Blog (41)
Komentarze (2k)
Recenzje (18)
@OstatniMohikaninSkoro nie muszę, to nie płacę

Skoro nie muszę, to nie płacę

Prolog

Kiedyś na moim dobroprogramowym blogu powstał wpis, w którym zadeklarowałem siebie jako użytkownika propagującego zawsze legalne oprogramowanie. Czy to oznacza, że korzystam tylko i wyłącznie z bezpłatnych rozwiązań? Absolutnie nie. A więc kupuję programy? Też nie. Są inne sposoby, by stać się posiadaczem płatnego oprogramowania bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów lub ponosząc te koszty naprawdę niewielkie w stosunku do sytuacji, w której zmuszeni bylibyśmy do zakupu po normalnej cenie.

1) Dodatki do gazet

Sposób znany zapewne wszystkim; kupujemy czasopismo (niekoniecznie o tematyce komputerowej) wraz z płytą, na której znajduje się co najmniej jedna pełna wersja komercyjna jakiegoś programu. Przykładem może chociażby ostatni z moich zakupów, czyli Gazeta Prawna z programem ESET Smart Security 5 z półroczną licencją za śmieszne 9 zł (cena rynkowa brutto wynosi obecnie 170,97 zł/rok).

2) www.giveawayoftheday.com

Jest to serwis, który codziennie, przez 24 godziny, między dziewiątą rano jednego dnia a dziewiątą rano kolejnego dnia, oferuje swoim czytelnikom jeden komercyjny program – w pełnej wersji, całkowicie za darmo. We wskazanych 24 godzinach program należy pobrać i zainstalować; po tym terminie link do paczki z programem staje się nieaktywny, a wymagana aktywacja będzie niemożliwa. Wszystkie promocje z serwisu giveawayoftheday znaleźć można na jednym z polskich blogów lub w oficjalnej witrynie znanego czasopisma komputerowego (news zatytułowany „Dzisiaj za darmo”). Jakie programy w swej ofercie proponuje giveawayoftheday? Przeróżne; od konwerterów audio-video, przez organizery osobiste, do mniej znanych płatnych pakietów biurowych. Licencja na oferowane tu aplikacje jest nieograniczona czasowo, z jednym małym minusem – aktywowanego stąd programu nie można zaktualizować do nowszej wersji.

3) Ashampoo GmbH & Co. KG

Ashampoo jest jedynym znanym mi producentem oprogramowania, który tak często i chętnie rozdaje za darmo swoje komercyjne produkty. Nie ma takiego programu, stworzonego przez Ashampoo, którego nie można by mieć legalnie bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów. Oczywiście nie zawsze są to wersje najnowsze, ale w pełni funkcjonalne i działające bez jakichkolwiek ograniczeń czasowych. Jedynym wymogiem podczas instalacji jest bezpłatna aktywacja. Wielu użytkownikom produktów Ashampoo aktywacja ta kojarzy się z późniejszym zapychaniem skrzynki mailowej przez newsletter Ashampoo. Faktycznie - adres rejestrującego zostaje dodany do listy mailingowej firmy i zostaje na niego wysyłana regularnie - nieraz całkiem obfita - oferta handlowa. Korzystając jednak z linku zawartego w każdym takim mailu, można taką rzadko chcianą korespondencję wstrzymać.

Bezpłatne produkty Ashampoo są częstym dodatkiem do czasopism komputerowych; można je też pobrać z wielu serwisów internetowych, nawet z tego.

4) www.technetblog.pl

Na stronę technetblog.pl trafiłem stosunkowo niedawno, całkiem przypadkowo. Jest to blog, za pomocą którego autor informuje swoich czytelników o różnych możliwościach zdobycia płatnych programów całkowicie za darmo. Umieszcza tam promocje ze wspomnianego wcześniej serwisu giveawayofthedy, Softpedii oraz innych witryn internetowych, zazwyczaj zagranicznych. Często zdarza się, że sami czytelnicy tego blogu wysyłają powiadomienia o różnych promocjach autorowi, a ten umieszcza je w swoim serwisie. Strona naprawdę warta odwiedzenia.

