Sałatka ziemniaczana i iMac, czyli crowdfunding to zło
11.04.2021 20:43
Ci, którzy znają mnie bliżej, wiedzą, że niczym się tak nie brzydzę jak ludzkim lenistwem i wyciąganiem ręki, bo DEJ, bo mam horo curke. Od kiedy tylko wyprowadziłam się z domu rodzinnego to pracuję na swoje utrzymanie i nie płaczę, że nie stać mnie na iMaca. Kiedy więc widzę zbiórki tego rodzaju albo obserwuję ludzi wpłacających pieniądze na zrobienie sałatki ziemniaczanej dla beki, to zaczynam wątpić w rozum i godność naszego społeczeństwa.
Założenia crowdfundingu
Szczytnym założeniem crowdfundingu miała być możliwość zbierania pieniędzy na konkretne projekty, leczenie czy faktyczną pomoc osobom w potrzebie. Nie da się ukryć, że większość ludzi, na szczęście, nadal korzysta z niego w sposób, który ciężko uznać za niemoralny. Trudno przecież oczekiwać, że ktoś, kto ma chore dziecko wymagające leku za 9 mln złotych będzie w stanie samodzielnie na to uzbierać (tutaj powinno wkroczyć państwo i znaleźć kasę na leczenie swojego obywatela, ale nie rozmawiajmy o polityce).
Oczywiście w tych patoczasach nie trzeba było długo czekać, aż znajdą się ludzie, którzy będą sprawdzać, jak daleko można się posunąć w zbieraniu pieniędzy. Wystarczy przypomnieć chociażby historię ze zbiórką na ugotowanie sałatki ziemniaczanej, która to zebrała aż 55 tysięcy dolarów. Można powiedzieć, że każdemu wolno wpłacać na co mu się żywnie podoba. Z perspektywy jednak naprawdę potrzebujących ludzi, którzy nie mają za co żyć, których dzieci chodzą bez butów albo czekają na kosztowne leczenie – tego rodzaju zbiórki to jak splunięcie im w twarz. Jako społeczeństwo powinniśmy się wstydzić, że finansujemy tego rodzaju głupoty albo czyjeś zachcianki, kiedy wystarczy się odkleić do komputera, by zobaczyć naprawdę potrzebujących ludzi. Chociażby właścicieli restauracji, którzy w pandemii stracili zarobek i byli zmuszeni wszystkich swoich pracowników zwolnić.
Ale przecież to prezent urodzinowy!
Bawi mnie, jak kanapowa lewica tłumaczy wszystkim zgromadzonym, że aktywistka społeczna, o której wiedziałaby garska osób z Twittera gdyby nie zainteresowanie mediów wszelakich, zbiera na komputer, bo ma urodziny. Niech mnie ktoś poprawi, ale idea sprawienia prezentu komukolwiek powinna wypływać z własnych chęci, a nie być narzucona w formie zbiórki pieniędzy na sprzęt będący zbytkiem. Bo iMac jest zbytkiem i mówię to jako fanka Apple.
Sprzęt z jabłkiem, poza tym, że jest doskonale prosty w obsłudze, do tego stopnia, że poradziłaby sobie z nim nawet tresowana małpa, nie jest warty tych pieniędzy, które się za niego płaci. Znakomita większość użytkowników przepłaca za niego z dwóch powodów. Pierwszy to lenistwo i brak umiejętności skonfigurowania sobie sprzętu tak, aby działał tak dobrze jak ogród Apple. Drugi to zaś coś, co moi rodzice opisaliby jak ofura, skóra i komóra. Czyli czysty lans, bo przecież nic tak się dobrze nie komponuje z sojowym latte ze Starbunia, jak nowy Macbook, koniecznie z M1. A ta kawa to wiecie, jeszcze z syropem karmelowym.
A ktoś ci każe samej płacić?
Chwała Bogom, na szczęście nikt do mojej kieszeni nie sięga, więc za swojego ewentualnego przyszłego Macbooka będę mogła zapłacić sama. Marzy mi się jednak, żebyśmy nie korzystali z każdej nowej zdobyczy technologicznej w coraz głupszy sposób. Nie wątpię, że pani aktywistce jest potrzebny nowy komputer do pracy, skoro pisze, że jej poprzedni “był rzucany” i inne rzeczy, których ze sprzętem nie powinno się robić. Jeżeli jednak naprawdę liczyła na prezent urodzinowy, to może należało po prostu powiedzieć o tym swoim znajomym? I to im podrzucić link do zbiórki zamiast korzystać z szumu mediów, by zebrać dodatkowe środki?
Z perspektywy użytkowników internetu wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za obecny stan. Ja, wy, moi pracodawcy, a także wszelkie media, które tylko szukają tematu, byle się kliknął. I o ile wszyscy załamujemy ręce nad kolejnym fascynującym newsem o tym, że Elon Musk pierdnął na Twitterze, to nie ma w tym niczyjej krzywdy. Kiedy jednak z nudów zaczynamy brać udział w takich patologiach jak zbieranie na czyjeś zachcianki albo absurdalne głupoty, to zabieramy możliwość głosu ludziom naprawdę potrzebującym.
Wystarczy spojrzeć, ile dziennie pojawia się próśb o pomoc w mediach społecznościowych. Nie jesteśmy w stanie pozbyć się całego zła tego świata, nakarmić wszystkie dzieci oraz wyleczyć każdego chorego. Możemy jednak pamiętać, że internetowe algorytmy są bezlitosne i przepuszczają do naszej świadomości tylko to, co powoduje szum. Warto więc ten szum generować tam, gdzie naprawdę jest potrzeba, a nie przy kolejnej sałatce ziemniaczanej.
Szczególnie, że kiedyś sami możemy takiej zbiórki potrzebować. A wtedy istnieje ryzyko, że nie przebijemy się do nikogo, ale za to będziemy mogli podziwiać, chociażby, jak kolejny patoyoutuber zbiera na nowego iPhone’a, aby potem zrobić filmik jak go wysadza.