7 retro gier, do których warto wrócić – nawet dzisiaj
W erze milionów poligonów, kart graficznych zdolnych do obliczania gigabitów tekstur a także w świecie gdzie jeden tytuł pokroju Death Stranding może mieć więcej gwiazd niż czołowa produkcja z Hollywood, czasem wydaje się, że stare gry nie maja prawa bytu. Przestarzała grafika, mechanizmy sprzed 20 lat i brak wybuchów… zdecydowanie brak wybuchów. Okazuje się jednak, że wciąż istnieją gry, które mimo wielu, wielu lat warto uruchomić. I to nie tylko warto dla samej wiedzy – warto dla przyjemności grania, która wciąż jest obecna. Zacznijmy więc subiektywną wyliczankę:
System Shock 2
Matka legendarnego Bioshocka jest równie ogromną legendą jeśli nie jeszcze większą. Przynajmniej wg mnie. Mocno zapomniana a jej sława przysłonięta, nawet trochę zakurzona i dobita rewelacyjnymi Deus Exami, na ten przykład. Nie mniej, nie zapominajcie o tej cudnej grze. SS2 to był najlepszy RPG shooter w wersji sci‑fi do momentu wyjścia Mass Effect 1 i do tej pory jest na miejscu numer dwa (tak, za ME). Ale do sedna: rewelacyjna i genialna fabuła, intrygujący system zarządzania przedmiotami, znośna grafika, voice-acting na wysokim poziomie i ten plot twist. Ci którzy grali w SS2 nie byli zaskoczeni tym co się wydarzyło w Bio. Oj, nie byli.
Ocena skali powrotu: SHODAN
Sim City
Zaskakujące jest to, jak w dzisiejszych czasach, gra z ery 286 wciąż potrafi wciągnąć Cię na kilka godzin. SC jest taki i już. Obserwowanie tego jak miasto, które stworzyliście pnie się w górę, ulice zapełniają się simami, dzielnice wyludniają, policja nie radzi sobie z przestępczością, a stadiony na koniec roku zapełniają się ludźmi zachwyconymi Super Bowlem to wciąż niezwykle ciekawa forma rozrywki - mimo tego, że grafika jest prosta aż do bólu. A może właśnie dlatego? Kwadratowo-prostokątne konstrukcje, prostota rozgrywki i możliwość wypuszczenia Godzilli aby przespacerowała się po nieświadomych niczego simach. Nie rozumiem tego, ale pierwsza część epopei Sida Mayera wciąż jest godna powrotu. (Choć ta z 2000 jest jednak najbardziej przez mnie kochana!)
Ocena skali powrotu: Była nawet wersja na ZX Spectrum!!!
Battlezone 2
B2 to gra, która wykraczała poza utarte schematy już w momencie wypuszczenia na rynek i co dziwne, do dnia dzisiejszego jest niezwykle innowacyjna (a to był 1999). Przepiękna graficznie (jak na tamte lata), zaplątana fabularnie, strategia czasu rzeczywistego połączona z symulatorem czołgu widzianym z perspektywy pierwszej osoby. Samo wydukanie gatunków sprawia, że wpadam w melancholijny ton. Tak, podczas gdy my sterujemy czołgiem (jednym z kilku do wyboru) musimy jednocześnie zarządzać surowcami, pilotami, budynkami i pilnować zgromadzonych sił, aby umiejętnie atakowały wroga. Dobre AI, przyjemny system sterowania zarówno pojazdami jak i wojskami sprawia do tej pory, że gra jest świeża mimo tych kilku lat na karku. No i pustynne oraz tropikalne klimaty obcych planet pozwalają wybaczyć lekko przedawnioną stronę wizualną.
Ocena skali powrotu: Antygrawitacyjny czołg! Serio!
Pokemony
Krótko i na temat - każde Pokemony na Gameboya (tudzież NDSa) są warte powrotu. Choćby po to, aby złapać je wszystkie.
Ocena skali powrotu: Charizard najlepszym pokemonem.
Dungeon Keeper 2
Wielu próbowało, a wielu wciąż próbuje dorównać tej niedoścignionej legendzie. Bezskutecznie. Bycie antybohaterem nigdy nie było tak przyjemne i tak satysfakcjonujące jak w tej grze. Tłuczenie kurczaków po głowie wielką latającą rączką i wypuszczanie karaluchów na biednych, bogu ducha winnych, rycerzy zawsze sprawiało mi (oraz milionom graczy na całym świecie) ogromną i zdecydowanie niezdrową satysfakcję. Jedyną grą, w której mordowanie niewinnych jest po dziś dzień bardziej przyjemne jest Carmageddon.
Ocena skali powrotu: Bitchslaping kurczaków!
Carmageddon
A skoro o królu mowa... król powrócił. Obie części (jedyne, które fani uznają) do tej pory sprawiają tyle radości, że to powinno być karalne. Karalne! Grafika jest mało ważna, gdy praktycznie niemożliwe do sterowania wielotonowe pojazdy z ogromną prędkością wpadały w tłum przechodniów. Czerwona maź tryskała na wszystkie boki, a szeroki uśmiech głównego bohatera (lub bohaterki, jeśli kochało się w Die Annie) przyprawiał nie jednego rodzica o drgawki. Dzisiaj gra może jest mniej kontrowersyjna, ale nie zmienia to ani trochę tego, że jest po prostu DOBRA. Port jedynki na Androida był absolutnym hitem w moim domostwie i niech to będzie najlepszym wyznacznikiem tego czy do gry warto wracać.
Ocena skali powrotu: Stadion w mieście + elektryfikacja przechodniów.
Metal Slug 1 - 4
Gdyby nie te gry, byłbym (być może) milionerem. Nawet nie chce wiedzieć ile kasy wydałem jako młody szczyl na automaty z tymi właśnie tytułami. Zasada była prosta i do dnia dzisiejszego się świetnie sprawdza. Idziemy w prawo i zabijamy coś na kształt nazistów. Przecudowna animacja, która nie postarzała się ani trochę, abstrakcyjny humor, rewelacyjna responsywność bohaterów i oderwanie fabularne gdzie po prostu można grę włączyć i napierniczać bez pytań o co chodzi. Wszystko to sprawia, że seria Metal Slug jest absolutnym hitem jeśli chodzi o powroty. Co prawda wszystkie porty, z którymi miałem do czynienia na dzień dzisiejszy są słabe w trzy du... słabe. Nie mniej wersja na PS3 i Wii były grywalne. Nie czekajcie wiec, znajdźcie kolegę do pomocy (gdyż w duecie gra się najcudowniej) i zmarnujcie kilka żetonów... Polecam.
Ocena skali powrotu: Dwa pady, telewizor, piwa, metal slug = best game ever.
PS. Polecam zbudowanie sobie arcadea w domu/robocie - tam MS działa idealnie, ale to może zostawię na inny wpis.