LTE ery dinozaurów czyli początki Internetu mobilnego, część 3
08.05.2018 | aktual.: 08.05.2018 20:50
Niby minęło tylko (a może aż) 5 lat od ostatniej części tej serii, ale zmieniło się naprawdę sporo w kwestii mobilnego internetu. Długo czekaliśmy na 4G, które operatorzy obiecywali już dobre kilka lat temu. Z perspektywy czasu myślę, że było warto. Wszyscy obecnie mamy w telefonach szybkie łącze, o którym można było pomarzyć 12 lat temu. Jak wyglądało korzystanie z tego wynalazku przed dekadą, możesz przeczytać w części 1 oraz części 2 tej serii. Zachęcam do zapoznania się z nimi przed lekturą tego artykułu, chyba, że na własnej skórze przekonałeś/aś się, jak to kiedyś w epoce dinozaurów było. Jeśli już wiesz, jakie oczy zrobił konsultant w salonie pomarańczowego operatora oraz dlaczego mydło było moim obiektem westchnień to najwyższy czas zapoznać się z częścią 3. Zapraszam do lektury.
Nowy obiekt westchnień
Router Edimax przez długi czas spełniał moje oczekiwania. Był to tani sprzęt, który obsługiwał większość modemów dostępnych na rynku. Na liście kompatybilnych z nim urządzeń znajdowały się modemy, o których mogłem pomarzyć. Miały świetne parametry, ale nie były dostępne na polskim rynku. Ceny modemów oczywiście poszły w dół od czasów Huawei’a E220, ale te o ponadprzeciętnych parametrach nadal były w cenie. W tym czasie fioletowy operator całkiem dobrze wykombinował, jak ściągnąć do siebie klientów. Proponował modemy w niższej cenie niż rynkowa, ale ze swoim starterem. W ten oto sposób wiele osób zaczęło swoją przygodę z Internetem mobilnym, a część zwęszyła interes i kupowała taki zestaw ze starterem, aby go odsprzedać. Takich januszy biznesu było całkiem sporo, bo w komisach modemy wyrastały jak grzyby po deszczu. W tym czasie nabyłem też taki modem - Huawei E173. Miał wejście na kartę microSD, ale najważniejsze było to, że posiadał oprócz technologii HSDPA, również HSUPA o prędkości 5,76 Mb/s. Świat stanął u moich stóp.
Demon prędkości
Niedługo potem skończyła się umowa, a przy przedłużeniu jej dostałem nowy modem. Urządzenie co prawda nie było za symboliczną złotówkę, ale ze stówy zostało jeszcze trochę na wyjście z kolegami na sok jabłkowy. Modem Huawei E372 mógł osiągać prędkość odbierania do 42Mb/s. Jak na tamte czasy był to istny demon prędkości. Technologia HSPA+DC miała duże możliwości, szkoda tylko, że nigdy nie zobaczyłem nawet połowy z tego, co oferował modem. Może i narzekam, ale tak naprawdę byłem zadowolony z urządzenia, bo faktycznie internet przyspieszył. Dodatkowo mój pomarańczowy operator dołożył mi, tym razem za darmo, usługę nielimitowanego transferu pomiędzy godziną 0.00 a 8.00 (wcześniej musiałem za nią zapłacić). Dzięki temu mogłem pobierać większe pliki bez obawy, że szybko skończy się limit transferu lub obejrzeć filmy, których za dnia całkiem nieprzypadkowo nie oglądałem.
Router wyzionął ducha
Router Edimax, mimo, że obsłużył to urządzenie, szybko odmówił współpracy, a ja zostałem bez routera. Przejąłem się, bo w czasach zakupu Edimaxa nie był dostępny inny router lub nic o nim nie wiedziałem. Wszedłem do dużego sklepu, zapewne tego nie dla idiotów i znalazłem na półce 2 routery TP‑Linka z obsługą modemów 3G. Wziąłem ten z dwiema doczepianymi antenami (drugi był uboższy o jedną) i płacąc około 200 zł wyszedłem ze sklepu. Prędkość urządzenia na poziomie 300Mb/s była czymś wspaniałym. Urządzenie TL‑MR3420 miało obsługiwać modemy 3G oraz 4G, więc inwestycja była w danym momencie długoterminowa (proszę zwrócić szczególną uwagę na określenie “w danym momencie”). Znowu miałem możliwość udostępniania Internetu. Komputer podłączyłem za pomocą złącza RJ45, a tablet i smartfon bezprzewodowo. Wszystko działało idealnie, a ja byłem zadowolony z zakupu.
Oczekiwania i rzeczywistość to nie to samo
Router niestety długo nie sprawował swojej funkcji. Dosyć szybko wylądował w szafie. Mój operator włożył mi do rąk mobilny router LTE. Konsultant w salonie był dosyć przekonujący, bo wziąłem to urządzenie zamiast modemu LTE na USB. Szkoda, że konsultanci w takich salonach szybko się zmieniają, bo bym dosyć dosadnie odpowiedział mu na pytanie: Jaki jest najgorszy mobilny router i dlaczego Airbox 2. Producentem tego ustrojstwa jest Alcatel, a model to OneTouch Link 4G+. Do tej pory byłem wierny jednej marce i romans z Alcatelem nie wyszedł mi na zdrowie. Urządzenie często odmawiało współpracy. Byłem jednak częściowo zadowolony. Limit był już dosyć imponujący i wynosił 100 GB, a dodatkowo w ramach abonamentu miałem (a raczej mam) usługę Strefa domowa. Pozwala ona na pobranie dodatkowych 150 GB we wskazanym przez siebie obszarze (w praktyce miejsce zamieszkania). Router mnie rozczarował i to mocno, ale miał jedna zaletę. Mogłem go spakować do torby i używać w razie potrzeby gdziekolwiek. Szybko też stałem się właścicielem nowego tabletu z modułem 4G, w którym to umieściłem dodatkowa kartę SIM od operatora przypisaną do mojej umowy (jedna umowa, dwie karty). Z tego rozwiązania byłem już zadowolony. Mój portfel został obciążony dodatkową miesięczną opłatę w wysokości 5 zł.
Wybór nowego routera
Nie muszę mówić, że po pewnym czasie użytkowania Airboxa, coraz bardziej chciałem rzucić nim o ścianę lub zrzucić w widowiskowy sposób z 10 piętra. Napuchła w nim bateria i zainwestowałem w nową. Po pewnym czasie nowa bateria ………. spuchła tak, że klapka już nie wchodziła na swoje miejsce. Pomyślałem, że trzeba zakończyć ten romans, szczególnie, że nie potrafiliśmy się już ze sobą dogadać. Uruchomiłem stronę WWW Huawei’a i wyszukałem listę i parametry routerów tego producenta. Na Allegro znalazłem tylko 2 z nich. Jeden kosztował około 150 zł i nie miał niestety czytnika kart microSD, do którego zdążył mnie przyzwyczaić Airbox, a drugi czytnik już posiadał, lecz kosztował około 3 razy tyle. Ponadto miał prędkość LTE do 300 Mb/s, czyli dwa razy większa niż tańszy model. Po szybkiej analizie plusów i minusów każdego urządzenia, wybrałem to tańsze. Model urządzenia to E5573C. Modem ma logo sieci Play, bo operator kontynuuje sprzedaż urządzeń bez umowy z własnym starterem. Jest to nowy nabytek i jak na razie jestem z niego zadowolony.
Internet mobilny w liczbach
Internet przez 12 lat przeszedł istną rewolucję. Zmieniła się prędkość odbierania danych z około 100kb/s na średnio 25Mb/s (przynajmniej u pomarańczowego operatora), co oznacza wzrost prędkości około 250 razy. Prędkość wysyłania wzrosła od wartości prawie 0 kb/s do średnio 20Mb/s (trudno określić realny wzrost prędkości, bo dąży on do nieskończoności :). Limit kiedyś wynosił 500 MB, obecnie 250 GB (wartość około 500 razy większa). Po przekroczeniu limitu prędkość spadała do 32kb/s, obecnie do 1Mb/s (wzrost 32‑krotny). Istniały jednak oferty u innych operatorów, w których zamiast spadać prędkość, była naliczana standardowa stawka za dodatkowe MB i to całkiem niemała. Kiedyś podstawową technologią przesyłu danych w dużym mieście był GPRS/EDGE, poza miastem o takim Internecie najczęściej można było zapomnieć. Obecnie LTE jest standardem, a poza miastem białych plam jest coraz mniej (chociaż nadal istnieją). Jedna rzecz się nie zmieniła. Cena najbardziej optymalnego pakietu wynosi i wynosiła około 60 zł. Cena 1GB mobilnego internetu w 2006r. to 120 zł, obecnie około 25gr. Internet mobilny jest zatem 480 razy tańszy.
Podsumowanie
Pamiętam do tej pory moje podekscytowanie, jak udało mi się połączyć przez Bluetooth telefon z komputerem, na którym wyświetliła się początkowo strona WAP, po odświeżeniu standardowa stronę WWW. Od razu poszukałem odpowiedniej przeglądarki, która najlepiej obsłuży super szybkie łącze. Znalazłem wtedy Operę i zaprzyjaźniłem się z funkcją Opera Turbo. Strony internetowe początkowo wyświetlałem bez obrazków (były pobierane na żądanie). Odinstalowałem również Flash’a. Takie strony wczytywały się w miarę szybko (brzmi jak żart, ale tak było). Technologia UMTS pozwalała na wczytywanie grafik za każdym razem kosztem oczywiście dłuższego czasu pobierania strony z serwera. W pewnym momencie przestałem się również bronić rękoma i nogami przed zainstalowaniem Flasha’a. Włączenie Flasha miało swoje plusy dodatnie oraz ujemne. Mogłem załadować od czasu do czasu filmik z YouTube (najwięcej ich oglądałem w ostatni dzień okresu rozliczeniowego), choć musiałem uważać, bo limit nie był zbyt duży. Wadą były wczytujące się przed stroną reklamy, a moje nerwy zostały wystawione na dość mocną próbę. Pierwszy raz poznałem nieudokumentowaną funkcję tego ustrojstwa. W pewnym momencie zainstalowałem wtyczkę, która dawała lepszy rezultat niż kolejna melisa. Wszedłem jednak w XXI w. i nie czułem już się tak bardzo, jak użytkownik Internetu drugiej kategorii. Darmowy transfer w nocy pozwalał pobierać duże pliki i oglądać filmy na YT, a z czasem na serwisach VOD. Dzisiaj nie muszę czekać do północy, aby ściągnąć większą ilość danych, po prostu to robię. Podcastów nie pobieram przed odsłuchaniem, a filmy odtwarzam w chwili, gdy mam na to ochotę. Szkoda, że musiałem na to czekać całą dekadę. Co się wydarzy w kolejnych 5/10 latach ? Internet pewnie jeszcze bardziej przyspieszy, a limity danych u wszystkich operatorów w końcu przestaną istnieć (mam taką nadzieję).