Wszechświat , Kosmos
20.10.2018 | aktual.: 06.01.2019 19:28
https://www.dobreprogramy.pl/Idiomer,Program,Windows,12072.html
Wszechświat, Universum, Kosmos, czyli wszystko razem:
Powyżej np. obrazowo pokazany nasz układ słoneczny. Wszechświat to kolejny temat który bardzo mnie interesuje, temat rodem z Astronomii. Powinniśmy uczynić wszystko co w naszej mocy aby być w stanie opuścić naszą planetę Ziemię nie dlatego że jest tu źle ale dlatego że w dłuższej perspektywie jest ona skazana na zagładę. Życie każdego z nas i wszystkich razem jest bardzo kruche, przekonały się o tym np. Dinozaury dawno temu. Nawet jeśli nas ludzi lub Ziemi jako całości nie zniszczy planetoida lub jakieś inne wielkie ciało niebieskie to i tak zostanie wypalona przez naszą gwiazdę Słońce (ewolucja Gwiazdy) i jest to nieuchronne. I chociaż są to miliardy lat i nie wiadomo czy przetrwamy do tego czasu, to nie znaczy że nie trzeba o tym myśleć już dziś. Ziemia jest trzecią planetą pod względem oddalenia od słońca (począwszy od planet skalistych) 1. Merkury (wypalona skała) i 2. Wenus (efekt cieplarniany), za 3. Ziemią jest 4. Mars (2x mniejszy od Ziemi z górą Olympus Mons wysoką na 26km), potem są gazowe olbrzymy 5. Jowisz, 6. Saturn, 7. Uran, 8. Neptun. Następnie są planety karłowate, masa innych mniejszych elementów.
Osobnym tematem są naturalne satelity planet np. nasz Księżyc który ma olbrzymi wpływ na naszą planetę Ziemię, wiele osób nie uświadamia sobie jak bardzo. Księżyc zwrócony jest w stronę Ziemi zawsze jedną stroną, druga jest z punktu widzenia z Ziemi dla nas niewidoczna i ciemna (Dark Side of the Moon). Obserwujemy też różne fazy Księżyca (pełnia, nów) zależy też to od położenia Ziemi, Księżyca i Słońca względem siebie. Księżyc świeci tylko światłem odbitym od Słońca, nie emituje sam z siebie światła. To że z Ziemi widzimy jedną stronę to wpływ grawitacji Ziemi na Księżyc który go ustabilizował (i odwrotnie też), są odchylenia ale nie wielkie. Księżyc napędza Ziemie swoją siłą grawitacji i stabilizuje ją żeby nie była rozchybotana (i wzajemnie), ma wpływ na wnętrze naszej Ziemi które jest płynne, ta lawa i magma ociera się o skaliste powłoki bliżej powierzchni Ziemi co ma wpływ na jej ruch. Najłatwiej obserwowalnym zjawiskiem wywołanym grawitacją Księżyca są pływy (przypływy i odpływy) najlepiej obserwowalne na wybrzeżach oceanicznych i mórz z nimi połączonych bezpośrednio. Niewiele osób też zapewne wie że nasz Księżyc oddala się od Ziemi i w końcu się od niej uwolni w dłuższej perspektywie czasowej.
To że w ogóle istnieje życie na Ziemi zawdzięczamy m.in. temu że Ziemia jest w odpowiedniej odległości od Słońca czyli najbliższej nam gwiazdy. Merkury który jest najbliżej Słońca jest wypaloną skałą. Następna Wenus ma chmury z kwasu siarkowego i dwutlenku węgla, na jej powierzchni jest temperatura (460 °C) i ciśnienie atmosferyczne (92 x większe niż na Ziemi), więc raczej nic tam nie przeżyje. Mars z kolei który jest dalej od Słońca niż Ziemia i dodatkowo jest za mały (połowa wielkości Ziemi) nie jest w stanie utrzymać gęstej atmosfery i wahania temperatury które tam występują od -133 °C do +27 °C nie zrobiły raczej dobrze jakiejś formie życia. Następne planety to gazowe olbrzymy na których nawet nie można wylądować. Z największego z nich Jowisza jest głównie taka korzyść że pełni rolę kosmicznego odkurzacza zbierając na siebie wszystkie kosmiczne odłamki, większe i mniejsze. To on przyciągając je swoją grawitacją przyczynia się też do tego że na Ziemi istnieje życie, gdyby nie on to Ziemia była by podziurawiona jak ser szwajcarski po bombardowaniu różnego rodzaju skałami. Nawet mimo tego nieraz coś do nas dolatuje co przeważnie nie wyrządza nam krzywdy ponieważ te obiekty na szczęście przeważnie są małe. To uświadamia nam jak wielkie szczęście mamy że w ogóle jesteśmy w stanie przetrwać.
