FantAsia: Doogee X5 Max, czyli tani telefon pod psem też znajdzie swoich zwolenników
Od dłuższego już czasu chciałem przyjrzeć się produktom chińskiej firmy Doogee, ale jakoś po prostu nie było ku temu okazji. Nie samymi niemal topowymi sprzętami jednak człowiek żyje, w końcu postanowiłem więc powrócić do korzeni, czyli zerknąć, co takiego dostaniemy obecnie w niższej półce budżetowej, no i zdecydowałem się połączyć to z dość dawnymi zamiarami. W sklepie Gearbest w cenie do 65 dolarów spokojnie nabędziecie wypuszczony niedawno model Doogee X5 Max. Co prawda teoretycznie marka ta ma już dystrybutora u nas w kraju, niemniej dwukrotna przebitka ceny na lokalnym rynku w dalszym ciągu czyni azjatyckie sklepy internetowe głównym źródłem (naj)tańszej elektroniki. Czy jeżeli ktoś dysponuje średnio zasobnym portfelem, lepiej iść w dobre, bo tanie, a może ciut dozbierać i kupić coś fajniejszego? Po dogłębnym zapoznaniu się z Maksem Piesełem, ja swoje wiem.
Tak, Doogee to przezabawna nazwa, chociaż firma jak najbardziej stoi za marką poważna. W zaledwie trzy lata od zajęcia się na dużą skalę telefonami komórkowymi, szybko pnie się w górę po drabinie popularności w swoich stronach, czyli bliżej Shenzen. U nas na razie dopiero obija się o uszy, obok takich producentów jak Elephone, Ulefone, Bluboo, Homtom czy Umi. Podobnie jak bezpośrednia konkurencja, stara się szybko wyjść naprzeciw zapotrzebowaniu możliwie najszerszego grona klientów, czego owocem są najróżniejsze sprzęty, od całej gamy przekątnych ekranowych i rozdzielczości, przez dodatkowe moduły, po naturalnie mniej lub bardziej dynamiczny oraz modny wygląd słuchawki. Zdecydowanie jest w czym obecnie przebierać, o ile doprecyzujemy własne oczekiwania wobec smartfonu. Plus do tego budżet.
Łapy, łapy, cztery łapy
Doogee X5 Max to dolna półka. Dostarczany jest w małym kartonowym pudełku, robiącym bardzo pozytywne wrażenie. Góra jest stylowo czarna, ze srebrną nazwą urządzenia, a także naklejką świadczącą o oryginalności danego egzemplarza z boku, z jego numerem ukrytym pod farbą do zdrapania. Spód jest brązowy niczym papier pakowy, z naklejką przypominająca najważniejsze sprzętowe cechy, jak również wlepkami z numerami IMEI. W środku znajdziemy owinięty w folię reklamową telefon z od razu nałożoną folią ekranową, skróconą instrukcję z dobrej jakości obrazkami i też w kilku językach, ładowarkę 1A plus znany nam wszystkim doskonale kabelek micro USB. Zasadniczo niczego nie brakuje, ale z miejsca należy zastanowić się nad nową ochroną plastikowej szybki. Dorzucona folia rozmazuje piksele, dając efekt brudnego ekranu, do tego zaś błyskawicznie się rysuje. Pod zdejmowanymi, czarnymi i strasznie brudzącymi się od palców pleckami mamy akumulator.
Co w Doogee X5 Max szczeka:
- CPU: MTK6580 Quad Core 1.3 GHz
- GPU: Mali-400 MP
- Ekran: 5 cali, 1280x720
- Pamięć: 1 GB RAM, 8 GB pamięci na dane
- Kamerki: 8 MP tył (faktycznie 5MP) + dioda LED, 2 MP przód
- System: Android 6.0
- Akumulator: według producenta 4000 mAh, zmierzone 3710 mAh
- Inne: dual sim, WiFi 802.11n, BT 4.0, GPS, micro SD do 32 GB
- Częstotliwości: WCDMA 850/1900/2100, GSM 850/900/1800/1900
- Wymiary: 143 x 73 x 10 milimetrów
- Wymiar pudełka: 152 x 81 x 42 milimetrów
A na łapach doge kudłaty
Wizualnie cudów nie ma. Dostajemy ociosany kloc w starym stylu, idący w stronę niemal idealnego prostokąta, gdyby nie nieśmiałe zaokrąglenia tu i ówdzie. Na prawej krawędzi włącznik plus przyciski głośności, na lewej nic, u góry porty micro USB oraz słuchawkowy, a na dole dziurki, czyli maskownice głośników. A konkretnie to głośnika, gdyż mamy tutaj jeden, grający umiarkowanie. Naprawdę łatwo przegapić melodyjkę dzwonka, nawet z dźwiękiem na maksa, za to na bank ruszy każdego bardzo mocna wibracja. Nad ekranem mruga do nas kamerka przednia, koło głośnika do rozmów umiejscowiono czujnik zbliżeniowy, a na dole trzy tradycyjne przyciski pojemnościowe. Diody powiadomień brak. Postawiono zaś na czytnik linii papilarnych, co w tym segmencie cenowym stanowi ciekawostkę. Wolałbym jednak, aby doinwestowano w kamerkę główną. Lekko wystające oczko z pojedynczą diodą doświetlającą oferuje tylko 5 MP interpolowane do 8 MP. Do tego usytuowano je niemal na rogu w rogu, przez co dziwnie się kadruje i robi potem zdjęcia. Te wychodzą niemniej niezłe.
