FantAsia: test Meizu MX5, czyli flagowca wczorajszego, ale dzisiaj w lepszej cenie
Najnowsze chińskie telefony, czyli tak zwane flagowce, mocno kuszą ceną, kiedy porówna się możliwości azjatyckich cacek sprzętowych z propozycjami bardziej rozpoznawalnych światowych producentów. Te najpopularniejsze świeże modele kosztują jednak wciąż mimo wszystko sporo pieniędzy. Tutaj właśnie wypadałoby sobie zadać pytanie, czy nie lepiej, zwłaszcza na początku przygody ze smartfonami rodem z Shenzen, rozejrzeć się za czymś starszym, ale obecnie w dużo lepszej cenie? Bardzo miło wspominam Meizu M2 Note, jako niezwykle udany model, a teraz za niecałe 220 dolarów spokojnie dostaniecie już jego mocniejszego młodszego brata, a konkretnie Meizu MX5. Zeszłoroczny hit zaczął niedawno ostro tanieć, co niejednego skłoni do uwzględnienia go w rozważaniach na temat nowego telefonu. Mnie oczywiście natchnęło to do sięgnięcia po stylowe, smukłe, aluminiowe cacko z ekranem AMOLED. Meizu pozostaje w formie, pozostając też jedną z mych ulubionych firm.
Zanim przejdziemy do sedna, mała dygresja. Wiele azjatyckich sklepów, w tym również coraz lepiej zauważany w naszym kraju TomTop, sprzedaje smartfony ze zmodyfikowanym oprogramowaniem. MX5 też przyszedł z podmienionymi plikami, pozbawiony m.in. aplikacji od aktualizacji. Dotarł z chińską nakładką Flyme OS 4 generacji z dorzuconym Google Play oraz potrzebnymi usługami, a także kilkoma wątpliwej jakości bonusami. Fabryczne menu odzyskiwania systemu, dostępne przy przytrzymaniu przycisku podgłaśniania oraz włącznika na starcie, pozostało tu jednak nienaruszone. Najpierw telefon doczekał się więc ode mnie aktualizacji do identycznej wersji softu, jaką miał, ale w wersji czystej A (chińskiej), z pliku update.zip. Później na spokojnie w ten sam sposób zyskał Flyme OS 5.1.3.0 A, zaś na końcu Metodą Pierwszą opisaną przez fanów Meizu (banalna zabawa z plikiem chid.sh) dorobił się 5.1.6.0 z literką G od Global. Tym samym system jest z maja, z Google Play i po polsku.
Oceniaj książkę po okładce
Pudełko od telefonu można naprawdę wynieść niemal do miana sztuki, trzeba tylko chcieć. To od opisywanego Meizu MX5 stylizowane jest na dość grubą książkę. Efekt wizualnie pogłębia specyficzna faktura trzech nieco schowanych brzegów, dająca wrażenie kartek. Przepiękna sprawa. Po otwarciu najpierw też mamy kilka stron, z opisem po chińsku plus kolorowymi zdjęciami, a dalej już dobieramy się do samego smartfonu. Pod nim znajdziemy kabelek micro USB oraz krótką ulotkę w krzaczkach, obok zaś dorzucono charakterystyczną szpilkę z chmurką, a także nieco schowaną, nawet masywną, firmową ładowarkę 2A na płaskich bolcach. Sam telefon oklejony jest folijkami, z rozrysowanym położeniem ważnych elementów, w tym tacki na dwie karty SIM. Nie ma slotu na karty micro SD, o czym należy od razu wspomnieć. Poza edycją 16 GB, możecie rozejrzeć się niemniej za 32 lub 64 GB.
Co w Meizu MX5 jest na 5:
- CPU: MediaTek Helio X10 64-bit Octa Core 2.2 GHz
- GPU: PowerVR G6200
- Ekran: 5,5 cala, 1920x1080, AMOLED, Gorilla Glass 3
- Pamięć: 3 GB RAM, 16 GB pamięci na dane
- Kamerki: 20.7 MP tył + 2 diody LED + laser, 5 MP przód
- System: Flyme 5.1.6.0G na Lollipopie 5.1
- Akumulator: według producenta 3150 mAh, zmierzone 2972 mAh
- Inne: dual nano sim, WiFi 802.11ac, Bluetooth 4.1, GPS, mCharge/Fast Charge
- Częstotliwości: WCDMA 850/900/1900/2100, GSM 850/900/1800/1900, FDD-LTE 1800/2100/2300
- Wymiary: 150 x 75 x 7 milimetrów
- Wymiar pudełka: 175 x 145 x 29 milimetrów
Deja vu
O, inna wersja kolorystyczna M2 Note! Pomylić się na pierwszy rzut oka naprawdę łatwo, bo stylistyka MX5 jest po prostu niemal taka sama, jak w kiedyś opisywanej przeze mnie, słabszej słuchawce Meizu. Jakby oba modele wyszły z tej samej formy. Z bliska to już jednak zupełnie inna jakość. Telefon jest namacalnie cieńszy i zimny w dotyku, bo z aluminiową obudową. Włącznik i przyciski od głośności przeniesiono na prawą stronę. Podwójną tackę na karty SIM mamy z lewej. Nad ekranem umiejscowiono czujnik zbliżeniowy, diodę powiadomień palącą się tylko na biało, głośnik rozmów oczywiście plus przednią kamerkę. Na dole mamy jeden jedyny przycisk fizyczny, robiący od razu za dotykowy, a także czytnik linii papilarnych. Jak się do takiego podejścia do obsługi przyzwyczaicie, trudno wrócić do zabaw z trzema przyciskami, takie to wygodne. Raz muskamy i mamy wstecz. Wciśnięty przycisk wróci nas do ekranu głównego. Przytrzymany wygasi ekran. Palec łapany jest także wyśmienicie i smartfon od razu się odblokowuje i to już po jednokrotnej konfiguracji. Naturalnie nie zabrakło gestów ekranowych, od wybudzania czy tam aktywacji latarki. U góry, obok gniazda słuchawkowego, dołożono drugi mikrofon. Głośnik od spodu jest tylko mono.
