FantAsia: OnePlus X, czyli rasowa piękność ze słabym niestety portfolio fotograficznym
Niejeden młody azjatycki producent elektroniki coraz prężniej działa poza granicami Chin, ale niewielu udało się stworzyć pewną wyjątkową otoczkę ekskluzywności wokół swoich propozycji sprzętowych. Niby niezależne OnePlus, a w istocie podmarka Oppo, może pochwalić się sporym sukcesem w tym temacie. Wypuściło raptem trzy smartfony na rynek, ale dzięki modelowi dystrybucji, opartemu z początku na systemie zaproszeń, udało się wytwórcy zbudować zapotrzebowanie na jego kolejne propozycje. Cenowo szału nie było, bo z OnePlus i OnePlus 2 postawiono na jakość, a nie cięcie kosztów, więc kiedy tylko pojawiły się wieści o bardziej budżetowym modelu OnePlus X wiedziałem, że muszę położyć na nim właśnie swe ręce. Sklep Gearbest szybko dostał zielone światło na normalną już dystrybucję i miał nawet od razu kilka sztuk w europejskich magazynach, z czego też skorzystałem. Model upolujecie tutaj za niecałe 260 dolarów, przy czym bywa w tej chwili nieczęsto dostępny.
She's a lady. In red.
Oczywiście mowa o standardowej edycji ze szklanymi pleckami, bo w mocno ograniczonym nakładzie do sprzedaży trafiła również wersja z ceramicznym tyłem, wyceniona na niemal 400 dolarów. Poza wyrzuceniem kilku opcji dostępnych w jej starszych smartfonowych braciach, główna zmiana w OnePlus X to zejście do 5 cali. To odpowiedź na nawoływania tych, którym większe gabaryty nie przypadły do gustu, a zarazem propozycja dla osób o szczuplejszym portfelu. Relatywnie rzecz biorąc oczywiście, bo w tym przedziale cenowym konkurencja jest przeogromna... Telefon na jej tle radzi sobie jednak całkiem nieźle, tak naprawdę czekając na mocno poprawioną wersję systemu OxygenOS. Mam cichą nadzieję, że kolejna aktualizacja naprawi nie tylko kilka wpadek, ale ulepszy również jakość zdjęć. W tym ostatnim przypadku nie wstrzymuję jednak oddechu. Jestem tutaj raczej realistą...
Pudełko robi świetne wrażenie. To gruby biały karton z wielkim iksem na środku, znaczkiem [1+] na górze oraz napisami OnePlus X po bokach, a pod spodem czerwone plecki z podstawowymi danymi telefonu, ale nie specyfikacją. Po zdjęciu pokrywy zaliczyłem miłość od pierwszego wejrzenia: smartfon jest po prostu prześliczny i pięknie wyeksponowano go na czerwonym tle, umieszczając w gumowanej ramce. Ta jest zarazem kartonową kopertą z silikonową, specjalnie skrojoną dla tego modelu osłonką, niby zaproszeniem i fajną, grubą szpilką do tacki SIM. W osobnej czerwonej mini-kopertce dostajemy broszurki po chińsku, a pod nią dopiero dostrzeżemy firmową, biało-czerwoną ładowarkę 2A całkiem słusznych rozmiarów i czerwony kabelek USB w płaskim wydaniu oraz z wyróżniającą się wtyczką USB pełnych wymiarów, taką pozbawioną metalowej osłonki. Wygląda trochę jak gwizdek. Na ekranie, stylowo zaokrąglonym na brzegach, fabrycznie naklejono już folię ochronną.
Co w OnePlus X kusi:
- CPU: Qualcomm Snapdragon 801 2.3 GHz
- GPU: Adreno 330
- Ekran: 5 cali, 1920x1080, AMOLED, Gorilla Glass 3
- Pamięć: 3 GB RAM, 16 GB pamięci na dane
- Kamerki: 13 MP tył + dioda LED, 8 MP przód
- System: OxygenOS 2.1.3-X na Lollipopie 5.1.1
- Akumulator: według producenta 2525 mAh, zmierzone 2331 mAh
- Inne: dual micro sim, WiFi 802.11n, Bluetooth 4.0, GPS, microSD do 128 GB
- Częstotliwości: WCDMA 850/900/1900/2100, GSM 850/900/1800/1900, FDD-LTE 1800/2100/2600
- Wymiary: 140 x 69 x 7 milimetrów
- Wymiar pudełka: 166 x 89 x 52 milimetrów
Dłońmi drżącymi...
