Jak państwa mogą sobie radzić z kryzysem bez paniki? Estonia daje lekcję wszystkim
Jeśli chodzi o Europę, Estonia ma jeden z większych wskaźników zakażonych koronawirusem na milion mieszkańców. A jednak mimo tego, jak wykazał serwis Politico, to małe państwo jest również jednym z najmniej panikujących na Starym Kontynencie. Co jest do tego kluczem? Jak się okazuje, Estonia nie tylko skupia się na rozwiązaniach na "tu i teraz", ale myśli również w sposób bardziej przyszłościowy niż większość innych krajów świata.
Estonia wspiera innowacyjne inicjatywy
W rankingu paniki przygotowanym przez Politico Estonia zdobyła jedynie 3 na 10 punktów. Zestawienie to oparte jest na kombinacji różnych czynników, między innymi tym, w jaki sposób media donoszą o koronawirusie, jak również zjawisku panicznych zakupów. Jest to jeden z najniższych wyników w całej Europie, obok m.in. Szwecji.
Zanim polski rząd zdecydował o zamknięciu instytucji kultury, w tym kin i teatrów, już wcześniej 12 marca 2020 Estonia ogłosiła stan nadzwyczajny. Zdaniem tamtejszego rządu, tylko on pomoże w ograniczeniu rozprzestrzeniania się koronawirusa w najefektywniejszy sposób. Ale na tym inicjatywy państwa estońskiego się nie kończą.
Ledwie 24 godziny po zwołaniu stanu nadzwyczajnego, estoński rząd zorganizował hackathon Hack The Crisis. Wzięło w nim udział 27 firm zajmujących się technologiami, które w ciągu dwóch dni zaprezentowały swoje pomysły na innowacyjne rozwiązania zwalczania pandemii. - Nie zatrzymujcie się przed niczym, myślcie o tym, jakbyście mieli polecieć na Księżyc - napisali organizatorzy. Pięć najlepszych pomysłów mogło liczyć na granty w wysokości do 5000 euro.
Jaki był tego efekt? Powstały plany stworzenia urządzeń wykrywających ryzykowne gesty, jak na przykład dotykanie się po twarzy. Dwie ekipy wymyśliły oprogramowanie, dzięki któremu osoby potrzebujące łączyłyby się z wolontariuszami, którzy mogliby im pomóc. Innym pomysłem była aplikacja służąca firmom do tymczasowego transferu pracowników, np. osoby zatrudnione w turystyce mogłyby dzięki temu pracować w branży e-commerce. Oczywiście wszystko z propozycją zmian prawnych, a nawet specjalną platformą elektroniczną, gdzie odbywałaby się taka wymiana.
To nie są jednak jedyne działania, jakie podejmuje w sferze technologicznej Estonia. W kwietniu ma wystartować tam akcelerator startupów zajmujących się projektami dla całego świata w dobie kryzysu, ale i na czas po nim.
Powstaje on we współpracy z Komisją Europejską oraz organizacją Mistletoe z Singapuru. Na czele tej inicjatywy stoi prezydentka Estonii, Kersti Kaljulaid, która będzie zarazem jednym z mentorów prowadzących te darmowe, 100-godzinne sesje. Będą one przeprowadzone za pomocą takich aplikacji, jak Zoom, Slack i ClassDo.
Estonia: republika cyfrowa, przecierająca szlaki od dekad
Takie nowatorskie, ale i konieczne w obecnych czasach kroki, jakie podejmuje się w Estonii, nie są jednak przypadkiem. Ten kraj nie przygotował się do nich w jeden dzień. Jest to bowiem dojrzałe społeczeństwo cyfrowe, a taką kulturę trzeba kultywować - w Estonii trwało to 20 lat.
Już w roku 2000 ten kraj wprowadził podpis elektroniczny, który w mocy prawa jest tak samo legalnie wiążący, jak ten ręczny. Estonia aż o 16 lat wyprzedziła całą Europę, kiedy to Unia Europejska zaimplementowała dyrektywę o ważności podpisów cyfrowych w całej UE.
Z kolei w roku 2007 w Estonii odbyły się pierwsze na świecie wybory z możliwością elektronicznego głosowania (dla porównania, elektroniczny dowód w Polsce wszedł dopiero w 2019). Według danych rządowych 44% estońskiego społeczeństwa korzysta z tzw. i-votingu. O tym jednak, dlaczego elektroniczne wybory w Polsce to akurat zły pomysł i nie da się nadrobić tylu lat zaległości w jeden dzień, przeczytacie tutaj.
Wdrażanie od dłuższego czasu nowych technologii do upraszczania biurokracji poskutkowało również tym, że w Estonii jedynie trzy rodzaje interakcji z państwem wymagają fizycznej obecności obywatela. Są to: małżeństwo (kto nie chciałby pocałować partnera?), przeniesienie praw własności nieruchomości oraz rozwód.
Całą resztę załatwia elektroniczny dowód osobisty – można nawet emigrować, zmienić miejsce zamieszkania i płatności podatków online. Poziom i dojrzałość cyfryzacji w Estonii jest tak duży, że nikogo nie powinno zdziwić, że jest to również światowy lider w e-nauce, który zostawia nawet tak rozwinięte państwa jak Niemcy daleko w tyle.
Jak podkreśla New Yorker, Estończycy innowację mają niemalże w genach (zresztą to stamtąd wywodzi się dobrze znana firma Skype). Już w latach 1989-91 tamtejsi dysydenci wymieniali się informacjami na temat tego, jak widzą świat po upadku ZSSR, zanim on nastąpił - co wydawało się niewyobrażalne do pomyślenia w Bloku wschodnim.
Ogromną rolę miał w tym również były prezydent Toomas Hendrik Ilves, który został ambasadorem Estonii w USA w 1992 roku. Urodzony w Szwecji polityk miał wcześniej okazję edukować się w Stanach Zjednoczonych. W liceum w New Jersey nauczył się programowania, a po drodze pracował w oświacie oraz jako psycholog i dziennikarz.
Już w latach 90. promował on ideę wprowadzenia zajęć z informatyki oraz stworzenie centrów z dostępem do internetu. Był zdania, że innowację można wprowadzić wszędzie, nawet w "dziurze w północnowschodniej Europie". Ilves, zapytany o to, co ukształtowało zbiorową wyobraźnię narodu, odpowiedział, że... fińska telewizja.
Co bardziej pomysłowi z Estończyków, pod okupacją radziecką w latach 1944-1991, byli w stanie przestawić nadajniki na stacje z innych krajów – upodobali sobie właśnie Finlandię. Dzięki temu mieli dostęp do amerykańskich seriali, takich, jak Dynastia, czy Nieustraszony, których nie mogliby obejrzeć za Żelazną Kurtyną. Ilves nie jest osobiście ich fanem, ale przyznał, że dały one świetną okazję do tego, by nauczyć się angielskiego oraz przede wszystkim pokazać, że gdzieś tam istniał inny świat możliwości.