Ziemia jest w uproszczeniu kulą pędzącą w nieskończonej przestrzeni próżni wszechświata wraz z naszym układem słonecznym z prędkością 220 km/s, czyli jakiś 792 tys. km/h. Ziemia kręci się wokół własnej osi z prędkością 465 metrów na sekundę (1600 km/h). Ruch obiegowy Ziemi wokół Słońca odbywa się też z niemałą prędkością, wahającą się od 29,2 km/s do 30,2 km/s, czyli 109 tys. km/h. Właśnie taka prędkość Ziemi jest konieczna aby planeta przebyła drogę 940 milionów kilometrów w 365 dni i zatoczyła pełną elipsę. Średnia odległość Ziemi od Słońca wynosi 150 milionów kilometrów, światło pokonuje tą drogę w trochę ponad 8 minut, a odległość Księżyca do Ziemi w około 1 sekundę (prędkość światła i fal elektromagnetycznych to około ok. 300 tysięcy kilometrów w ciągu 1 sekundy). Większość gwiazd których światło i promieniowanie jesteśmy w stanie dziś zaobserwować może już nie istnieć ze względu na niewyobrażalne w odniesieniu do naszej ziemskiej skali odległości i ograniczoną prędkość światła i fal elektromagnetycznych (światło nieraz zachowuje się jak fala a nieraz jakby miało masę fotony).
Jak wiadomo prawie wszystkie rakiety wykorzystywane dziś dziś uzyskują efekt odrzutu na zasadzie spalania różnego rodzaju paliw. Jednak pojawiła się iskierka nadziei w postaci napędów EmDrive które generują efekt ciągu dzięki samej tylko energii elektrycznej, jednak ich działanie nie zostało jeszcze do końca potwierdzone np. w próżni.
Samotny jak Voyager 1 (czyli bardzo daleko od domu)...
Jedyny obiekt wykonany przez człowieka który opuścił nasz układ słoneczny ! bezzałogowa sonda kosmiczna NASA, wystrzelona 5 września 1977 roku z Przylądka Canaveral na Florydzie. Tak się złożyło, że między 1976 i 1977 rokiem planety ułożyły się tak rewelacyjnie, że możliwa stała się wyprawa, która zahaczyłaby o każdy z zewnętrznych globów. Astronomowie wiedzieli, że tak korzystna konfiguracja nie powtórzy się co najmniej do 2151 roku, toteż do Kongresu trafił kosztowny projekt przewidujący wystrzelenie w przestrzeń czterech urządzeń, w ramach misji pod nazwą Grand Tour. Niestety, z uwagi na wyczerpany zimnowojennymi zbrojeniami, wojną w Wietnamie oraz wyścigiem księżycowym budżet, politycy w Waszyngtonie zmusili astronomów do obmyślenia bardziej oszczędnego wariantu. Tańszą opcją był właśnie program Voyager, którego dwie odsłony kosztowały nieco ponad miliard dolarów. Ale w związku ze skromniejszymi warunkami nie zredukowano drastycznie oczekiwań naukowych. Naukowcy wycisnęli z bezzałogowych wehikułów pełnię możliwości. Może nie przefrunęły one tak blisko gazowych planet jak początkowo marzono, ale sonda Voyager 1 odwiedziła Jowisza i Saturna, a jego braciszek zaliczył komplet, przelatując opodal Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna. Pierwszy istotny przystanek Voyagera – Jowisz – leży około 800 milionów kilometrów od Słońca, drugi – osiągnięty w 1980 roku Saturn – już prawie 1,4 miliarda kilometrów. Jednak NASA przewidziała dla swojego wysłannika znacznie okazalszą trasę, w zasadzie bez wyznaczonej mety. Życzeniem astronomów, obie odsłony misji po minięciu gazowych olbrzymów miały frunąć dalej, ku heliosferze, aż na skraj Układu Słonecznego i jeśli nic ich nie zatrzyma, jeszcze dalej. Po ponad dekadzie od startu, oficjalnie rozpoczął się etap projektu pod wiele mówiącą nazwą Voyager Interstellar Mission, trwający do chwili obecnej. Wtedy też, w walentynki 1990 roku, jakby patrząc za siebie, sonda wykonała słynne ujęcie Małej, Błękitnej Kropki. Do dzisiaj fotografia ta pozostaje rekordowa, łapiąc w kadr samotną Ziemię widzianą z odległości 6,4 miliarda kilometrów.
