„Blogger od kuchni” — wywiad z Ostatnim Mohikaninem
Po półrocznej przerwie postanowiłem jednak powrócić do cyklu wywiad z Blogerem. Wasze komentarze pod posumowaniem z końca zeszłego roku potwierdziły, że jednak stęskniliście się za tą serią:). Wracamy więc. Na pierwszy ogień wezmę blogera, którego wielu z nas już zna, blogera, który pisuje dość nieregularnie na naszym blogu od ponad pięciu lat. Tym blogerem jest Ostatni Mohikanin. Zapraszam więc do zapis rozmowy jaką niedawno odbyłem z naszym blogerem.
1) Na dobry początek pytanie jak zawsze. Powiedz nam kilka słów o sobie, czym się zajmujesz, co porabiasz na co dzień.
Jestem 33‑letnim... młodzieńcem, pracującym na etacie, w systemie zmianowym, dzienno-nocnym, od kilkunastu lat systematycznie rozregulowującym mój biologiczny zegar. Robota ta (polegająca ogólnie mówiąc na baczeniu, by zbiory kultury i sztuki polskiej oraz zagranicznej, zgromadzone w poznańskim Muzeum Narodowym, w sposób niekontrolowany nie zmieniły właściciela) nie jest robotą moich marzeń, dlatego po godzinach staram się realizować swoją pasję, jaką jest zabawa w lokalne dziennikarstwo. Od prawie trzech lat prowadzę regionalny portal informacyjny Mikołajewice cieszący się nawet sporą popularnością nie tylko wśród mojej lokalnej społeczności, i dzięki któremu miałem okazję zwiedzić gmach polskiego Senatu
Ponadto dużo czytam (nie tylko w Sieci), staram się być wzorowym mężem i ojcem (co do tego małżonka ma czasem pewne wątpliwości), lubię gry planszowe, Iron Maiden i ciszę, nie lubię telewizji, kłamstwa i tańca, i jak na stałego czytelnika dobrychprogramów przystało - regularnie pogarszam sobie wzrok przed ekranem komputera.
2) Każdy z Nas na portalu jest rozpoznawany dzięki unikalnemu avatarowi i nickowi. Czy z Twoimi związana jest jakaś historia, czy raczej jest to nic nie znaczący zlepek?
Szczerze powiedziawszy - nic, co ma dla mnie szczególne znaczenie, nie może być dziełem przypadku. Portal dobreprogramy.pl pochłonął spory kawałek mojego życia, a swój profil na portalu traktuję - jeśli można tak powiedzieć - poważnie. Nick tak na dobrą na sprawę nie ma swojej w pełni wytłumaczalnej genezy (chyba że jakąś podświadomą, o której sam nie mam zbyt jasnego pojęcia). Musiał być oryginalny i niestandardowy; i tylko tyle pamiętam z dnia, kiedy go “wymyślałem”. Choć być może podświadomość jeszcze z czasów dzieciństwa faktycznie odegrała tu jakąś rolę. Bo pierwszy komiks, jaki czytałem, to “Ostatni Mohikanin”; jedną z nielicznych książek, jakie wypożyczyłem w bibliotece w podstawówce, też był “Ostatni Mohikanin”. A ścieżka dźwiękowa z filmu pod tym samym tytułem wpadła mi w ucho jak żadna inna. Kto wie, być może historia wyjęta spod pióra pana Coopera odgrywa w moim życiu większą rolę, niż przypuszczam… Co do avatara - obecnie jest to jeden z symboli znajdujących się na kasku mojego sportowego idola, fińskiego kierowcy F1 Kimiego Raikkonena. Ta specyficzna wariacja na temat litery “V” rzekomo symbolizuje lecącego ptaka, a mnie się po prostu podoba jako idealna grafika na avatar.
Obok głównego znaku widnieje czarna wstążka. Pojawiła się tam w roku 2012, gdy do Krainy Wiecznych Łowów niespodziewanie odeszła jedna z najdroższych mi osób na tym świecie…
3) Mówisz, że twoją pasja jest dziennikarstwo; można gdzieś zobaczyć Twoje teksty, oczywiście poza Blogiem DP?
Jak wspomniałem wcześniej, prowadzę portal informacyjny i to właśnie tam znajduje się zdecydowana większość tego, co napiszę. Ze względu na specyfikę mojej strony www, nie jest to tematyka ani trochę związana z IT. Zresztą na dobroprogramowym blogu też nie próbuję zgrywać cyber-cwaniaka, którym de facto nie jestem. To, co tam naskrobię, to zazwyczaj felietony (moja ulubiona forma publicystyki), w których nie staram się odkrywać dawno odkrytej ameryki.
4) No a udzielasz się jeszcze gdzieś w Internecie? Czy jednak pozostajesz wierny swojej stronie i oczywiście dobrymprogramom?
W tej chwili moje wypociny spotkać można jedynie na mojej stronie i na dobrychpogramach.
5) No i jakoby przy okazji - pomysły na Twoje felietony na DP to spontan czy raczej “grubsza” przemyślana sprawa?
