Moja "walka z wiatrakami" - Logitech diNovo Media Desktop Laser - cz. 3
Przyznam Wam bez bicia, tytuł jest przydługi. Pierwsza jego część to tytuł nowej serii na moim blogu (blagu? :P) opisującej moje zmagania z różnymi firmami. Druga część - o co konkretnie chodziło.
Słowem więc wstępu odnośnie tychże zmagań. Mam pecha, i to sporego. 90% sprzętu, który zakupię, jest fabrycznie uszkodzony lub wadliwy. Praktycznie w ciągu pierwszego miesiąca od zakupu, sporo spośród tych 90% ląduje na reklamacji. Pozostałe 10% to zbyt malutkie badziewia, żeby się o to martwić.
Co kreuje taki los? Nie mam bladego pojęcia. Po prostu tak jest i tyle. Możliwe, że ja uznaję za wady coś, co inni uznają za zwykłe zużycie lub po prostu umieją przeboleć. U mnie jest zasada: jak coś kupuję, to działa to co najmniej 2 lata bez "uszczerbku na zdrowiu". No i to by było na tyle, nic więcej.
Niniejszy wpis poświęcony jest części trzeciej moich zmagań ze sklepem ProLine.pl odnośnie zestawu Logitech diNovo Media Desktop Laser (link do strony Support and Downloads, gdyż produkt został wycofany z .... Ogółem, po zestawie za 666 zł z przesyłką (sic!) człowiek spodziewałby się: wysokiej jakości wykonania, 100% zgodności zapisów z pudełka ze stanem faktycznym, oraz dobrej gwarancji. Niestety, zarówno Logitech, jak i firma ProLine.pl dali mi ostro popalić w kwestii swojego podejścia do klienta...
W poprzednim odcinku...
- Po naprawie klawiatury, zestaw był sprawny przez jakiś czas. Aż w końcu... - ...wysiadła mysz. - Ponowna reklamacja, z podobnym skutkiem - główne uszkodzenie naprawione, reszta kwestii całkowicie zignorowana.
Parę słów komentarza...
...coby komentarze zbędne ukrócić. Sprawa pierwsza - dlaczego tak uparcie dopisuję do reklamacji kwestię długości udzielonej gwarancji? Ponieważ na stronie sklepu znajdował się ten sam towar, w dwóch różnych cenach, z różnymi gwarancjami sklepu. I tak była strona z gwarancją roczną (cena bodaj ~640 zł z przesyłką) i z gwarancją dwuletnią (po cenie, bo jakiej zakupiłem: 666 zł z przesyłką). Jeśli ktoś teraz wyskoczy, że "specyfikacja sprzętu może się nie zgadzać", to ma rację. Ale nie opis oferty, w której jest wyraźnie gwarancja dwuletnia.
Sprawa druga - zupełnie inną kwestią jest fakt, że do niedawna (tj. do przeczytania wpisu kolegi januszka, pt. "Kupiłeś, nie działa, popsuło się - co dalej?" ) utożsamiałem gwarancję sprzedawcy, z rękojmią sprzedawcy. Niby rozróżniam "warranty" od "guarantee", ale już w języku polskim gafę popełniłem ;P Jak widać z wpisu januszka (za który autorowi serdecznie dziękuję, gdyż bardzo mi pomógł z uporządkowaniem wiedzy), racji nie miałem w tej kwestii. Mimo wszystko jednak, żądanie w reklamacjach było zasadne - dwie strony ofert z tym produktem - dwie różne ceny - jedyną różnicą były długości gwarancji - to nie może być pomyłka. A jeśli jest - nie mój problem ;)
Tam i z powrotem, czyli moje "Never ending story" Mysz wróciła rzekomo naprawiona. Poziom naładowania - 2/3 - pozwalał na mniej więcej 2 tygodnie pracy bez umieszczania w stacji dokującej. A że akumulator do tej myszy tani nie jest, postanowiłem, że nie będę tego jednego cyklu ładowania więcej zużywał na "dobicie do pełna".
Minęły dwa tygodnie. My). Umieszczam mysz w ładowarce i... charakterystyczne trzaśnięcie. "No co za !@#$%^&* ?!" - zdążyłem stracić cierpliwość. Oczywiście, reklamacja tym razem uprzejma nie była. Treść tyczyła się mniej więcej: niezgodności towaru z umową ze względu na wymienione wady, nieskutecznej naprawy, przesłania z serwisu wadliwego towaru, żądania zwrotu pieniędzy za towar i przesyłki (wysyłane za potwierdzeniem odbioru, których kopie załączyłem do reklamacji). Jak widać, tym razem było to już żądanie, a nie uprzejma prośba.
Burza przed ciszą (sic!)
