodziły (obok Francuzek), za najlepiej ubrane kobiety Europy.
Jedną z cech rozpoznawczych takiego stylu (faszystowskiego) były uniformy wynikające z mocnego zaangażowania militarnego reżimu. Chodzono w nich na co dzień i używano jako czegoś do rozpoznawania statusu społecznego.
Więc…?
Więc nikogo nie powinno dziwić uwielbienie Japończyków do mundurów po dziś dzień. Ten specyficzny naród poza wydaniem na świat Godzilli całkiem dobrze odnalazł się w faszystowskich zasadach ubraniowych, mimo iż nie wyglądało to tak jak w Europie, gdzie znani i niezwykle kreatywni projektanci tworzyli ubrania na potrzeby tych strasznych reżimów. Proste mundury japońskich żołnierzy oraz młodzieżowych grup wkradły się w kulturę oraz umysły Nippończyków na stałe i to tam mamy największa mekkę fanów szkolnych mundurków wliczając w to dziwne seksualne perwersje. Tak, spora grupa szkół znajdujących się w Japonii wymaga od uczniów odpowiedniego dress code, tak samo jak korporacje, oraz wiele zawodów, które u nas takich obostrzeń nie mają.
Pytanie, czy ubranie czyni człowieka, czy człowiek czyni ubranie pozostawiam na razie zawieszone w powietrzu, bo chce na dłuższą chwilę przeskoczyć do pewnej produkcji serialowej z Kraju Kwitnącej Wiśni i wymagam od was dużej dozy tolerancyjności, sporej wyobraźni i ostrożności. Obrazki i filmiki poniżej będą zawierały sporą dawkę odsłoniętych ciał i choć trudno w dzisiejszych czasach mówić o nagości, ale…
…przeglądanie tego artykułu w pracy może być lekko krępujące!
Ostrzegałem.
Kill la Kill
To serial animowany produkcji japońskiej. Odpowiedzialni za niego są byli pracownicy studia Gainax (jednego z najbardziej rozpoznawalnych twórców anime), którzy nie tylko spłodzili Tengen Toppa Gurren Lagan, ale również FLCL i Panty and Stocking. Znani są z czerpania motywów chrześcijańskich, buddystycznych, pogańskich i każdych innych możliwych. Nie przebierają też w środkach, gdy idzie o pokazanie scen drastycznych i niezwykle kontrowersyjnych. Oni tacy po prostu są.
Czym jest wspomniany Kill la Kill – w skrócie i bardzo po łebkach, to połączenie odrobinki Kill Billa, z historią o dojrzewaniu, wymieszaną z typowymi dla wyspiarzy nawiązaniami do własnej historii samurajskiej i faszystowskiej (o!).
To właśnie lekcją o tym ostatnim zaczyna się pierwszy odcinek, gdzie dosyć szybko ukazuje się nam ustrój pełnej tyranii panujący w szkole Honnouji oraz sposób w jaki każdy uczeń jest wtłaczany w ten organizm. Panująca nad szkołą siedemnastoletnia Kiryuin Satsuki jest na samej szczycie drabiny, a jej podwładni wciśnięci w trzy-, dwu- i jednogwiazdkowe mundurki rządzą tymi, którzy żadnych gwiazdek na mundurkach nie mają.
Główna bohaterka, Matoi Ryuuko, która szuka mordercy swojego ojca postanawia dołączyć do szkoły i szybko przeciwstawia się systemowi walcząc z pomocą swojego ubrania i „miecza” przypominającego jedną część nożyczek.
To Anime jest epickie (tzn. zapierające dech w piersiach, niesamowite, odjechane, czadowe, zajebiste) i polecam zapoznanie się z nim każdemu – choć zdaję sobie sprawę, że jego specyfika może odrzucić i znajda się tu tacy, co po prostu seriali animowanych z Japonii nie trawią.
Dążę jednak do czegoś, więc trzymajcie się, teraz będzie już tylko z górki.
Wspomniane już kilkugwiazdkowe uniformy nie są byle uniformami, ale ponieważ uszyto je częściowo z materiały nazwanego „żywym włóknem”, dają osobom je noszącym niesamowite (magiczne wręcz) możliwości. Jedno gwiazdkowe mundurki to 10% żywych włókien, dwugwiazdkowe to 20% i tak dalej. Na samym szczycie jest ubranie należące do głównej bohaterki oraz do jej rywalki – ubrania boskie = w pełni uszyte z żywych włókien.