Zawsze są to wpisy spontaniczne (co nie oznacza, że nieprzemyślane :). Zresztą widać to po mojej dość nieregularnej aktywności na blogu. Wyznaję teorię, że pisać trzeba tylko wtedy, gdy jest o czym i jednocześnie jestem zdania, że szukanie tematu “na siłę” nie zaowocuje dobrym wpisem. Najlepsze tematy podsuwa samo życie, a najciekawsze blogowe wpisy - mówię to zarówno jako autor i czytelnik - to te, które traktują o tym, co w jakiś sposób dotyka nas bezpośrednio.
6) Zmieńmy nieco temat - Systemy operacyjne. Temat który “rusza każdego” pasjonata IT. Windows czy Linux?
Odpowiadam bez wahania - Windows. Ale nie dlatego, że jest to system idealny, ani nie dlatego, że koniecznie chcę być kolejnym, który na oślep rzuca kamykiem w wojnie Linux vs Windows. Odpowiadam “Windows” z bardzo prostego powodu - Linuxa nie znam ani trochę, nigdy nie czułem większej potrzeby poznania go, a że swoją przygodę z komputerami rozpocząłem od Windowsa, podążam tym szlakiem dalej bez zbędnego rozglądania się na boki. Jak dotąd Windows (a dodam przekornie, że od kilku lat działam na systemie Vista Home Basic) nigdy nie nadepnął mi na odcisk w taki sposób, że zmusiłoby mnie to do szukania alternatyw. Nawet migrację na najnowszą wersję Windowsa uważam za zbędną, skoro to, co mam, działa idealnie i zgodnie z moimi oczekiwaniami.
A co do wojenki “Windows vs Linux” - obie strony chwalą swoje, obie strony mają konkretne argumenty i obie strony mają rację. Ja w tej potyczce zachowuję całkowicie neutralną pozycję, a swoje skromne stanowisko w tej sprawie publicznie wypowiadam dziś po raz pierwszy.
7) O, to jeszcze ktoś pracuje na znienawidzonej Viscie:) A tak poważnie skoro Windows jest dla Ciebie odpowiedni to zapewne sprawdziłeś jak działa Windows 10. Jak wrażenia?
Tak, są tacy, którzy z Vistą mają do czynienia codziennie, radzą z nią sobie znakomicie i w dodatku są zadowoleni :) Tak jak mówiłem wcześniej, migrację na najnowszą wersję Windowsa uważam za zbędną. Podobnie jest z testowaniem najnowszych systemów - nigdy tego nie robię (chyba że na czyimś komputerze, u kogoś, kto taki system akurat ma). A że nie znam nikogo, kto para się Windowsem 10, system ten znany jest mi jedynie z opowieści, artykułów i zrzutów ekranu. Opierając się tylko na czyichś spostrzeżeniach, o własnych wrażeniach nie ma będę więc pisał. Gdy mój leciwy komputer się wreszcie rozpadnie (oby jednak nie!), czeka mnie przesiadka na nowe “Okienka”. Ale być może będzie to już wersja 11 albo i dalej.
8) Sprawę systemu do PC’ta mamy jakoby za sobą :). A co z systemem mobilnym. Masz swojego faworyta, czy niekoniecznie?
Dzięki zeszłorocznemu, kwietniowemu konkursowi na najlepszego blogera portalu dobreprogramy, jedna z moich średniowiecznych Nokii 3110 classic musiała ustąpić miejsca Motoroli Moto G. Jak wiadomo smartfon ten działa obecnie pod kontrolą systemu Android w wersji KitKat 4.4.4. Powiedzieć o tej parze choćby jedno złe słowo byłoby grzechem. Wniosek? Jestem w pełni zadowolonym użytkownikiem Androida :) Co nie oznacza, że jest to jedyny słuszny system. Miałem swego czasu okazję przeprowadzić szybki test którejś Lumii z Windows Phone. Wrażenia? Jak najbardziej pozytywne. I tu kolejny wniosek (a może plan?) - jeżeli moja druga Nokia 3110c będzie wymagała następcy, w nowym modelu system operacyjny nie będzie miał decydującego wpływu na mój wybór. Oba te systemy zasługują na uwagę, a ja, korzystający z podstawowych usług zarówno Google, jak i Microsoftu, i kochający obie te firmy równą miłością, w ich mobilnych światach odnajdę się na pewno, niezależnie od boiska, na którym przyjdzie mi grać.
9) Co do Motorolki MotoG to też mam taką i moje wrażenia są podobne. Widzę, że w stosunku do systemów mobilnych jesteś bardziej otwarty. Czy podobne jak powyżej masz odczucia do urządzeń typu tablet, czy jednak taki sprzęt (ni to smatrfon, ni laptop) to nie dla Ciebie?
