Xbox Series S byłby dobrą konsolą budżetową, gdyby nie jeden szkopuł (opinia)
Xbox Series S jest tak naprawdę zdradziecką pułapką na oszczędnych.
Kuba przytoczył w swoim tekście argumenty przemawiające za sensem istnienia konsoli Xbox Series S. Część z nich kupuję, ale w mojej ocenie traktowanie tej konsoli jako budżetowej bramy do świata gier wideo - a tak tę konsolę zdaje się promować Microsoft - jest bardzo krótkowzroczne. Szybko może się okazać, że Series S pociągnie za sobą większe wydatki niż niemal o 70 proc. droższy Series X.
Xbox Series S - budżetowość tej konsoli zabija brak napędu optycznego
Trzeba pamiętać, że osoby, które kupią Xboksa Series S, będą skazane na cyfrowe kopie gier. A cyfrowe granie to nie jest tanie granie.
By nie szukać daleko, spójrzmy na świeżą premierę. Avengersi w wersji cyfrowej - 289 zł. Avengersi w wydaniu fizycznym - 239 zł. 50 zł różnicy na tym samym tytule, w zależności od modelu dystrybucji.
Dodajmy do tego fakt, że płytę po ograniu można sprzedać, odzyskując w ten sposób część pieniędzy. Działa to też w drugą stronę - już kilka dni po premierze można upolować używkę w dobrej cenie.
Last of Us II kupiłem w dniu premiery w wydaniu fizycznym za 249 zł. Po ukończeniu gry odsprzedałem płytę za 150 zł, więc realnie za ok. 30 godzin zabawy zapłaciłem stówkę. Wersja cyfrowa kosztowała w dniu premiery 289 zł. Innymi słowy - dzięki temu, że mam napęd cyfrowy, zaoszczędziłem prawie 190 zł (!) na jednej tylko grze.
Więc tak, Xbox Series S (1349 zł) jest sporo tańszy niż Series X (2249 zł). Zakup tej konsoli jest jednak równoznaczny z byciem skubanym na niemalże każdej kolejnej grze. A pamiętajmy, że konsola to zakup na wiele lat. Przy dobrych wiatrach nawet na dekadę.
Niby jest Xbox Game Pass. Ale
Ogromną zaletą platformy Microsoftu jest oferta abonamentu, w ramach którego gracz otrzymuje dostęp do ponad 100 gier, z których znaczna część to produkcje wysokiej jakości. A niedługo pakiet zostanie rozszerzony o ok. 70 tytułów z biblioteki EA Play.
Problem jest taki, że najtańszym portalem do Game Passa jest... smartfon. Microsoft oficjalnie zapowiedział, że większość gier dostępnych w ramach abonamentu trafi na platformę xCloud.
A jeśli już ktoś zdecyduje się na kupno konsoli, nie wierzę, że ograniczy korzystanie z niej do ogrywania garstki gier dostępnych w abonamencie. Raczej nie wierzy w to także Microsoft, który nie przygotował korzystnej oferty po to, by zrobić przyjemności klientom, ale po to, by zyskać łatwiejszy dostęp do ich portfeli. Niebiescy zapewne mają świadomość, że większość graczy prędzej czy później sięgnie po inne gry, a wówczas będą skazani na cyfrowe i droższe drogie kopie.
Paradoksalnie więcej sensu widziałbym w braku czytnika płyt w droższym Xboksie
Przed dekadą usuwanie napędów optycznych z laptopów zaczęło się od segmentu premium. Dlaczego? Bo zamożniejszemu konsumentowi łatwiej było się przesiąść na nowocześniejsze nośniki danych.
Analogicznie sprawa wygląda w przypadku smartfonów i gniazd słuchawkowych. Obecnie łatwiej jest znaleźć telefon z jackiem za 500 zł niż za 5000 zł. Osoba, która może sobie pozwolić na flagowca, najpewniej przełknie też zakup słuchawek Bluetooth. Producenci to wiedzą.
Dlatego też śmiem twierdzić, że brak napędu optycznego byłby łatwiejszy do zaakceptowania w przypadku droższej wersji konsoli. Bo po nią i tak sięgną w dużej mierze gracze o grubszych portfelach. A ci potencjalnie będą skłonni dopłacić kilkadziesiąt złotych do gry dla większej wygody i najpewniej zainwestowali już w szybkie łącza internetowe, więc pobranie kilkudziesięciu gigabajtów nie będzie dla nich wielkim problemem.
Xbox Series S to pułapka na oszczędnych
Oczyma wyobraźni widzę już miliony rodziców, którzy kupią nową konsolą dzieciom, bo tania, a przez następną dekadę będą płacić ekstra za każdą kolejną grę.
Przed zakupem warto więc zadać sobie pytanie, czy naprawdę opłaca się zaoszczędzić 900 zł na konsoli z brakiem dostępu do dużo tańszych gier.