Lefant M1 — nierdogi smart odkurzacz z LDS
06.11.2023 | aktual.: 06.11.2023 13:42
Kiedy w 2020 roku pojawił się w moim domu pierwszy sprzątający robot, nie myślałem, że stanie się on substytutem klasycznego odkurzacza. Od tamtego czasu rodzina terminatorów znacznie się powiększyła, a ja mam więcej czasu dla siebie. Również firm, które pojawiły się w tym sektorze, jest znacznie większa ilość niż przed trzema laty.
Lefant, której odkurzacz przedstawie w tym tekście, posada w swojej ofercie ponad 20 różnych modeli różniących się od siebie funkcjonalnością i oczywiście ceną. Szkoda, że na stronie domowej Lefant urządzenia są opisanie dość lakonicznie, co utrudnia podjęcie odpowiedniego wyboru.
Egzemplarz, który został mi udostępniony do testów to Lefant M1. Model ten jest wyposażony w dwa rozwiązania, które uważam za najlepsze dla smart-odkurzaczy. Przede wszystkim to system nawigacji oparty o laserowy czujnik LDS (lidar), umożliwiający precyzyjne mapowanie pomieszczeń i identyfikację przeszkód. Dzięki niemu robot może sprawnie poruszać się po domu. Drugim atutem są dwie szczotki boczne. Duża część modeli posiada tylko jedną zmiotkę, a co za tym idzie, ta jedna musi wykonać więcej pracy.
W zestawie z odkurzaczem Lefant M1 otrzymamy stację ładującą, zasilacz, mopa wielokrotnego użytku, 5 jednorazowych chusteczek-mopów, 1 filtr HEPA, 4 szczotki boczne i trochę makulatury.
Bryła Lefant M1 ma formę spłaszczonego walca, którego średnica 32 cm, a wysokość 6 cm. Do wysokości urządzenia musimy również doliczyć dodatkowe 3,4 cm (2 cm wieżyczki lasera + 1,4 cm dystansu od podłoża). Na górze urządzenia zlokalizowano diodę informująca o stanie urządzenia i trzy fizyczne przyciski odpowiadające kolejno za:
- uruchomienie trybu sprzątania w miejscu, w którym urządzenie się aktualnie znajduje, tak zwany fixed-point. W tym trybie odkurzacz będzie zataczał coraz większe okręgi,
- zatrzymanie lub wznowienie aktualniej pracy,
- powrót do bazy.
Niektórzy zauważą, że Lefant M1 nie posiada wbudowanego ruchomego zderzaka, jednak to nie problem. Urządzenie delikatnie podjeżdża do przeszkód, a chwilami nawet trzyma zbyt daleki dystans.
Obracając maszynę do góry nogami, można zauważyć, że Lefant M1 wyposażony został również w sensory klifowe, które zapobiegają upadkowi z wysokości na przykład ze schodów.
Za sprzątanie bałaganu z podłogi odpowiadają nie tylko dwie zmiotki, ale także większa szczotka umieszczona centralnie. Maksymalna moc ssania to 4000 Pa, ale można ją zmniejszyć, wybierając jedną trzech predefiniowanych trybów w aplikacji.
Jak każdy „pełnopoprawny inteligentny pomocnik domu”, tak i Lefant M1 posiada aplikację, w której będziemy mogli nim zarządzać. Lecz w pierwszej kolejności musimy połączyć odkurzacz z domowym WiFi (tylko 2,4 GHz) — wszystkie te czynności wykonamy już z oprogramowania w naszym smartfonie. Proces połączenia z siecią domową zamyka się dosłownie w trzech krokach, które widać na poniższych zrzutach ekranu.
Pierwsze dwa, trzy cykle sprzątań można zaliczyć do tak zwanego poznawania przestrzeni roboczej dla robota — mapowanie pomieszczeń. Skutkiem tych działań jest w pełni odwzorowany plan naszego mieszkania wraz ze stałymi przeszkodami (meble).
W aplikacji nie ma możliwości łączenia lub dzielenia pomieszczeń, na pocieszenie pozostają nam opcję tworzenia stref “no-go”, gdzie odkurzacz nie powinien zaglądać.
Mając zmapowane mieszkanie, będziemy mieli szansę wysłać odkurzacza w konkretne miejsce lub zaznaczyć obszar, w którym powinien przeprowadzić porządek. Dodatkowo możemy zlecić cykliczne sprzątanie całego domu (aktualnie w aplikacji nie można wybrać konkretnego pomieszczenia).
Lefant M1 to tak zwany odkurzacz 2w1, dzięki podłączanemu mopowi możemy również delikatnie odświeżyć (zwilżyć) podłogę. Jednak nie można tego porównać do mycia, jest to bardziej przetarcie wilgną szmatką.
Generalnie poziom samego odkurzania jest zadowalający — nie odbiega on od konkurencji w postaci Viomi 2 Pro, który u mnie służy już wspomniane 3 lata. Lefant radzi sobie z większymi i mniejszymi drobinami, jak również sierść kotów i makaron nie jest mu straszny. Co można mu za zarzucić to głośność, nawet w trybie cichym daje się we znaki wszystkim domownikom. Wypunktować można jeszcze trasę jeżdżenia odkurzacza, według mnie jest ona za bardzo “rozszczelona”, algorytm mógłby być bardziej restrykcyjny.
Podczas moich testów ani razu M1 nie zdarzyło się zabłądzić i nie wrócić do bazy, również miał dobrą orientację w terenie (nie gubił mapy). Dzięki baterii o pojemności 4000 mAh może działać przez 180‑200 minut. Według producenta ten czas powinien być wystarczający, aby ogarnąć około 180 metrów kwadratowych.
W cenie nieprzekraczającej 800 zł Lefant M1 może być wart rozważenia zakupu jako odkurzacz, a nie urządzenie mopujące. Mimo kilku wad nie odstaje on od droższej konkurencji, a podłoga bez okruchów.
* egzemplarz do testów i recenzji został udostępniony przez producenta