5) Napisz recenzję lub skomentuj program

Przedstawione wyżej sposoby zdobycia bezpłatnej licencji nie wymagały od użytkownika praktycznie żadnych nadzwyczajnych działań. Ot, po prostu, dowiedzieć się o promocji, pobrać program, ewentualnie aktywować i używać. Nie zawsze jednak jest tak lekko, łatwo i przyjemnie. Przykładowo Softpedia proponuje swoim czytelnikom darmowe licencje na płatne programy, ale trzeba się tutaj wykazać pewnym zaangażowaniem i kreatywnością. Otóż promowany program należy skomentować. 50 najlepszych komentarzy zostanie nagrodzonych bezpłatną licencją na komentowaną aplikację. Czasem zainteresowanie programem jest tak małe, że szansa na znalezienie się w zwycięskiej 50‑tce jest naprawdę duża.

Warto też zajrzeć na domową stronę producenta interesującego nas programu. Może się bowiem okazać, że sam producent przeprowadza właśnie jakąś kampanię rozdawniczą swoich produktów, bądź nagradza użytkowników bezpłatnymi licencjami w zamian za pomoc w promowaniu swojego oprogramowania. Przykładem może być tutaj Efficient Software, twórca organizerów osobistych, kalendarzy, elektronicznych dzienników i notatników. Firma ta na swoich oficjalnych stronach informuje, że nagrodzi bezpłatną licencją każdego, kto napisze i opublikuje na swojej stronie recenzję jednego z jej programów.

6) Wygrałeś!

No właśnie - wygrałeś! Albo nie wygrałeś... Można dzień w dzień przeszukiwać Sieć, szukać konkursów, zakładać setki kont, zazwyczaj wymaganych do wzięcia udziału w konkursie, można się rejestrować na różnych stronach konkursowych, rozdawać swoje dane na lewo i prawo, można szukać odpowiedzi na pytania, wypełniać ankiety, czekać na wygraną. I albo wygrać, albo też i nic z tego nie mieć. Szanse oceniam pół na pół - jak wszędzie, gdzie o wyniku decyduje losowość. Metoda pracochłonna i chyba raczej mało efektywna.

7) Ponowna instalacja

Wiele programów jest tak napisanych, że po upływie ich okresu testowego można je odinstalować i zainstalować ponownie. Taka reinstalacja odbywa się bez problemu, a okres testowy rozpoczyna się od nowa. Oczywiście na dłuższą metę takie instalowanie, odinstalowanie, ponowne instalowanie i tak w kółko może być uciążliwe; zwłaszcza, gdy najpierw trzeba (nie w każdym przypadku) przeczyścić rejestr i za każdym razem dostosować opcje programu. I zamykać okienko, które przy każdym uruchomieniu informuje o okresie testowym. No ale jeśli komuś bardzo zależy...

Metodę wiecznej reinstalacji uznaję jako męczącą i z lekka obciążającą moralny kręgosłup...

8) "Proście, a może będzie wam dane"

To, co teraz napiszę, większość z Was skwituje współczującym uśmiechem i nazwie porywaniem się z motyką na słońce albo walką z wiatrakami. I pewnie będziecie mieli rację. Otóż przyszedł mi do głowy pomysł, aby do producenta interesującego mnie programu napisać prośbę o sprezentowanie mi licencji na tenże program. Brzmi jak herezja? Po części tak; bo dlatego coś ma swoją cenę, aby to kupić, a nie dostać za darmochę. Maila z prośbą jednak napisałem. Finał sprawy był taki, że zamiast bezpłatnej licencji otrzymałem propozycję zakupu programu z 30%‑ową zniżką. Może i bym się ucieszył, że adresaci mojej prośby jakiś tam łaskawy gest w moją stronę wykonali, gdyby nie fakt, że akurat w tym okresie program był dostępny ze zniżką dla wszystkich...

Czy wyszedłem na głupka, pisząc prośbę o bezpłatną licencję? Bynajmniej. Tych, którzy twierdzą, że jednak tak, pytam: jak nazwaliby mnie, gdyby mi taką licencję jednak sprezentowano? Być może inna firma byłaby łaskawsza; sprawdzę to niedługo.

Epilog

Wszystkie sposoby na bezpłatne uzyskanie licencji programów płatnych, opisane w pkt. 1 - 7, sprawdziłem osobiście i w pewnym sensie gwarantuję ich skuteczność. Metodę nr 8 również polecam, choć na pierwszy rzut oka wygląda ona jak staranie się bezrobotnego z podstawowym wykształceniem o posadę dyrektora banku.

Ma ktoś może pomysł na pkt. 9 i dalsze?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)