Zimna wojna programowa
"Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę" - ten wers z wiersza Jerzego Lieberta zmieniłbym na taki: "Alternatyw mając wiele, wybór swój ciągle zmieniać muszę". Rozwój internetu i wolnego oprogramowania oraz znacznie większe możliwości techniczne sprawiły, że skąpe kiedyś zasoby programowe rozrosły się do ogromnych rozmiarów. Nikt nie jest zmuszony do używania jedynego "właściwego" lub jedynego dostępnego programu do wykonania konkretnego zadania. W każdej dziedzinie producenci oprogramowania proponują swoim użytkownikom dziesiątki, może nawet setki różnych konkurencyjnych alternatyw.
I tak przykładowo: do przeglądania internetu nie służy tylko Internet Explorer; Paint nie jest jedynym narzędziem do rysowania, a skomplikowanych obliczeń nie dokonamy jedynie Excelem. Zimna wojna programowa trwa. Twórców programów przybywa lawinowo; samych programów również. Zdany kiedyś jedynie na suchy chleb użytkownik stoi teraz jak przed suto zastawionym stołem. Jednemu wciąż wystarczy suchy chleb, drugi jest wiecznie niezdecydowanym smakoszem.
I ja właśnie należę do tych drugich... Szukam najlepszych dla siebie rozwiązań, szukam wciąż lepszych programów, idealnych, takich, których zarówno wygląd i działanie spełnią moje wymagania. Szukam... i nie znajduję. Na moim twardym dysku zimna wojna programowa jest szczególnie zaciekła; zwłaszcza pomiędzy klientami pocztowymi, organizerami osobistymi, pakietami biurowymi, przeglądarkami internetowymi i programami do obróbki zdjęć.
Szukam, instaluję, testuję, porównuję, dezinstaluję, znowu szukam, porównuję, testuję, dezinstaluję... Zdarzało się, że w jednym miesiącu potrafiłem kilka razy zmienić klienta poczty. Nie chodzi o samo używanie - nastawienie się na używanie konkretnego programu oznacza w moim przypadku dezinstalację innych alternatywnych aplikacji. A potem stwierdzam, że być może warto poszukać jednak czegoś lepszego. I znowu szukam, instaluję, testuję... Bardzo często zdarza się, że ten sam program instaluję i dezinstaluję po kilka razy, bo jakoś-tam-coś-tam ma w sobie, że wciąż przykuwa moją uwagę.
A nie mógłbym zainstalować kilku alternatywnych aplikacji, zostawić ich na dysku i używać wymiennie? Nie, nie mógłbym. Albo ten, albo tamten. A skoro ten, to tamten nie ma racji bytu. Głupie to trochę, co? I na dłuższą metę naprawdę bardzo męczące...