Co ciekawe – i niezwykle erotyczne – ubrania w pełni uszyte z ożywionych nitek nie służą do zakrywania ciała, a do walki. Z tego powodu ciało, z którym są w symbiozie odkrywają prawie całkowicie. Choć pierwsze co przychodzi do głowy to legendarne już zbroje wojowniczek z gier RPG, które musza więcej odsłaniać niż zasłaniać, tutaj jest jakby trochę inaczej.
Przez kolejne ponad 20 odcinków dowiadujemy się: czym są żywe włókna, jaki jest cel ich istnienia, kto za wszystkim stoi, kto tak naprawdę zabił ojca Ryuuko i dlaczego w szkole Honnouji panuje, prawie że faszystowska, tyrania. Dowiadujemy się też dlaczego stroje w 100% uszyte z magicznej struktury odsłaniają więcej niż powinny. Główna bohaterka aby w pełni móc skorzystać z mocy (augmentacji) które udostępnia strój musi zaakceptować brak intymności – w pełni zaakceptować to, iż jej ciało jest wystawione na widok i wtedy, i tylko wtedy, będzie mogła walczyć na równi z główną rywalką, czyli Satsuki.
A teraz moi drodzy zróbmy mały eksperyment i zamieńmy „żywe włókna” na smart ubiór. Zróbmy z mundurków jednogwiazdkowych smartfony. Z dwugwiazdkowych zróbmy smartwatche. A z trzy gwiazdkowych Google Glass.
Natomiast boskie ubrania – te w 100% uszyte z żywych włókien – powiedzmy, że to combo smartfonów, smartwatchów, smartglassów, oraz smartskarpetek, smartmajtek, smartguzików, smartbutów, smartkrawatów a nawet smartpieluch, bo czemu by nie!
Mądre media, urządzenia życia codziennego będące częścią naszej intymności wyposażone w wielordzeniowe procesory i dostęp do globalnej sieci to żywe włókna właśnie tej sieci uplecionej z nich samych.
Wracając jeszcze do Kill la Kill – bo, nie bez powodu ten serial przywołałem. Okazuje się nagle, że jest to bardzo ciekawe spostrzeżenie odnośnie tego jak tyrania firm produkujących smart wearable wywiera na nas wpływ i jak powinniśmy być ostrożni. Czy krzyczy aby zerwać z nowoczesną technologia i spalić wszystkie smartzegarki? Nie. Przypominam, iż główna bohaterka Ryuuko walczy z opresją za pomocą takich samych środków – takich samych smart ubrań. Niestety aby w pełni zaakceptować to i móc żyć w spokoju i symbiozie musi wyzbyć się wstydu i zaakceptować brak intymności.
Zupełnie jak my.
Edomondo, Facebook, Twitter, Instagram i tysiące innych aplikacji, których jedynym zadaniem jest nie tylko zbieranie naszych prywatnych informacji, ale też częściowe lub pełne udostępnianie ich naszym znajomy (a czasem nie tylko) są naszymi odpowiednikami odsłoniętych ciał z Kill la Kill i tylko ci, którzy wyzwolą się z zaklętego w naszych moralnych karkach wstydu mogą w pełni je wykorzystać. Oczywiście pozostaje pytanie, czy trzeba? Czy warto? Dostaniemy 100% nowych możliwości a stracimy coś co jest zakorzenione w naszych umysłach od kilkuset lat. Na takie pytania każdy powinien sam sobie odpowiedzieć, ale być może dało by się postawić kilka argumentów za i przeciw.
[…]
Tak więc, trochę inna beczka teraz
Czy ktoś z was kojarzy może, na ten przykład, zegarek jednej z popularnych marek (Samsung, Apple, LG, Sony) który nie ma wbudowanego czujnika tętna, liczenia kroków i możliwości pokazania spalonych kalorii? Bo ja nie. Okazuje się nagle, że aktywny tryb życia wciskany jest nam na siłę – niby przy okazji, ale jednak, nie mamy wyboru – musimy kupić urządzenie, które te czujniki ma.
Irytuje mnie to niezwykle – ten faszyzm consumer wearable. Oj, no i mleko się rozlało.
Jako idea polityczna, faszyzm opiera się na wielu filarach. Centralizacja zarządzania – czyli jedna osoba (jedno miejsce), które dyktuje warunki. Z analogią w przypadku smart devices nie ma problemu bo mamy trzech pretendentów do tytułu osi zła i chyba nawet nie trzeba ich wymieniać z nazwy. Policyjna represja i nadzór, do perfekcji opanowane przez Niemcy, Włochy i Japonie mają odzwierciedlenie w niejasnych i niewytłumaczalnych politykach i działaniach sklepów z aplikacjami. Kreowanie młodego narodu od najmłodszych lat aby był zafascynowany dyktaturą i ślepo jej posłuszny można zobrazować poprzez uzależnienie młodzieży i dzieci od serwisów internetowych dostępnych na urządzeniach smart i dostosowaniu samych urządzeń do ich potrzeb (smartfony dla dzieci anybody?).
