Infostrada? Wolę drogę lokalną
Z uwagą śledzę wpisy jakie pojawiają się stronach Dobrychprogramów. Ostatni zalew niusów o Windows 10 i dyskusja która się wywiązała nasunęła mi kilka przemyśleń na temat przepływu informacji i tego co z nią związane.
Należę do pokolenia, które interakcje społeczne nawiązywał w parku na ławce - Ławkofejs, rżnął w piłę na trawniku - FIFA Streat, Autocada ćwiczył na Małym Modelarzu, a za skaner robiła kalka. Los zrządził, że mój kumpel miał pierwszy komputer na dzielni, a wgranie gierki na magnetofonie wyrabiało niesłychany refleks. Pamiętam też dyskusje na temat płyt CD i retorycznych pytań, cholera kiedy to będzie dostępne dla zwykłych ludzi. Nowinki ściągało się w formie papierowej w pobliskim kiosku, a telefon był koło sklepu i człowiek czasem musiał się sprężać bo ruch na linii był spory. Pierwszą nawigacją była mapa i kompas, a Wikipedia ważyła 3 kg. Lody na patyku obejrzeliśmy chyba w 10, uprzednio ryglując wszystkie możliwe drzwi, żeby rodzice przypadkiem nie wparowali do pokoju z niewinnym pytaniem, czy chcemy coś do picia. Zrobienie kopi mijało się z celem, bo i tak tylko jeden z nas miał odtwarzacz wideo.
Podstawowym źródłem informacji była telewizja i gazety. Czas płynął zdecydowanie wolniej. Miało to swoje zalety. Informacja zazwyczaj była rzetelna (na tyle na ile to było możliwe w tamtych czasach, a w polityczne mało kto i tak wierzył), warsztat dziennikarski stał na wysokim poziomie. Dawało to też czas na przyswojenie zdobytych informacji i wyrobienia sobie zdania.
Tęsknie do tych czasów. No dobra, do niektórych rzeczy... Co mamy dziś? Informacyjny chaos. Byle szybciej, byle klikać, być pierwszym, byle jak i na odczep. Nie ważne źródło, jego rzetelność. Ortografia, stylistyka? Na co to komu. Korektor? Ten zawód jeszcze istnieje? Bylejakość. A co gorsza, wszyscy się na to godzą i jeszcze płacą - w życiu nie wykupię abonamentu na dostęp do artykułów np. w Gazecie, bo zwyczajnie szkoda wydawać pieniędzy na teksty, które na kartkówce z polskiego dostałyby szmatę.
Świat przyśpieszył niesamowicie. A to nie zawsze znaczy dobrze. Nikt normalny nie jest w stanie przyswoić i przetworzyć takiego natłoku informacji. Zdanie na dany temat często wyrabia się już na etapie czytania tytułu. Wyrok wydaję się pod koniec tekstu nie dając szans na ripostę. Sprostowanie nie ma znaczenia, to pierwotna treść zdominowała tok myślenia i osąd.
Apeluje do Was szanowni blogerzy, Redaktorzy. Zwolnijcie. Wielu czytelników chce rzetelnej, sprawdzonej, prawdziwej informacji. Jestem z Wami prawie że od początków istnienia. Pierwsze co robiłem po wejściu do Internetu to lektura Dobrychprogramów. Dzięki Wam sporo się nauczyłem. Widziałem, że u Was znajdę coś wartościowego.