Ekran zaskakuje jakością. Naprawdę nie spodziewałem się wiele, tymczasem świeci dobrze i już na połowie jasności jest spokojnie czytelny w słoneczny dzień. Czujnika oświetlenia, do automatycznej regulacji, poskąpiono. Rozdzielczość HD prezentuje się na tych 5 calach naprawdę w porządku. Szybkie zajrzenie w ustawienia pozwala cieszyć się dodatkowymi bonusami. Mamy polski język Androida 6.0, działającego całkiem żwawo. Turbopobieranie umożliwia ściąganie dużych plików równocześnie przez Wi‑Fi oraz 3G. Nie, moduł LTE też tu wycięto. Są poprawiające czytelność ekranu opcje MiraVision, a do tego Menedżer czcionek, którego funkcję łatwo odgadnąć. Z dalszych, wartych wspomnienia rzeczy, trzeba zaznaczyć jeszcze obecność Smart Gestures, a więc bezdotykową obsługę telefonu z wykorzystaniem czujnika zbliżeniowego, jak również Smart wake-up. Tutaj zatrzymajmy się na chwilkę.
Kto podotyka psa, kto podotyka psa?
Doogee X5 Max pięknie reaguje na przykładowo dwukrotne puknięcie w ekran w celu wybudzenia telefonu. Nie nawalamy, lecz po prostu lekko w niego stukamy. Czasem zareaguje dopiero za drugim razem, ale zazwyczaj z miejsca. Z drugiej strony nie polecam aktywowania innych gestów ekranowych. Przy włączonym ruchu palcem w górę, smartfon potrafi odblokowywać się przy chowaniu do pokrowca i wyciąganiu z niego, a jeśli ktoś by go nosił po prostu w kieszeni spodni, wtedy samoistnie dzwonił będzie często do kumpli. Odblokowywanie odciskiem palca działa nieźle, jak na tę klasę urządzenia. Z racji jego ceny, tym bardziej jednak nie rozumiem, na co komu takie profesjonalne zabezpieczenie.
W benchmarkach smartfon trzyma się dołu stawki. W proste gierki pogracie, niemniej bez szału. Sam system łapie lekko zauważalne opóźnienia przy przejściach pomiędzy ekranami. Przy normalnym użytkowaniu telefonu z dwoma kartami SIM, akumulatora starcza na nawet 7 dni, ale nigdy nie będziecie wiedzieli, jaki jest naprawdę jego stan. Gdybyśmy spojrzeli na wykres rozładowywania, zamiast w miarę równej linii skośnej w dół, zauważymy wyraźne schody. Stan utrzymuje się długo na około 85% i potem nagle zalicza pionowy zjazd prosto na 65%, potem trzy dni 45%, spadek do 25% i nagle skok do 37%. Cuda. Pewnie kwestia kalibracji, w każdym razie po kilku ładowaniach sytuacja jeszcze się nie unormowała. Inna sprawa to okazjonalne wyłączanie się X5 Max. Nie zdarza się to uciążliwie często, lecz raz na jakiś czas występuje. Z irytujących rzeczy dorzucę tutaj szwankujące wyłapywanie dotyku w trakcie rozmowy, przez co łatwo policzkiem wyłączyć głośnik lub aktywować tryb głośnomówiący. Sama jakość rozmów stoi na przyzwoitym poziomie, przy czym trzeba celować głosem w mikrofon, bo inaczej będziemy przerywali. Przyciski funkcyjne na dole nie są podświetlane. Wi‑Fi miewa humory, niejednokrotnie przycinając prędkości. Tak samo jest z aplikacjami z Google Play, które potrafią instalować się bardzo wolno. Malwarebytes wykryło chiński programik samoczynnie instalujący śmieci, ale z tego co udało mi się wybadać, chociaż nie da się go skasować, skrót do niego nie jest także nigdzie wyciągnięty. Po prostu siedzi w jednym z katalogów i jeżeli go nie znajdziecie i specjalnie nie włączycie, nie zacznie szkodzić. Mamy także przecież ustawienia pozwoleń. Za to OTG mi nie działało...
Może Ty? Może Ty? Bo chyba nie ja...
Od strony programowej, producent chwali się instalowaną fabrycznie aplikacją Parallel Space, umożliwiającą logowanie się na jednym telefonie na kilku kontach, przykładowo Facebooka. Jest też autorskie oprogramowanie DX Xender, czyli centrum dowodzenia plikami, a do tego zwyczajne radio, gdy podłączymy sobie słuchawki. GPS łapie fiksa sprawnie i w samochodzie, lecz nasze położenie na drodze odczytywane jest ze sporym marginesem błędu. Patrząc po cenie, interpolowany aparat główny pstryka całkiem porządne fotografie, nawet nie tak szczególnie ciemnie czy przesadnie zaszumione. Kamerka do autoportretów niestety łapie za dużo światła, dając liczne prześwity na zdjęciach, nawet kiedy nie ustawiamy się pod słońce. Ostatecznie z tym modelem Doogee raczej nie pokonkuruje. Dokładając niewiele i wchodząc na pułap 70 dolarów, fan azjatyckich technologii będzie w stanie znaleźć ciekawsze sprzęty, może bez czytnika linii papilarnych, za to z lepszym aparatem czy większą ilością pamięci. Wariujący wskaźnik akumulatora daje powody do chwilowego uśmiechu, jednak do czasu, gdy się zorientujemy, że nie pamiętamy, kiedy dokładnie ładowaliśmy telefon. Wtedy zgroza… LTE to też już standard, nawet na niższej półce cenowej i ostatecznie brakowało mi tego modułu w X5 Max bardzo. A skąd ten telefon ma mini Internet Explorera? To już słodka tajemnica grafika odpowiedzialnego za ikonki ;]