Tył podzielony został wyraźne na trzy części, wszystkie srebrne, lecz nie do końca w tym samym kolorze. Na dole oraz górze mamy nieco ciemniejsze, plastikowe wstawki, zaś pod nimi potrzebne urządzeniu antenki. Jest tak, by nie były one tłumione. Plecki to matowe, ale niemniej lekko lśniące aluminium. Uwagę przyciąga sporych rozmiarów oczko aparatu niemal 21 MP, a pod nim dwie diody doświetlające plus wspomaganie laserowe. Aparat znacznie wystaje, ryzykuje się więc na wstępie jego porysowanie, lecz Meizu MX5 na pewno projektowano z myślą o etui, czyli przynajmniej tak zwanych bumperach. Potwierdzałaby to cieniutka plastikowa ramka, oddzielająca ekran od obudowy, wystająca na niecały milimetr. Bez ochraniacza wkurza, bo rysuje ucho w trakcie rozmowy. Dołóżcie jednak skrojone na miarę etui, a idealnie zatrzyma się na tym brzeżku, zaś oczko aparatu rzecz jasna schowa się od spodu, zrównując z powierzchnią, gdy kładziemy smartfona na stole. Podkreślę, że chociaż 5,5 calowy to opisywany sprzęt, z uwagi na małe ramki, jest naprawdę smukły.
Mi Amol(ed)!
AMOLED to duży plus tego ważącego lekko ponad 150 gramów modelu, lecz wyświetlacz na pewno nie należy do grona tych najwybitniejszych. W zasadzie nie ma sensu schodzić z maksymalnej jasności, gdyż inaczej ekran jest nieczytelny nie tyle w ostrym słońcu, co po prostu w pogodny dzień. Do tego zmniejszenie jasności natychmiast uwypukla problemy z kolorem białym, który z kremowego przechodzi przy przyciemnianiu szybko zwyczajnie w żółty. Ostrość fontów jest w porządku. Przy normalnym użytkowaniu, z nastawieniem na dzwonienie, nie Internet i gry, akumulator trzyma do 4 dni na zrównoważonym ustawieniu baterii, więc nie jest źle. Przypomnę, że Flyme OS oferuje trzy ustawienia, schodząc więc na tryb oszczędny (błędnie przetłumaczony na polski jako Zapisywanie) da się ze słuchawki wyciągnąć więcej. Jest też Supertryb, kiedy to poza opcją zadzwonienia, puszczenia wiadomości SMS i godziną, nic więcej nie zostaje na ekranie. Centrum dowodzenia, autorska aplikacja z funkcjami oczyszczania pamięci czy antywirusem, sprawdza się świetnie, pozwalając nam faktycznie błyskawicznie zoptymalizować działanie telefonu. Nie to, żebym specjalnie potrzebował to robić. Nawet bez zaglądania tam, smartfon świetnie spisuje się w codziennym użytkowaniu. Nic nie zwalnia, nie przycina. ESET wykrył niby jakiegoś robaka w aplikacji od multimediów, ale pewnie i tak z miejsca zainstalujecie swoją ulubioną od wideo.