Wizyta w Ogrodach Senackich dwa lata temu zaowocowała tym, że stałem się posiadaczem 10‑calowego tabletu (patrz: link w odpowiedzi na pytanie nr 1). Sam od siebie raczej na taki zakup bym się nie zdecydował. Z prostego powodu: hamowałyby mnie przed tym ograniczenia systemu mobilnego i kiepska wygoda obsługi przy bardziej zaawansowanych operacjach. Palmę pierwszeństwa ma u mnie laptop, a tuż po nim smartfon, który od kiedy go mam spełnia w moim przypadku te same funkcje co tablet - czyli jest przeglądarką internetową i pozwala na partię szachów w wolnej chwili. Tablet, owszem, przydał się kilka razy, gdy jakieś powalone drzewo odcięło mnie od prądu, a musiałem pilnie skrobnąć newsa na swoją stronę (edycja newsów na pewno jest wygodniejsza na dziesięciu calach, niż na czterech). Ale były to sporadyczne przypadki i na pewno nie stanowią argumentu do stawiania tabletu na półce priorytetów.
Ostatnimi czasy mój tablet powoli przestaje być mój… Częściej operuje nim żona, całymi dniami broniąca jakiejś chałupy przed krokodylami i bobrami zaopatrzonymi w piły łańcuchowe, albo córka, karmiąca wszelkiej maści koty lub zmieniająca stroje wirtualnym księżniczkom.
Tablet - gadżet fajny, czasem przydatny, na pewno nie niezbędny.
10) Piszesz artykuły, tworzysz strony, czyli dużo bawisz się różnym oprogramowaniem. Pod maskę sprzętu też lubisz zajrzeć, czy niekoniecznie? Bo chyba projektów jakie ostatnio opisuje cyryllo czy Kaworu nie tworzysz.
Prawie wszystko, co wiem z dziedziny komputerów, jest wynikiem moich własnych poszukiwań, drążenia tematu, szukania rozwiązania problemu. Jestem samoukiem, wspomagającym się forumowiczami, blogerami i bagażem własnego doświadczenia. Jak dotąd kłody, które padały mi pod nogi, dotyczyły jedynie systemu lub konkretnego oprogramowania. I właśnie przez to skupiłem się tylko na tym etapie zabawy z komputerem. Tak zwane zaglądanie pod maskę nigdy nie było mi potrzebne, a gdy raz próbowałem zajrzeć do kurzu w swoim laptopie, poprzez użycie niewłaściwego śrubokręta popsułem główkę śruby i tyle z tego miałem.
Potrzeba jest matką wynalazków. To powiedzenie na pewno znajdzie odzwierciedlenie w moim przypadku, gdy tylko jakiś mus wymoże na mnie ingerencję w sprzęt. Z programami i systemem mogę się pobawić w zabawę “A co będzie, jeśli…”, ale ta sama zabawa z podzespołami może mnie zbyt drogo kosztować. Jak mówił Różewicz: “Szukam nauczyciela i mistrza…”
11) Na koniec już - pytanie o HotZlot, Ty też tam byłeś, miód i wino piłeś :) Jak Twoje wrażenia?
Miodu i wina nie pamiętam, ale to zapewne dlatego, że przesłaniał mi je kufel zimnego, złocistego soczku z pianką, skutecznie zmętniającego wzrok :)
Swój pierwszy HotZlot zaliczyłem w roku 2009. Gdy otrząsnąłem się z zaskoczenia, jakie wywołało (pewnie nie tylko u mnie) otrzymanie od Redakcji portalu imienne zaproszenie, uświadomiłem sobie, że oto nadchodzi ten dzień, w którym twarzą w twarz spotkam się z ludźmi, których znam jedynie po nicku, po avatarze, wypowiedziach na forum, komentarzach. Pomyślałem sobie, że mam być może niepowtarzalną szansę stanąć z tymi ludźmi twarzą w twarz, uścisnąć im dłoń i wreszcie znaleźć odpowiedzi na pytania: jacy naprawdę są ci, którzy częściowe wyobrażenie o sobie kreują poprzez avatary z pieskami, postaciami z kreskówek, chińskimi znaczkami i innymi dziwadłami? Kim są ci, którzy o komputerach wiedzą o wiele więcej ode mnie? I czy są to schematycznie tu i ówdzie przedstawiane kujony w okularach?
Kontrast pomiędzy moimi wyobrażeniami a rzeczywistością do dziś co jakiś czas poszerza mi uśmiech, bo ci, którzy jawili mi się jako wysocy blondyni, okazali się niskimi szatynami, a ci, co mieli mieć półtora metra w obwodzie, mieli zaledwie pół :)
HotZlot sam w sobie jest ideą świetną. Połączenie nauki (konferencje) i rozrywki (wieczór dnia drugiego) w iście familijnym klimacie. A najfajniejsze jest to, że nawet przy pełnym stole, z wszystkimi zajętymi krzesłami, zawsze znalazło się jeszcze jedno wolne miejsce, a duch integracji unosił się nad wodami...
To by było na tyle, wydaje się, że powrót serii udany:) Pozostaje tylko zapytać kogo następnego na tapetę? Na koniec jeszcze tylko spis treści i do następnego wpisu.