Zanim jednak reklamacja została wysłana, zadzwoniłem do ProLine.pl. Koniec końców, potrzebny był RMA. Poinformowałem uprzejmie (tracącego niedługo później równowagę) pracownika, że nie zamierzam wysyłać im sprzętu, ba, oczekuję jego odebrania. Dodałem, że nie będę go składował wiecznie, gdyż magazynowanie kosztuje. Powołałem się na właśnie poznaną ustawę o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej (patrz: część pierwsza ).
W końcu rozmówca zmienił ton. Nadał mojej sprawie RMA, otrzymałem zapewnienie o tym, że przybędzie kurier, oraz bezczelną informację, że "trzeba było już wcześniej prosić o kuriera to byśmy wysłali". Drwina totalna. Tak czy siak, otrzymałem zapewnienie, że otrzymam zwrot kosztów przesyłek oraz sprzętu, gdy tylko dotrze do serwisu.
Kruczki prawne
Jak się jednak okazało, ProLine.pl ma całkiem sprytnych księgowych. Okazało się bowiem, że potwierdzenia nadania i potwierdzenia odbioru nie wystarczą do zwrotów kosztów za przesyłki. I owszem, moje 666 zł wróciło do mnie. Ale już bodaj ~60 zł za przesyłki pocztowe do serwisu nie zostały mi zwrócone. Dlaczego?
Zgodnie z prawem (będę wdzięczny, jakby ktoś to zweryfikował - z czystej ciekawości), ich firma musi mieć na wszystko Faktury VAT. Inaczej, nie mają jak tego rozliczyć, co byłoby co najmniej... hmm... złamaniem prawa? Do tej pory sprawie się nie przyglądałem uważniej - znajomy prawnik powiedział "przegrana sprawa, odpuść", więc niechętnie sprawę porzuciłem. Musiałbym bowiem mieć faktury za przesyłki wystawione na... ProLine.pl... lub oczywiście samemu im je wystawić. A jako zwykły szary ludek, niepracujący, bez NIP‑u... no tak trochę ciężko, nie? :P
Dowcip polega na tym, że abym mógł otrzymać fakturę na ProLine.pl musiałbym być do tego upoważniony... musiałbym np. dla nich pracować... czyli to ProLine.pl musiałoby zapewnić transport - błędne koło, nie? ;) Ot, "kruczki prawne", z których ciężko się wywinąć.
Ostateczne podsumowanie
Sprzęt wrócił do sklepu, co z nim zrobili - nie interesuje mnie w zupełności. Kopię wszystkich reklamacji na końcu otrzymał do wiadomości Logitech, na adresy polski i globalny - bez odpowiedzi. Ja otrzymałem zwrot 666 zł, pozostałem stratny na kwotę ok. 60 zł.
Czy aby na pewno stratny? Osobiście uważam, że nie. Przez cały rok (nie licząc łącznie ok. 4 tygodni reklamacji) korzystałem z klawiatury i myszy wartych niemal 700 zł, wydając na to niecałe 10% ich wartości. Jeśli miałbym do wyboru za tę kasę korzystać z tego właśnie zestawu, lub kilku urządzeń NoName z marketu... sądzę, że jednak pierwsza wersja jest znacznie wygodniejsza i przyjemniejsza w użyciu.
Tak więc ostatecznie: ProLine.pl oraz ich serwis ma utartego nosa, Logitech zniechęcił do siebie jednego z wyznawców (dlatego tak to przeżywam - dla mnie Logitech był kiedyś symbolem najwyższej jakości), a ja już wiem, że wysoka cena nie idzie jednak w parze z wysoką jakością. Co do innych fanów Logitecha - mam w domu pilota uniwersalnego, zestaw głośników, dwie inne klawiatury i dwie myszy tej firmy. Wcale na te urządzenia nie narzekam. Ale zaufanie do firmy oberwało na tyle mocno, że o wiele częściej się zastanawiam nad zasadnością zakupu ich produktu, przy okazji nakłaniając do tego innych. Tak czy siak, warto dodać, że zdobyłem też odrobinę "exp'a" w reklamacjach, no i koniec końców, miałem możliwość testowania przez rok równie wygodnego, co awaryjnego zestawiku niemal darmo.
Wynik
Don Kichot vs. Wiatraki - 1:0
Bonus
Tak przy okazji - jak bardzo trzeba chcieć, żeby źle poskładać papierowe figurki załączone do Wiedźmina 2? Pierwsze zdjęcie - losowo wybrane z Google. Drugie zdjęcie - figurki złożone przeze mnie. Mistrzowie drugiego planu na moim zdjęciu znaleźli się tam nieprzypadkowo ;) Zagadki dla komentujących: której części brakuje? Dlaczego zdjęcie zrobiono pod takim kątem, a nie en face?
Zdjęcia: Logitech.com, Google.pl oraz własne.