Dawno nie przyglądałem się smartfonowi tak długo bez włączania. Byłem jak koneser dzieła sztuki, smukłego, odpowiednio ciężkiego (141 gramów), suwając palcem po śliskich trochę pleckach z grubym szkłem. Wydaje mi się, że OPX na każdym fanie nowych technologii zrobi niemałe wrażenie. Ramka to pozłacane aluminium w wyżłobionymi rowkami. Gdyby nie silikonowa osłonka w zestawie, pewnie szybko bym złorzeczył na pozdzierane brzegi, a tak telefon zachowuje swój świetny wygląd. Nie bazgrano po nim za bardzo. Z tyłu mamy złote [1+], na dole praktycznie niedostrzegalne dwie linie znaków (w tym model E1001 itp.). W lewym górnym rogu widać błyszczące i nieco cofnięte oczko kamerki, zaś poniżej diodę doświetlającą. Na prawej krawędzi umieszczono włącznik, przyciski ściszania oraz tackę na dwie karty SIM lub jedną plus kartę micro SD. Na lewej krawędzi jest przełącznik ustawiany w trzech pozycjach. Daje szybki dostęp do wyciszania dźwięków i sprawdza się świetnie. Na górnej jest wejście na słuchawki oraz dziurka drugiego mikrofonu, na dole port micro USB starego typu oraz maskownice głośników po bokach. Gra niestety tylko ten po lewej. Od frontu, na górze jest przednia kamerka, głośnik, czujniki zbliżeniowy plus światła i w rogu drobna dioda powiadamiająca. Pod ekranem są standardowo trzy przyciski dotykowe.
Zachwyt ciągnie się też po włączeniu urządzenia. Ekran Full HD wykonano w technologii AMOLED, czyli czarny jest faktycznie czarny, bo piksele nie są niepotrzebnie podświetlane. Odbija się to podejrzewam na czasie pracy. Akumulator nie jest przesadnie wielki, a jednak do 6 dni użytkowania da się wyciągnąć, oczywiście bez grania oraz szaleństw z WiFi. Czujnik oświetlenia także działa należycie, odpowiednio korygując jasność ekranu. Zapewne użytkownicy telefonu z miejsca poszukają w opcjach zamieniania miejscami przycisków dotykowych, ponieważ Wstecz jest domyślnie na lewym. Same przyciski nie są podświetlane, co może zmartwić. Jak zwykle, od razu wziąłem się za aktualizację systemu. Nie znalazłem takiej opcji w informacjach o telefonie, a działanie w tle aplikacji ponoć optymalizujących, lecz tak naprawdę śmieciowych, potwierdziło, że to nie oprogramowanie świeżutko od producenta. Poświęciłem kilka chwil na wgranie oficjalnego OxygenOS-a 2.1.2, żeby potem za pośrednictwem OTA zaktualizować go do 2.1.3 i potem 2.1.3-X, czyli najnowszego oprogramowania. Niemniej odpalony Stagefright Detector wykrył mimo wszystko podatność.
Róża ma kolce, wiadomo
OnePlus X nie tylko pięknie się prezentuje, ale też pracuje sprawnie. Czasem zdarzy się jakieś małe przycięcie, ale to na bank wina ostatniej aktualizacji, na którą użytkownicy narzekają. Lecz jak się czepiać, od razu wspomnę o potrzebie wyboru karty SIM (z dwóch) do wykonania połączenia za każdym razem, chociaż w opcjach ustawiona jest domyślna. Przy danych pakietowych wszystko jest już jednak dobrze. Powiadamianie wibracją o odebraniu telefonu przez osobę po drugiej stronie wcale zaś nie działa lub łaskawie zadziała po minucie od rozpoczęcia już dialogu (!). Naprawdę drobne niedogodności. Gorzej wypada kwestia z dźwiękiem. Głośnik w filmikach gra donośnie, ale już w trybie głośnomówiącym ciszej i zwykły dzwonek oraz powiadomienia dźwiękowe o nowych wiadomościach także można przegapić, gdy telefon mamy w kieszeni. Oczywiście mówimy o sytuacji przy głośności ustawionej na maksymalny poziom. Oprogramowanie jak nic. W stosunku do CyanogenOS-a nieco gorzej porozkładano opcje i pewnych po prostu tutaj nie ma. Szkoda, że z powodów licencyjnych OnePlus musiało zakończyć współpracę z Cyanogenem i pójść w coś własnego.