Na końcu warto też zwrócić uwagę na obraz samego dyktatora – o ile w przypadku wielkiego M i wielkiego A takie kreatury istniały (i pilnuj mnie ręko moja, abym którego nazwał dyktatorem lub faszystą) to z dużym G trochę trudniej, bo choć dwie głowy główne istnieją, to nie są znane aż tak.
Co nie neguje mojej teorii… a, bo to tylko teoria, moi drodzy. I do tego mocno naciągana. [1]
Nie mniej, podobnie jak w przypadku faszyzmu, który ekonomicznie w dłuższej perspektywie działania jest kapitalizmem, tak i okazuje się, że kapitalizm w pewnej perspektywie, patrząc przez pryzmat ogromnych korporacji, jest faszyzmem – polecam lekturę wycinków z leciwej już książki Daniela Guérin z 1938 roku: Faszyzm i wielki biznes.
Podsumujmy – mamy piękny wolny rynek kapitalistyczny mądrych urządzeń gdzie możesz kupić dowolne urządzenie smart, pod warunkiem, że będzie ono należało do wielkiej trójki i komunikowało się z ich centralnym zarządem.
No i jakby kończąc tę część, zabieramy się za piękne i stylistyczne smartubrania tworzone przez nie tylko Hugo Boss, ale przez równie zacnych projektantów z całego świata. Bo nawet produkt globalny (konsumpcyjny, zwykły, robotniczy) musi być designerski - patrz pierwszy akapit tego tekstu. Oczywiście wciąż czekamy na nową wersję „The Great Parade…”, ale pojawienie się iWatcha na okładce Vogue można by uznać za głównego pretendenta na ową nową wersję, choć raptem tylko przez walkower.
[…]
A co z przytoczonym Kill la Killem i moim ubraniosceptyzmem. Przyglądając się rynkowi smart rozwiązań przez pryzmat wiedzy odnośnie faszyzmu i całkiem zabawnego serialu animowanego dochodzę do wniosku, że żyjemy w czasach, gdzie nie mamy wyboru i jeśli chcemy walczyć ze światem Internetu Rzeczy, musimy do tego świata się podpiąć. Wykorzystać wszystkie możliwości i profity mądrych urządzeń aby ostatecznie obrócić ostrze nożyczek w kierunku tyranii dużych korporacji. Oczywiście przy okazji musimy pozbyć się prywatności – tak jak wszyscy inni, ale na swoich zasadach i w pełni świadomie.
W innym wypadku – próbując zachować swoją prywatność, swój niewielki kawałek życia nie możemy stawić czoła przyszłości.
Ubraniosceptyzm ma więc dwojakie znaczenie – dotyczy zarówno odsłonięcia wszystkich swoich kart na własnych zasadach aby móc przezwyciężyć żywe włókna – ale oznacza również negatywne nastawienie do mądrych ciuchów, które szufladkowane są przez reżimy Osi Zła.
… i tym ekshibicjonistycznym i mocno kontrowersyjnym komentarzem kończę.
Podpisano – honorowy członek Plaży Nudystów.
Zachęcam do dalszej lektury oraz obejrzenia wymienionej tutaj produkcji studia Trigger.
[1] - I tutaj mała dygresja się należy. W rzeczywistości nie jestem zwolennikiem teorii, iż faszyzm = kapitalizm, która istnieje wbrew pozorom, od bardzo bardzo dawna. Podobieństwa wynikającego z tego, iż pewne ideologie zawierają te same składowe (często znane już z czasów starożytnych) nie są i nigdy nie były wyznacznikiem tego, że są one sobie równe. Należy pamiętać, iż utopijny faszyzm i utopijny kapitalizm nie istnieją i tylko dlatego można w niewielkim stopniu dokonać jakichkolwiek porównań. Faszyzm, był jest i będzie wg mnie chorą ideologią, która z doświadczenia całego świata jest skazana na bardzo szybką porażkę.
Piszę to na wszelki wypadek, gdyby ktoś źle zrozumiał wpis i myślał, że posiadam totalitarne ciągotki - choć z drugiej strony, tekst jest długi i pewnie połowa nawet tu nie dojdzie ;p