Pani Krysia z księgowości – odcinek 36: ludzie zagubieni w liczbach
06.09.2016 | aktual.: 07.09.2016 19:58
Halo? Czy ktoś się na sali ostał? Pewnie zaraz przyjdą wszyscy... Właśnie aktualizuje mi się przeglądarka Firefox do najnowszej wersji, ma ona numer 48. Nie zamierzam wspominać jak to czas leci, ani tego, że programiści się trochę zagalopowali w numeracji. O tych obu rzeczach wszyscy wiedzą. Powiem więcej: mało kogo interesuje numeracja wersji aplikacji. Co z tego, że moja przeglądarka ma już 48 wersję? Olewam to. Tak, taki ze mnie buntownik. Połowa wydań nie zasługiwała na pełne cyfry, bo zmiany były czysto kosmetyczne, ale dla mnie równie dobrze to mógłby być Firefox 200 albo Windows 95… Z tym, że tą drugą nazwę już gdzieś słyszałem.
Kiedyś słyszałem też wiele zażaleń na temat wykonywanej przeze mnie pracy. I w sumie trudno by mi się w pewnej sytuacji z tym nie zgodzić. Babrałem się z jednym małym problemikiem zbyt długo, niczym Microsoft z mobilną wersją dziesiątki. Zasięg tego mojego problemu był minimalny. Była i nadal jest mała, pięcioosobowa firma, z czego 3 kobietki pracują na 3 różnych komputerach przy jednym programie (nazwijmy go program X). Dwie pracowały komfortowo i sprawnie, natomiast Pani numer trzy nie za bardzo mogła.
Z jakiegoś powodu jej siódemka wyrzucała, wyłączała, zawieszała program potrzebny do pracy. I zaczęło się to dziać z dnia na dzień. Rozpędzony by naprawić problem zostałem zatrzymany przez mały szlaban, bowiem mając opiekę nad komputerami w tej firmie nie miałem dostępu do programu X. Stworzył i zainstalował go Pan z innej firmy, było to na tyle hermetyczne, że jego programik był na osobnym serwerze, do którego także nie miałem dostępu. Serwerze… górnolotnie mówiąc. Po prostu był to mały komputerek. W każdym bądź razie byliśmy od siebie odseparowani.
Skoro na dwóch działa, a na jednym nie to na początku porównałem sobie środowiska, w których pracują kobiety. Oczywiście mógłbym wyciągnąć szabelkę, złapać za telefon i sprowadzić na ziemie gościa od programu X. Jednak nie mam w sobie żadnego furiata roszczeniowego w stylu „Panie?! Nie działa mi! Chodź Pan napraw, bo jesteś od tego.” Życie uczy by zanim wyciągnie się szabelkę sprawdzić swoje plecy. Filozofuje, ale zanim zacznę cwianiakować to wolę poświecić chwile i sprawdzić czy u mnie jest wszystko prawidłowo.
I w zasadzie było, siódemka na komputerze Pani numer 3 nie wykazywała żadnych odstępstw od normy. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Początkowo myślałem, że zepsuło się po jakiejś aktualizacji Windowsa, ale wszystkie trzy systemy były aktualne i ich historia aktualizacji była niemal identyczna. W takim razie zbliżamy się do momentu kiedy będzie trzeba tą szabelkę wyjąć. Ale tak od biedy sprawdziłem jeszcze folder, w którym znajdował się program. Był w nim plik Version.txt. Hmm... Interesujące – otwieramy.
Co to jest? W sumie moje zdziwienie jest tu nieuzasadnione, bo to jest czym myślałem, że będzie. Nic innego jak numer wersji programu.
Dobra, to byłem, zobaczyłem i jedziemy dalej… Albo i nie… Albo i jedziemy, ale do innego komputera. A co jest napisane tam? Po kilkunastu minutach zamulania udało mi się znaleźć różnice. Oba działające komputery miały wyższą wersję programu. I teraz mam powód by zadzwonić do magika programu X. Oczywiście przeszukałem jeszcze program pod kątem opcji automatycznej aktualizacji i takiej funkcji nie odnalazłem. Okazało się, że świat jest mały i już kiedyś współpracowałem z człowiekiem, do którego dzwonie. Więc tym bardziej nie będę mu wyważał drzwi. Po przyjacielsku załatwiłem instalator jedynej, najnowszej, prawilnej wersji jego aplikacji, wszystko przez telefon i w zasadzie w czasie szybszym niż napisałem ten tekst. Dalej to już by sobie przedszkolak poradził. Czyli interwencja zakończona, nie będę dawał więcej powodu Pań z tego biura to wnoszenia zażaleń, że rozwiązanie problemu trwa dłużej niż pół godziny. Trzy kwadranse i już mnie nie było.
A na koniec taka ciekawostka, spytałem Pana od Iksa skąd taka numeracja jego dzieła. Odpowiedział „nie wiem, taka twórczość artystyczna” i mimo, że była to tak wciągająca ciekawostka niczym to jak nazywa się Prezydent Uzbekistanu... To wierzcie mi, że gościu robi mnóstwo poprawek co chwila i wszystko opisuje dokładnie w chagnelogu…chociaż program dociera do 3 osób… Czyli można być porządnym programistą ? Można.