Wiele podzespołów obu sond już nie funkcjonuje, ale radiowa łączność wciąż nie uległa przerwaniu. Wiemy, że obecnie, zgodnie z przewidywaniami pierwszy Voyager zbliża się do prędkości 17 km/s (ponad 61 tys. km / h) i wkrótce osiągnie dystans 21 miliardów kilometrów od Słońca. To 140 razy dalej niż Ziemia i jakieś trzy razy dalej niż Pluton. Tym samym, sonda jako pierwsze w historii dzieło ludzkich rąk, zbliża się do granic Układu Słonecznego (choć to akurat zależy od tego jak definiujemy granice Układu). W 2012 roku wskazania instrumentów poinformowały o minięciu obszaru heliopauzy, gdzie działanie wiatru słonecznego traci swą moc na rzecz promieniowania dochodzącego z głębi galaktyki. Zarówno Voyager 2 jak i New Horizons również podążą tym śladem, ale prawdopodobnie nie wyprzedzą Voyagera 1.
Na początku 2018 roku sondę dzieliła od Ziemi odległość około 141 au (jednostek astronomicznych - 1 au to ok. 150 mln km czyli średnia odległość Ziemi od Słońca) i była ona najdalszym i ciągle działającym obiektem wysłanym w przestrzeń kosmiczną przez człowieka. Sygnał wysłany przez sondę w kierunku anten Deep Space Network potrzebował ponad 19 godzin na przebycie tej drogi. Sonda Voyager wykorzystała technikę przyspieszania w polu grawitacyjnym mijanych planet, co pozwoliło na osiągnięcie dużych prędkości bez konieczności używania paliwa. Od grudnia 2004 sonda znajdowała się w obszarze płaszcza Układu Słonecznego. W sierpniu 2012 roku Voyager 1, jako pierwsza sonda wykonana przez człowieka, przekroczył heliopauzę i znalazł się w przestrzeni międzygwiezdnej. Przewiduje się, że zasilanie w energię elektryczną wystarczy do utrzymania funkcjonowania sondy i łączności z Ziemią do około 2025 roku. Za 300 lat Voyager 1 dotrze do Obłoku Oorta, a jego przebycie zajmie mu 30 000 lat. Jeśli sonda nie zostanie zniszczona, za około 18 tysięcy lat Voyager 1 oddali się od Słońca na odległość 1 roku świetlnego (ok. 9,5 biliona km). W roku 40 272 sonda minie gwiazdę Gliese 445 (AC+79 3888) w gwiazdozbiorze Żyrafy w najmniejszej odległości wynoszącej 1,64 roku świetlnego. Prędkość radialna Gliese 445 wynosi -119 km/s i gwiazda ta zbliża się obecnie do Słońca oraz do Voyagera. NASA stwierdziła, iż „sondy Voyager będą – prawdopodobnie wiecznie – przemierzać Drogę Mleczną”.
