Kolejne przemyślenia o własności w zdigitalizowanym świecie.
Na ten wpis nakłoniły mnie ostatnie wydarzenia zafundowane przez Sony. Koncern postanowił zdalnie zablokować ludziom możliwość wykorzystania pewnych reklamowanych mechanizmów ich sprzętu/oprogramowania na nim zainstalowanego. Chodzi konkretniej o możliwość uruchamiania Linuksa.
Warto podkreślić, że chyba nikt nie zmusza nikogo do akceptacji aktualizacji. Już teraz jednak nie można korzystać z Playstation Network bez aktualizacji. Pewnie sprawa nabierze większego obrotu przy kolejnych aktualizacjach, które będą wprowadzać coś nowego. Użytkownik będzie mieć coraz więcej argumentów za aktualizacją.
Wszystko kręci się wokół jakiś śmierdzących zapisów, którymi Sony warunkuje użytkowanie ich(bo trudno określić, kto ma większe prawa do tej zabawki) sprzętu. Sony zagwarantowała sobie taką właśnie możliwość, czyli prawo do wyłączenia niektórych mechanizmów ich sprzętu zdalnie.
Główne pytanie brzmi: Czy przypadkiem nie należy tego rozpatrywać już, jako czegoś w rodzaju komunizmu? W jednym z wariantów komunizmu, czyli ustroju, w jakim przyszło żyć niektórym społeczeństwom, własność jest zarządzana centralnie. Centralnie zarządza się produkcją i dystrybucją dóbr. Dobra też mogą być odebrane, choć możliwość odebrania ziemi wraz z domem właściciela istnieje nawet w demokratycznych krajach. Czy zaszyte funkcje do inwigilacji konsumentów, funkcje do odcięcia konsumenta od naszego produktu czy przejęcia kontroli nad naszym produktem nie niosą znamion czegoś groźniejszego niż jednopartyjny ustrój?