Mniejszy indywidualista
Sama nakładka systemowa bardziej podobała mi się w poprzedniej wersji 4. Teraz nie wybija się zbytnio niczym na tle Androidowej konkurencji. Menu ustawień nie wyróżnia się już wcale, pozbawione charakterystycznego układu szufladkowego czy belkowego. Jak zwał, tak zwał. Z wirtualnego dżojstika Smarttouch (suwana ekranowa kropka), dodającego skróty, nie lubię korzystać. O dobrej obsłudze gestów ekranowych już wspominałem. W zasadzie najbardziej docenicie zaawansowane zarządzanie aplikacjami, włącznie z nieco bardziej rozbudowaną opcją sprawdzania stanu akumulatora. Patrząc w ranking, natychmiast zobaczycie, co też w tle zjada najwięcej energii. Można się zdziwić, że małe, a do tego kupione gry, które nie potrzebują dostępu do sieci, siedzą sobie cicho w pamięci i strasznie skracają czas działania urządzenia. Nie zniknęła nigdzie opcja wyświetlania bieżącej szybkości transmisji danych, a tak to wszystko w zasadzie po staremu, czyli po prostu dobrze. Aplikacje lądują od razu na pulpitach i można je grupować w folderach. Dostęp do uruchomionych programów uzyskujemy przesuwając palcem w górę od dolnej krawędzi ekranu. W benchmarkach jest dobrze, a telefon nie nagrzewa się zbytnio przy obciążeniu. Można się bawić komfortowo.
Jakość rozmów to sprawa sporna. Zauważyłem, że wiele zależy od zasięgu i operatora. Bywa za cicho. Czasem głośnik zaskrzeczy. Z naszej strony znowu, mikrofon potrafi słabo łapać dźwięki i rozmówca poprosi o powtórzenie zdania. Nie zawsze, ale tak się zdarza. Z muzyką również raczej przeciętnie. Na słuchawkach tony są pospłaszczane, lekko metaliczne w wydźwięku. Głośnik od trybu głośnomówiącego czy puszczania muzyki też lubi wchodzić w brzęczenie. Na GPS za to nie ma absolutnie co narzekać, tak samo jak Wi‑Fi, które jest w nowoczesnym standardzie ac. Filmiki nagracie ładne i w 4K, ale nie za dużo przy 16 GB, zaś zdjęcia robią wrażenie. Szkoda, że domyślna aplikacja aparatu nie dostała szybkiego przełącznika kamera/aparat i trzeba pukać w opcje. Zabrakło także wykrywania twarzy.
Przepiękne zdjęcia
Bez tego ciężko jest uchwycić w pełni ostre buzie, nawet przy ręcznym ustawianiu ostrości na osobie (a tryb manualny pozwala na wiele). Poza tym sensorowi IMX220 w połączeniu z doświadczeniem Meizu, należą się same pochwały. To kolejny już model chińskiej firmy, wykorzystujący sprawdzone, zoptymalizowane rozwiązanie. Zdjęcia ważą średnio po 11 mega, ale zakres rejestrowanych barw, nawet przy najwyższym ISO niemal 2500, cieszy. Zdjęcia po zmroku, na powiększeniu zaszumione, po zmniejszeniu do druku są naprawdę zaskakująco jasne. Nie korzysta się tutaj z trybu HDR, bo aparat radzi sobie świetnie bez niego. Fotki w dzień wypadają zacnie, pozwalając bawić się w ciekawe kadrowanie, zamiast zamartwiać się o rozmazane ujęcia na Auto. Te robione pod słońce także wypadają zaskakująco dobrze, a detale w oddali rejestrowane są na bardziej niż satysfakcjonującym poziomie. Na pewno na aparat w tym telefonie nie będziecie narzekać, nawet jeśli lubi on wchodzić w ciut żółtawe odcienie. Zawsze potem można poprawić, bo jest z czym pracować. Przednia kamerka daje sobie radę z autoportretami, które potrafią być jednak nieco ziarniste.
Galeria do testu na Flickr.com (Meizu MX5 High Resolution Sample Photos): >>KLIK!<<
Meizu MX5 przyciąga uwagę i w dłoni czuje się tę tak zwaną półkę Premium. W końcu to flagowiec. Co z tego, że zeszłoroczny? Obecnie w dużo lepszej cenie oraz wciąż oferujący wiele na tle podobnej cenowo konkurencji, zwłaszcza pod względem ekranu AMOLED czy świetnego aparatu. To ponadto dalej zwykły port micro USB do ładowania, a nie coraz popularniejszy standard Type-C z innym kablem. Jeśli o ładowaniu mowa, mamy tu obsługę Fast Charge. W jakieś pół godziny spokojnie podbijecie akumulator do poziomu 50%, z tą dołączoną do zestawu ładowarką oczywiście. Szkoda, że model ten ma porcję drobnych mankamentów, które niemniej mogą przesądzić o jego atrakcyjności dla różnorakich grup odbiorców. Trzeba sobie zrobić listę plusów i minusów. Dla mnie, to udana kontynuacja raz obranego kursu oraz jeden z bardziej udanych smartfonów, z jakimi miałem do tej pory do czynienia. Co ważne, ten model sprzedawany jest też normalnie w polskich sklepach, stąd nie powinno być problemu z ewentualnymi naprawami. Meizu, jak Xiaomi, ma także swoje wierne grono fanów w naszym kraju, więc jest z kim oraz gdzie powymieniać się różnymi poradami.