Co stałoby się z pamięcią o naszym dumnym gatunku, gdybyśmy z jakiegoś powodu jutro wyginęli? Nawet potężny meteoryt mógłby oszczędzić co trwalsze budowle, ale zapewne po kilkunastu, kilkudziesięciu tysiącach lat od śmierci ostatniego człowieka, wszystko obróciłoby się w proch. Czy zniknęlibyśmy więc raz na zawsze z kart historii? Czy najtrwalszym pomnikiem dowodzącym istnienia inteligentnych istot w tej części Drogi Mlecznej, byłyby odciski stóp astronautów pozostawione na powierzchni Księżyca ? Brak atmosfery miałby zakonserwować ślady odbite w regolicie na miliony, a może nawet miliardy lat. Nie jest to do końca prawda. Księżycowe struktury wystawione są na nieustanne działanie wiatru słonecznego jak również uderzenia mikrometeorytów. To bardzo słaba erozja, ale w przeciągu kilkudziesięciu milionów lat odciski buta Neila Armstronga i jego następców, powinny zblednąć i w końcu zniknąć.
Co innego nasze sondy, na czele z Voyagerem 1. Prawdopodobieństwo zderzenia takiego obiektu z jakimś kosmicznym okruchem wydaje się uspokajająco małe. Nawet przelatując przez Pas Główny lub Pas Kuipera, zawierające setki tysięcy skał, jak dotąd żadne z naszych urządzeń nie oberwało, więc szansa na taki wypadek po opuszczeniu Układu Słonecznego, tym bardziej pozostaje skrajnie mała. Jeżeli nie staniemy się świadkami wyjątkowego pecha, Voyager spokojnie wypłynie w przestrzeń międzygwiezdną, przez którą będzie dryfował przez trudny do oszacowania okres. Wiemy, że za 40 tysięcy lat wehikuł minie czerwonego karła Gliese 445, jednak uczyni to w bardzo bezpiecznej odległości ponad półtora roku świetlnego. Niewykluczone, że ta kosmiczna odyseja trwać będzie wiecznie. No, może nie dosłownie, ale bez wątpienia Voyager 1 ma szansę na zostanie najtrwalszym tworem ludzkich rąk. Zresztą, jego twórcy poniekąd to przewidywali, umieszczając na pokładzie, podobnie jak w sondach Pioneer oraz Voyager 2, płytkę Golden Record. Na złotych talerzach wygrawerowano podstawowe informacje o Układzie Słonecznym, Ziemi i o człowieku. Ot tak, na wypadek gdyby instrument wpadł w ręce obcej cywilizacji.
Ostatnim razem Voyager 1 korygował swój kurs w 1980 roku, w czasie przelotu w okolicach Saturna. Od tamtego czasu, przez 37 lat silniki milczały, zaś obiekt leciał przez przestrzeń przyśpieszony siłą grawitacji gazowych olbrzymów. Pod tym względem niewiele się zmieniło, jednak ostatnio zaistniała zupełnie inna potrzeba. Przez cztery dekady za ułożenie sondy pod odpowiednim kątem względem Ziemi odpowiadały maleńkie pędniki – wysłużone mikrosilniczki, które w końcu odmówiły posługi. To bardzo istotna sprawa, bowiem 4‑metrowa antena musi znajdować się w dogodnym ustawieniu, aby skutecznie transmitować do trzech radioteleskopów odbierających dane na Ziemi. Inżynierowie z Jet Propulsion Laboratory stwierdzili, że aby zapobiec obróceniu sondy, co poskutkowałoby utrudnieniem lub zerwaniem łączności, można na krótkie momenty odpalać cztery silniki zapasowe. Ku radości uczonych ryzyko się popłaciło, a pierwsza tego rodzaju próba przebiegła bez żadnych komplikacji.
Rozwiązuje to kłopot z orientacją w przestrzeni, przynajmniej na kilka lat. Potem to i tak bez znaczenia, gdyż generatory całkowicie przestaną zasilać instrumenty w 2025 roku. Później osierocony Voyager 1 podryfuje w ciemną kosmiczną pustkę. I będziemy mogli się jedynie domyślać, co go czeka w przyszłości.
https://www.dobreprogramy.pl/LewapSoftware/Lewap-Software,91562.html