Dwa lata po Silk Road: internetowy czarny rynek bezpieczniejszy niż ulica
W 2013 zamknięto jeden z najpopularniejszych internetowych czarnych rynków, Silk Road. Na Jedwabnym Szlaku można było nabyć sporo towarów, których posiadanie pozostaje w konflikcie z systemami prawnymi wielu państw. Internetowy bazar działał wyłącznie jako kryptousługa w sieci Tor, płatności odbywały się za pomocą bitcoinów, nic dziwnego zatem, że dość powszechną praktyką było nabywanie tam wszelkiej maści narkotyków. To zjawisko zostało w ostatnim czasie pozytywnie ocenione przez naukowców.
13.08.2015 | aktual.: 13.08.2015 13:49
Historia Silk Road zakończyła się w październiku 2013 roku, najprawdopodobniej w wyniku działania policji, która w zespole odpowiedzialnym za administrację, umieściła pod przykrywką swojego funkcjonariusza. Zdobywając zaufanie Blake'a Benthala („Defcon”, jeden z założycieli serwisu) szybko uzyskał także szerokie uprawnienia, co skończyło się zlokalizowaniem serwów i zamknięciem Jedwabnego Szlaku.
Ponadto innemu z założycieli serwisu, Rossowi Ulbrichtowi (Dread Pirate Roberts) zostały postawione bardzo poważne zarzuty. Dotyczyły one między innymi handlu narkotykami, kierowania działalnością przestępczą, prania pieniędzy oraz zlecenia zabójstwa. W lutym tego roku Ulbricht, po procesie trwającym zaledwie niecały miesiąc, został uznany winnym.
Znacznie bardziej łagodni w ocenie Silk Road są Judith Aldridge, profesor prawa z Uniwersytetu w Manchesterze i David Decaty-Hety, kryminolog z Uniwersytetu w Lozannie. Według nich kryptousługa była istotną innowacją w światku przestępczym, co potwierdza niemal 600% wzrost liczby transakcji w okresie od początku 2012 do wyłączenia serwisu. Ponadto przeniesienie handlu narkotykami do Sieci miało mieć bardzo pozytywne rezultaty dotyczące bezpieczeństwa obu stron transakcji.
Badacze zauważyli, że większość niebezpieczeństw związanych z handlem narkotykami wynika potrzeby konfrontacji handlarza i kupującego, ich osobistego fizycznego udziału w transakcji. Wynika to także z faktu, że z reguły transakcje na Silk Road odbywały się bez pośredników, czyli udziału i „opieki” zorganizowanej działalności przestępczej. Handel narkotykami łączony „na ulicy” z takimi przestępstwami jak handel bronią, rozboje czy handel ludźmi, miał na Silk Road mieć formę bezpiecznej i uczciwej (ale nie legalnej) transakcji.
Taki stan rzeczy potwierdzają wnioski z rozmowy, jaką z jednym z internetowych dilerów przeprowadził Jake Hanrahan z brytyjskiej redakcji Vice'a. Nie robię tego dla pieniędzy. Lubię świadczyć usługę w jakości premium, mówi diler. Według niego, Silk Road i podobne kryptousługi są poważnymi i wiarygodnymi rynkami, a nie, jak często jest to przedstawiane przez media, podziemnymi przestępczymi półświatkami, w których zlecenie zabójstwa jest codziennością.
Jak przekonujemy się na przykładzie internetowych czarnych rynków czy serwisów pirackich, często w miejsce jednej ściętej głowy wyrastają im trzy kolejne. Szanse, że badania duetu Decaty-Hety-Aldridge uświadomią decydentom, że ta walka z wiatrakami jest nie tylko bezsensowna, ale także może być szkodliwa, są jednak znikome.