Telefony pod względem wydajności modułu WiFi dzielę na takie poniżej, powyżej oraz mniej więcej na pułapie 50 Mbps na łączu 100Mbps i OPX trafia do tej trzeciej grupy. Jest w porządku, ale bywa lepiej. GPS działa wyśmienicie, łapie fiksa błyskawicznie oraz korzysta z kilkunastu satelitów. Gesty ekranowe odczytywane są szybko i poprawnie, a kreślenie palcem V na wyłączonym ekranie, by zapalić latarkę, weszło mi już w krew. Poza tym jest np. opcja dwukrotnego puknięcia dotykowego przycisku menu (okrąg), aby wyłączyć ekran, co oszczędza włącznik główny. Z ciekawostek, warto wspomnieć o przydatnej funkcji Shelf, czyli opcjonalnym ekranie wysuwanym z lewej strony, z szybkim dostępem do notatek, często używanych aplikacji czy kontaktów. Przydatne jest wstawianie do wiadomości pozycji GPS, notki głosowej, emoji, zdjęcia z galerii czy bezpośrednie wywołanie aparatu w małym okienku pod treścią. Drobna rzecz, a odkryta przypadkiem bardzo cieszy. OTG działa, tylko trzeba wpierw aktywować odpowiednią opcję w ustawieniach Pamięci. W początkach użytkowania często zahacza się palcem o włącznik przy chowaniu telefonu do kieszeni. W grach, gdzie Snapdragon 801 nie zawodzi, OPX nagrzewa się, ale nigdy nie robi się z nim nieprzyjemnie.
Coś niewyraźnie dziś wyglądasz...
Z wszystkimi drobnymi wpadkami modelu da się żyć, a że z natury programowe zapewne zostaną niebawem naprawione. Nie wiadomo jednak niestety, co będzie z aparatem. Na fotkach poglądowych tak tego nie widać, ale w tej chwili zrobienie w miarę ostrego zdjęcia udaje się tylko w niemal idealnych warunkach oświetleniowych i to jest główny problem OnePlus X. Lepsze fotografie są po prostu lekko rozmyte, gorsze dodatkowo znacznie zaszumione. Telefon już powyżej ISO 100 wyraźnie łapie kolorowe kropeczki, a do tego lubi wchodzić na wysokie ISO (od 1000 do powyżej 4000!) przy przyzwoitym świetle. Nie uruchomi automatycznej diody doświetlającej, woli poszumieć. Bez sensu i co z tego, że odwzorowanie kolorów jest satysfakcjonujące. Przy filmikach już w świetle zwykłego żyrandolu nagrania tracą na płynności, stając się mocno szarpanym, a przez to w sumie bezużytecznym materiałem. Wobec tego, na co komu poklatkowy film czy zwolnione tempo w opcji… Jasna przesłona więc, bo f/2.2, to według mnie marketingowa podpucha. Oczko od autoportretów nadaje się do selfie, łapiąc ostrość całkiem poprawnie, no ale tutaj niczego specjalnego się chyba nikt nie spodziewał. Szkoda aparatu głównego, bo świetnej jakości fotografie pozwoliłyby przymknąć oko na inne niedociągnięcia wspaniale prezentującego się smartfonu. Tymczasem gdy do wad dorzucić te przeciętne zdjęcia szala może przechylić się na niekorzyść nowego dziecka producenta. Tańsza, ambitna konkurencja wcale nie śpi.
System blogowy niestety znacznie zmniejsza oraz kompresuje zdjęcia, dlatego polecam pobranie paczki fotografii wyższej jakości, zmniejszonych tylko o połowę: >>KLIK!<<
Czy warto kupić OnePlus X? Warto na pewno zobaczyć, bo to kunsztownie wykonany model, w którym można się zadurzyć. Gdyby nie jakość zdjęć poniżej oczekiwań pewnie poleciłbym tego smartfona bez mrugnięcia okiem, bo poza tym jest wyśmienicie, tak pod względem podania dania (opakowanie), jego wyglądu (śliczne szkło i ramka) oraz dodatków, po smak (sprawne działanie). Ekran AMOLED z GG3 cieszy, zaś akumulator trzyma całkiem długo, a przy wieściach o premierze właśnie o ten element najbardziej się chyba obawiano. Jeśli zaraz cena poszybuje szybko w dół, wtedy niejeden zastanawiający się nad zmianą wysłużonego tzw. chińczyka (bo trzeba mieć sympatię do azjatyckich konstrukcji) podrapie się nie raz w głowę oraz portfel. Na razie nie dziwi mnie absolutnie, że fani wolą dołożyć do większego i lepiej wyposażonego OnePlus 2, a inni "cofnąć" do OPOne. Debiutancki sprzęt wciąż ma parę.