Bez opaski sportowej i aplikacji dietetycznej możesz nie dostać ubezpieczenia na życie
Wraz z popularyzacją urządzeń osobistych, monitorujących aktywność i stan zdrowia, zbieranymi przez nie dane zainteresowały się różne instytucje. Z jednej strony czeka nas zapewne korzystanie ze zdalnej służby zdrowia i rozwój telemedycyny. Z drugiej – problemy z ubezpieczeniami.
20.09.2018 13:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeden z najstarszych i największych ubezpieczycieli z Ameryki Północnej planuje bezprecedensowe posunięcie. Kanadyjska firma John Hancock, działająca od 156 lat, wycofa ze swojej oferty tradycyjne ubezpieczenia na życie. Ich miejsce zajmą wprowadzone w 2015 roku polisy „interaktywne”, prowadzone wraz z Vitality Group, które śledzą informacje o aktywności i stanie zdrowia ubezpieczonego z pomocą opasek, smartzegarków i smartfonów. Ten model zostanie zastosowany do całego portfolio ubezpieczeń na życie.
Interaktywne ubezpieczenie na życie już zadomowiło się już w Wielkiej Brytanii i RPA, obecnie zdobywa popularność także w Stanach Zjednoczonych. System działa w ten sposób, że osoby ubezpieczone otrzymują zniżki, bonusy i karty podarunkowe za ćwiczenia zarejestrowane na swoich urządzeniach oraz zdrowe produkty spożywcze, których kupno zarejestrują w aplikacji. Nie jest to obowiązkowe, ale wielu klientów może zainteresować się dobrowolnym przekazywaniem danych w zamian za inne korzyści. Aktualni klienci firmy zostaną przeniesieni do interaktywnego programu „Vitality” w przyszłym roku.
Z pozoru to rozwiązanie wygląda korzystnie dla obu stron – ubezpieczony ma dodatkową motywację do prowadzenia zdrowego trybu życia, a ubezpieczyciel ma lepsze dane do prognozowania długości życia klientów i lepsze perspektywy na zarobek.
Wszyscy wygrywają? Niekoniecznie. Wątpliwości mają obrońcy prywatności i organizacje chroniące prawa konsumenta. Mając takie dane i łatwy dostęp do modeli decyzyjnych firmy ubezpieczeniowe mogą opracować profile klientów, których opłaca się ubezpieczać i podnosić składki dla osób, których ubezpieczenie byłoby mniej korzystne dla firmy. Branża ubezpieczeniowa jest mocno regulowana i musi uzasadniać zmiany składek, a dane o aktywności i diecie byłyby dobrą „podkładką”. Na razie trudno ocenić, czy John Hancock zanotuje realne zyski z pomocą programu „Vitality”, ale może tak być w przyszłości. Vitlity Group informuje, że posiadacze tych polis żyją 13-21 lat dłużej niż reszta ubezpieczonej populacji.
Dzięki korzyściom dla obu stron ubezpieczenia tego typu mogą się przyjąć na innych rynkach i zyskać popularność. W efekcie, chcący korzystać z polisy na życie będą musieli zgodzić się na pewne niedogodności, jak logowanie wizyt na siłowni czy zdrowych posiłków. Może to oczywiście mieć dobry wpływ na zdrowie i długość życia ubezpieczonych, ale z drugiej strony odciąć od usług ubezpieczeniowych wielu innych klientów.