Asura's Wrath

28.02.2012 14:21, aktual.: 01.08.2013 01:46

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Produkcja opowiadająca losy wkurzonego na wszystko, przepakowanego zabijaki, który zwyczajnie niszczy kolejne zastępy różnej wielkości wrogów, napataczających mu się pod nogi – świetny temat na chodzoną bijatykę, szczególnie, że Capcom wprawę w tym ma. Przypomnijmy chociażby God Hand z PlayStation 2. Jednak kiedy światu pokazano premierowe materiały z Asura’s Wrath nie wiadomo było, co tak naprawdę o tworze CyberConnect2 myśleć. Obiecywano nam umiejętne połączenie filmu akcji z nieustającą demolką na ekranie, kontrolowaną przy użyciu pada. Koniec końców otrzymaliśmy robiące miejscami naprawdę piorunujące wrażenie… interaktywne anime.

Mamy do czynienia z rozłożoną na trzy serie po kilka odcinków historią tytułowego Asury, któremu niegdysiejsi kompani zamordowali żonę, porwali córkę, zaś jego samego, wrobiwszy w morderstwo imperatora, zabili i posłali na 12 tysięcy lat do tutejszej odmiany piekła - wszystko niby w imię ocalenia targanej złem planety Gaea. Mało go to obchodzi, kiedy wkurzony powraca do żywych. Stopniowo przypomina sobie wydarzenia z przeszłości. Zaczyna wykańczać byłych towarzyszy broni, pragnąc zjednoczenia z dzieckiem... Skrót fabuły nie oddaje naturalnie „japońskości” podejścia do materii. Każdy odcinek ma króciutkie streszczenie, napisy początkowe, charakterystyczną przerwę „na reklamę” w połowie. Walki poprzedzają buńczuczne dialogi, w ich trakcie postacie wydzierają się strasznie, rażąc przeciwnika niesamowitymi ciosami. Ogląda się to niezwykle przyjemnie.

Obraz

Problem w tym, że oglądania jest sporo, a grania w sumie niewiele. Jeżeli akurat nie śledzimy scenki przerywnikowej, tak w większości przypadków raz na jakiś czas klepiemy przyciski na padzie do wyświetlanych na ekranie podpowiedzi. Nie przesadzając, składa się to na jakieś 80 procent rozgrywki. Reszta zabawy podzielona została na sekwencje bitewne, tudzież „celowniczkowe”. W przypadku pierwszych, bezpośrednio roznosimy w pył coraz to nowsze rzuty wrogów, albo stawiamy czoło bossowi, aż do czasu napełnienia wraz z wymierzanymi razami paska furii. Wtedy prawy spust odpala kolejne, kończące sprawę QTE. Czasem pojawią się elementy strzelanki na szynach – biegniemy lub lecimy do przodu, zdejmując z odległości pojawiające się cele. Po nabiciu paska wpadamy w szał, po czym ponownie aktywujemy Quick Time Event.

[break/]Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że Asura’s Wrath mi się nie spodobało. Produkt ten mnie, jako podstarzałego otaku, nasycił. Przegadane pojedynki, humorystyczne wstawki, facjaty wykrzywiające się komicznie po przepotężnych ciosach, zwycięstwo z mieczem w zębach po utracie ramion, pojedynek z dosłownie całą planetą – to czubek góry lodowej radosnego nonsensu. I chyba taki miał być ten projekt. Pod przykrywką gry akcji przygotowano umyślną hybrydę. Spróbowano wciągnąć widza w historię, od czasu do czasu angażując w wydarzenia, aniżeli nakazując mu samemu mozolnie ją rozwijać. Rozrywka przy niemal minimalnym nakładzie wysiłku, ale też nie prostacka. W tym względzie odniesiono sukces, a sądząc po zakończeniu gry (tym prawdziwym, którego odkrycie wymaga nieco więcej zaangażowania) ciąg dalszy zdecydowanie nastąpi.

Obraz

Pod kątem technicznym nie jestem przekonany, czy technologia Unreal Engine zdała tak do końca egzamin. Szczegóły anatomii postaci wypadają kanciasto – z wybitnym przykładem nieociosanych palców. Podobnie ma się sprawa z ukazaniem wrogów. Tekstury z daleka prezentują się nieźle, z bliska to już niemniej często jednokolorowe nawet, rozmazane tapety. Kwestia chyba skali potyczek – coś potrafi zacząć się na księżycu, a skończyć przy samej powierzchni niebieskiej planety… Kreskówkowych „pokryć” bohaterów za to nie wypada się czepiać. Wyglądają oni niczym protagoniści z ożywionej mangi. Co ciekawe, wszystkie wizualne mankamenty są sprawnie ukrywane, przemykają gdzieś w tle dynamicznych animacji. O wiele bardziej dają się we znaki drastyczne spadki płynności gry, odczuwalne na szczęście głównie w początkowych etapach.

Obraz

Mam swoje ulubione motywy muzyczne, a to już dobrze świadczy o ścieżkach przygotowanych z myślą o Asura’s Wrath. Dorzućcie do tego opcję wyboru japońskich gadek, w miejsce angielskiego dubbingu i jest naprawdę nieźle. Jeśli ktoś lubi takie klimaty. Warto sprawdzić, lecz miejscie na względzie, że pozycja to w gruncie rzeczy jednorazowa. Jasne, do poprawiania są oceny przyznawane pod koniec odcinków, zależne od czasu przebycia poziomu, wyprowadzonych kombosów oraz dokładności wciskania podanych przycisków. Wpadają szkice czy inne grafiki plus modyfikujące lekko rozgrywkę zamienniki paska energii. Aczkolwiek nie sądzę, by ktoś specjalnie dla tego tytuł ten nabył. Raczej pokieruje się ciekawością. Ta zostanie zaspokojona z nawiązką. Tylko równie dobrze można grę od kogoś po prostu na razie pożyczyć. Wystarczy. Chyba, że kompletujecie wszelkiego rodzaju anime – wtedy zakup będzie jak najbardziej uzasadniony.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl