Czy informacja jest wieczna, czyli zapiski człowieka współczesnego
Jedna z postaci w filmie Social Network zarzuca głównemu bohaterowi, że Internet nigdy nie zapomina i raz umieszczona tam obelga zostaje na zawsze. W filmie to wydarzenie staje się jedną z podwalin założenia Facebooka dając do zrozumienia, że ta sieć społecznościowa odziera nas z godności, właśnie dlatego, że pamięta wszystko. Czy aby na pewno?
Wczoraj, czyli Nigdy?
Faktem jest, że istnieje spora grupa użyszkodników, którzy cała swoja energię klepania w klawiaturę pożytkują na oczernianie innych. Takie wpisy na forach w komentarzach i blogach wiszą latami i wiele osób ma niesłusznie zszarganą opinię. Z drugiej jednak strony w zalewie szumu informatycznego często trudno odnaleźć konkretną informację, którą gdzieś tam kiedyś się widziało/czytało. Próbował ktoś kiedyś odnaleźć artykuł, który dzień wcześniej wisiał na głównej stronie Onetu, albo innego portalu ogólnego (no przecież nawet tam zdarzają się interesujące artykuły, mające związek z linkiem)? Często nie pomaga ani wyszukiwarka portalu, ani Google. Jeśli nie zapamiętam w jakim dziale był artykuł i dokładnego tytułu odnalezienie takiej informacji graniczy z cudem. - Trzeba było dodać do zakładek, albo read it later - pomyśli od razu czytelnik vortalu DobreProgramy. -Ale w momencie czytania, nie sądziłem, że tekst przyda mi się później - odpowiadam ze wstydem. - Przecież jest historia w wyszukiwarce internetowej. - Taaaak - zamyślam się - czytałem to na laptopie, tablecie czy smartfonie? I w jakiej przeglądarce? I kiedy ostatnio czyściłem pliki tymczasowe? Hmm... - W takim razie pomóc może ci tylko magnez. - To jakiś program do odzyskiwania danych? - Nie, uzupełnij magnez w organizmie, to ci się pamięć polepszy. - Dzięki za pomoc. Lecę do sklepu.. (...) Zaraz, zaraz po co miałem iść? Zapomniałem.
Zakładki > Read It Never?
Moja druga połowa używa Pocketa (Read it later) do zapisywania stron z przepisami kulinarnymi. Bardzo przydatna funkcja, jeśli korzysta się z kilku przeglądarek/komputerów. Ale, któregoś razu przy jedzeniu pysznej lasagni przeraziła mnie myśl: a jeśli Pocket będzie miał awarię, lub zbankrutuje? Czy zdążę przegrać zapamiętane witryny? A jeśli Pocket jakims cudem przetrwa to przecież blog kulinarny skąd był przepis, może przestac istnieć, lub właściciel skasuje wpis, żeby receptura została tylko w rodzinie? Co wtedy? Już nigdy nie zjem tej lasagni? - Jest jeszcze Google Cached Pages - podpowiadają niezawodni użytkownicy Dobrych Programów. - Ok. Może to jakoś ogarnę, ale teraz nie mam czasu. Może później. - Lepiej się pospiesz, przecież Google nie będzie wiecznie trzymał tych gigabajtów informacji na serwerach i w końcu skasuje stare zacachowane strony. - No to lipa. Może jest jakieś inne archiwum w Internecie, skoro jest Archiwum Allegro, może ktoś archiwizuje Internet? Zaraz, zaraz coś gdzieś słyszałem, że w jakims kraju będą archiwizować nawet wpisy na tweeterze... Tylko gdzie ja to czytałem? - Może tu: http://www.rmf24.pl/ciekawostki/news-brytyjska-biblioteka-chce-zarchiw... - Dzięki, dodam do zakładek i dobrze otaguję
Korzystałem z wielu serwisów do robienia zakładek, łącznie z nieodżałowanym del.icio.us. Mam synchronizację w Chrome i Firefoxie. Ale jakoś nie czuję się pewnie. Po pierwsze ilość zakładek rośnie w tempie absurdalnym. Pomagają wewnętrzne szukajki w zakładkach, ale nadal jest to chaos. Tagowanie pomaga, ale słów kluczowych też już mam tak dużo, że powinienem mieć słowa kluczowe do tagowanie słów kluczowych. Poza tym serwisy synchronizujące zakładki w chmurze podejrzanie często padają: Del.ico.us, Google Bookmark. Nawet jeśli Google jest tak uprzejme, że przechowuje moje zakładki to przecież to też nie potrwa wiecznie. W końcu zlikwiduje te dane, które tylko zajmują przestrzeń dyskową bez możliwości monetyzacji. Przykład Google Reader (będę za tobą tęsknił) nie napawa optymizmem. jest tylko jedno "ale" zakładki są może i wieczne (można je przecież zapisać w formie tekstowej na dysku, a dysk zakopać na podwórku), ale strony do których linki prowadziły już nie. Platforma blogowa może upaść, witryna może paść ofiarą hackerów, którzy zresetują bazę danych i zamiast przepisu na lasagne, zobaczymy różowego jednorożca w stanie wskazującym? Swego czasu napisałem kilka artykułów do studenckiej gazety. Po studiach, mimo braku kontynuowania niezwykle dobrze zapowiadającej się kariery dziennikarza, przypomniałem sobie o tym i chciałem przeczytać moje wypociny. jakież było moje zdumienie, kiedy strona rzeczonej gazety istniała, ale wyglądała zupełnie inaczej, a wszystkie wpisy z poprzedniej wersji poszły się je...dnak skasować. Zapewne nowa wersja działa na nowej bazie danych, a starej nie opłacało się konwertować, albo w ogóle trzymać, przecież stery trzyma już nowa ekipa, która ma w nosie to co było kilka lat wstecz. Nie poddałem się. Zacząłem przeszukiwać stare płyty CD, an których robiłem archiwizacje przed formatowanie dysku (dzięki ci o Dysku Flash, że byłeś wtedy taki drogi! Gdyż nie miałbym zapewne nic teraz oprócz ...). Coś se tam znalazło, ale nie wszystko. Nie wszystkie płyty ocalały - niektóre są porysowane, inne po prostu nie działają, jaka w ogóle jest żywotność płyt CD? 100 lat ?
Ze wstydem przyznam, że nie zawsze kupowałem nośniki renomowanych producentów i oto mam efekt. Ale wtedy to przynajmniej robiłem kopie zapasowe. Dziś wszystko archiwizuję w Chmurze by spać spokojnie. Zaraz, zaraz, czy ja aby za bardzo nie bujam w obłokach?
Bujanie w obłokach?
Internet jest tworem, który powstał na zlecenie armii Stanów Zjednoczonych, by po ataku atomowym możliwa była komunikacja. Wszytko dzięki rozproszeniu systemu. Zniszczenie jednej jednostki pośredniczącej, nie pociąga za sobą likwidacji pozostałych. Od czasu powstania Światowa Sieć Komputerowa się rozrosła tak bardzo, że dziś trudno wyobrazić sobie zniszczenie Internetu. Nawet jeśli jedna witryna internetowa zniknie,informacje na niej zawarte są powielone na setkach innych, na innych serwerach, często w innych krajach i innych językach. Oczywiście nie dotyczy to małych gazetek studenckich, z niewielkich ośrodków akademickich w średniej wielkości kraju w środkowej Europie. Ale jednak w większości przypadków informacja przetrwa w jakiś sposób i problemem jest tylko jej odnalezienie. Gorzej z danymi indywidualnymi. Kopie zapasowe należy robić, ale wszelkie nośniki zewnętrzne mogą zostać uszkodzone fizycznie (czy ten dysk, który zakopałem w ogródku nie zostanie odkopany przez psa sąsiada?). Zostaje kopia zapasowa w chmurze. Uff. W końcu jestem bezpieczny, mam Dropboxa, SugarSynca, Google Drive, nie licząc serwisów do przechowywania fotografii... Pogubić się można... A jeśli któryś z tych serwisów nie przetrwa próby czasu, albo zostanie przejęty przez konkurencję, która zażąda ciężkich pieniędzy za moje dane? Miałem, kiedyś konto w Humyo.com, dawali 25GB za darmo. Ileż ja tam przesłałem megabajtów danych. Szkoda, że już ich nie ma, zostali przejęci, a ja nie zdążyłem skopiować wszystkich danych. Dobrze, że te najcenniejsze dublowałem. Obecnie serwisy działające w chmurze rozijają sie prężnie, ale czy będzie tak wiecznie? Za 5 lat mogą się okazać tak samo przydatne jak dyskietki 3,5 cala. Albo jakiś haker skasuje mi konto dla zabawy? Cóż, wierzę, że Google i niektóre jego produkty przetrwają. Zaufanie wzbudzają na przykład usługa Google Takeout, która umożliwia pobranie danych, które trzymamy w serwisie giganta wyszukiwarkowego. Ale czy Google będzie trwało wiecznie? Ma już 15 lat czyli jak na usługę Internetową bardzo dużo (dzisiejsze nastolatki nie znają świata bez Google!), ale czy za 40 lat, gdy będę na emeryturze, obejrzę zdjęcia z młodości w chmurze? Czy lepiej zdać się na własną pamięć i połykanie magnezu? Prawo Murphego działa i w Internecie: informacje niepotrzebne walają się wszędzie, ale gdy szukam tego fajnego artykułu, który napisałem w młodości srogo się zawiodę. Może Internet nie zapomina, ale serwery tak. Kończę i idę archiwizować moje wpisy na blogu.