Geocaching w wydaniu HotZlotowym, czyli jak zgubić setkę osób w lesie
12.08.2013 20:06
Już miałam zapomnieć o tej zabawie, ale wymiana maili z jednym z Czytelników przekonała mnie, że warto podzielić się z Wami szczegółami zabawy terenowej, którą zaplanowaliśmy na tegoroczny HotZlot. Pozwolę sobie zacytować fragment:
Co prawda nagrody nie znaleźliśmy, ale emocje, które miałem ja gdy błądziłem (3 osoby korygowały współrzędne na komputerach, a jedna nie nadążała za mną :) jak mi ze współrzędnych wyszło ponad 1km od zamku w lesie sam ... :) później te problemy z powrotem, dwa bajora po drodze i 15% baterii w telefonie i nawigacja w trybie już nocnym, nie powiem, fajnie było i strasznie :)
Pomysł na taką grę pojawił się w Redakcji przy okazji testów sprzętu firmy Garmin i powracał raz na jakiś czas. W zanadrzu mamy jeszcze kilka dekoracyjnych skrzyneczek i cztery z nich przyjechały do Zamku Kliczków. W czwartek rozpoczęliśmy rozpoznanie terenowe i planowanie. Wymagało to od nas (mnie, Cebuli, a raz nawet Liska) przejścia się kilka razy dookoła zamku i porozglądania się w poszukiwaniu punktów jednocześnie charakterystycznych i zdolnych schować całkiem spory kuferek. Za pomocą trzech urządzeń wyposażonych w odbiorniki GPS (dwa telefony i tablet) i stosownych aplikacji (Maverick, GPS Essentials ) zebraliśmy współrzędne kilku punktów kandydujących na skrytki. Oznacza to oczywiście, że przeszliśmy kilka razy, o różnych porach dnia, te same ścieżki, co biorący udział w zabawie. Nas również dopadły chmary owadów o niecnych zamiarach, też przedzieraliśmy się przez krzaki i zaglądaliśmy do leśnych zakamarków. O ile mi sprawiało to ogromną frajdę, nie pamiętam żebym kiedykolwiek widziała Cebulę tak zdegustowanego otoczeniem, co zresztą intensywnie werbalizował ;). Nie obeszło się bez szkód materialnych.
Kiedy wszystko było gotowe okazało się, że wyniesienie z Zamku skrzynek również nie będzie takie proste. Nawet w czasie sesji technicznej Intela przejście przez dziedziniec bez zwracania na siebie uwagi kogoś z czytelników, co skutkowało próbą wciągnięcia w dyskusję, okazało się niemożliwe. Z pomocą przyszło nam wielkie pudło i bezcenne stwierdzenie Cebuli, że on tylko idzie to wyrzucić ;).
Przyznam, że popularność tego konkursu bardzo nas zaskoczyła — liczyliśmy z Cebulą na zgłoszenie się 10 5‑osobowych drużyn, może kilkunastu… a wystartowało 21 (nie wszystkie 5‑osobowe). Przy drukowaniu kart z pytaniami początkowo zakładaliśmy, że 15 kart spokojnie starczy… na szczęście papieru było więcej ;).
Bardzo zależało nam na tym, by nie było sytuacji, kiedy to wszyscy ruszają w las jednocześnie — stąd pomysł na test, który ułożył nieoceniony w takich sytuacjach Docent. Z kilku zaproponowanych przez niego pytań wybrałam 6. Prawidłowe odpowiedzi miały przełożyć się na cyfry uzupełniające podane poniżej współrzędne pierwszej skrzynki. Wystartowaliśmy przy tej konkretnej bramie również nie bez powodu — chodziło o to, żeby zacząć na terenie zamku, ale daleko od punktu, który należało znaleźć. Po wyjściu tą bramą (czego kilka zespołów nie zrobiło w ogóle) można było obrać jedną z dwóch dróg dookoła terenu hotelu, co dodatkowo miało rozproszyć grających. Oto jedna z możliwych tras:
Zdaję sobie sprawę z tego, że pierwsze zadanie było trudne i do rozwiązania go potrzeba było albo sporej determinacji, albo szczęścia. Kilka osób przekonało mnie, abym dała im małą wskazówkę („tak, macie złe odpowiedzi”), ale mało komu to pomogło. Taki porządek cyfr był z kolei efektem nadmiaru ustaleń, bo tak intensywnie ustalaliśmy, jak je ułożyć, że wyszło jak wyszło. Słuchałam o tym jeszcze przez kilka godzin…
Prawidłowe odpowiedzi to: Beckton, McAfee, sierpień 2012, Bada, 4,5 W i „Dla wszystkich użytkowników Windows 8”. Z tego uzyskujemy cyfry: 3, 1, 1, 0, 5 i 3. Prawidłowe współrzędne to:
51° 20' 13,3” N 15° 26' 15,0” E
Wskazują one na punkt, który został wybrany ze względu na dwa czynniki. Po pierwsze, zabierał grających w ciekawe miejsce — na jeden z nielicznych pozostałych w Polsce końskich cmentarzy (o ile wiem, jeszcze jeden znajduje się na północny wschód od Łukowa). Po drugie, był on osłonięty na tyle, że nawet jeśli dwie drużyny dotarłyby do niego w zbliżonym czasie, być może jednej nie byłoby od razu po wejściu na łąkę widać. Pierwsza skrzynka znajdowała się w rzadkim lasku, tuż za pagórkiem. Leżała sobie na trawie, a mimo tego jest przynajmniej jedna osoba, która przyznała mi się, że stała pół metra od niej i jej nie zauważyła.
Drugą wskazówką był wierszyk, który spontanicznie pojawił się w mojej głowie w drodze powrotnej z jednego z czwartkowych zwiadów. W wersji, która trafiła do pierwszej skrzynki, brzmiał tak:
Wróć skąd przyszedłeś, do szerokiej leśnej drogi Gdzie słońce staje w zenicie skieruj swoje nogi Po lewej miniesz dom, po prawej młode świerki Idź śmiało przed siebie, aż za staw niewielki Bacząc na chylące się po prawicy drzewo Symbol kraju, w którym Szkot wymyślił telefon
Rymowanka miała wyprowadzić poszukiwaczy z cmentarza w stronę drogi idącej wzdłuż ogrodzenia zamku, skierować na południe i doprowadzić do skrzyżowania z drogą, która zaczynała się domem po lewej i niewielkim młodnikiem po prawej stronie. Idąc dalej tą drogą można było minąć staw i zaraz za nim, po prawej stronie, znaleźć przechylony klon — symbol Kanady, w której Alexander Graham Bell wynalazł aparat telefoniczny. Współrzędne tego punktu to: 51° 20' 11.15” N, 15° 26' 18.96” E.
Aby nie było za łatwo, skrzynki nie było widać z drogi i trochę przysypałam ją suchymi liśćmi.
Umieszczona w niej ostatnia wskazówka była w zasadzie łatwa, ale wymagała spostrzegawczości.
Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale pod ogon można. 51° 20' 09.85” N 15° 26' 02.44” E
Współrzędne wskazywały na miejsce, gdzie zaczynała się jedna ze ścieżek prowadzących do fosy zamkowej. Ku naszej radości jedna z drużyn stała na moście, dokładnie nad skrzynką, przekonana, że w tym miejscu absolutnie nic nie zostało ukryte. Koń oczywiście był — siedział sobie pod mostem. Przyznam, że kilka razy mało z Cebulą nie zeszliśmy na zawał, gdyż ktoś z grających przechodził koło niego. Na szczęście skrzynka została dobrze przez niżej podpisaną ukryta za drewnianym zwierzem.
Bardzo nas ucieszył fakt, że w sobotę rano pierwsza skrzynka została odnaleziona. Potem już poszło łatwo i zwycięska drużyna chyba jeszcze jeszcze przed obiadem zgłosiła się do mnie z talonem na skarb, który to był ukryty w skrzynce pod końskim ogonem.
Mimo że tego nie planowałam, dałam się jednak przekonać aby po obiedzie przekazać wskazówki wszystkim zainteresowanym. Wszystkie 3 skrzynki odnalazły jeszcze 4 drużyny, które również zostały nagrodzone, choć planowaliśmy przekazać skarb tylko jednemu zespołowi.
Zdarzało mi się już w zabawach tego typu uczestniczyć (od rajdów samochodowych z roadbookiem, po poszukiwania skarbów z GPS‑em i mapą), ale pierwszy raz miałam okazję brać udział w organizacji. Mam nadzieję, że mimo niedoskonałości, wszyscy się dobrze bawili i mieli o czym opowiadać po powrocie do domu ;). Osobiście liczę na to, że zdobyte doświadczenia jeszcze wykorzystam i że nie była to ostatnia taka zabawa na HotZlocie — nie można 3 dni siedzieć na czterech literach i spożywać, prawda?