Call of Duty 4: Modern Warfare

Redakcja

16.11.2007 13:38, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od kilku lat FPS-y w realiach II wojny światowej rządzą na rynku i chyba jedynie seria Battlefield wyłamała się z szeregu. Medal of Honor, Call of Duty oraz Brothers in Arms – trzy wielkie tytuły, od trzech największych wydawców na świecie, skupiały się na największym konflikcie XX wieku zapominając, że przecież była chociażby w historii wojna wietnamska, a aktualnie walki toczą się także w Iraku. Czwarta część COD przeciera szlak, bo jest osadzona w realiach współczesnych. Odpowiedzialni są za nią ludzie z Infinity Ward – szalona banda „zdolniachów”, którzy kiedyś upiekli znakomite MoH: Allied Assault, a potem stworzyli dwie pierwsze odsłony wspomnianego Call of Duty. Od początku byłem ich fanem, a Modern Warfare jedynie pogłębiło moje odczucie.

Nigdy nie zrozumiem, czemu w recenzjach zwykle zaczyna się od opisu kampanii dla samotników, nawet jeśli produkcja jest nastawiona na zabawę w sieci. Dlatego biorąc przykład z ekipy IW zrobię krok w przeciwnym kierunku niż wszyscy i z miejsca omówię znakomity tryb online. Na płytce Blu-ray właściwie dostajemy dwie oddzielne produkcje, bo nad multiplayerem pracował dodatkowy, osobny zespół. To widać - wszystko jest dopieszczone i wyważone, lagi praktycznie nie występują, a wsparcie w postaci łatek czy nowych map jest normą. Dobrodziejstwo inwentarza podstawowego to 18 lokacji do walk, jednych z lepszych, na jakich miałem przyjemność toczyć wirtualne boje.

Obraz

Wet Work to zalany deszczem, mroczny pokład statku, z wielkimi skrzyniami, w których kryją się „kamperzy”. Na środku mapki Crash leży rozbity helikopter, a skupione wokół niego dwupiętrowe domki są idealną okazją dla snajperów do czyhania w oknach. Z kolei na Bog trzeba ukrywać się za niską zabudową, a Vacant to starcia w ciasnych korytarzach opuszczonych radzieckich oficyn. Wymieniłem ledwie parę, lecz każda z miejscówek zapewnia inne doznania, zaś krótki opis w menu pozwala mniej obeznanym w realiach online szybko sprawdzić do jakiego trybu nadaje się konkretna mapa. Dostępnych jest 6 opcji zabawy, ale jak to w przypadku Call of Duty – najciekawsze są Team Deathmatch i Search and Destroy.

Na osobne omówienie bez wątpienia zasługuje kreowanie własnej postaci do multi. Kiedyś bardzo narzekałem na rzucanie początkujących graczy na głęboką wodę i niedziałające poprawnie systemy rankingowe w sieci. Gdybym wtedy zagrał w Call of Duty 4: Modern Warfare, to zamiast narzekać, zanurzyłbym się w ogromie możliwości, jakie serwuje gra od magików z Infinity. Każdy rozpoczyna swoją przygodę online od zera – nie może używać wszystkich broni i ma do wyboru jedynie podstawowe klasy postaci. Z biegiem czasu, zdobywając punkty w grze (wykonywanie zadań, „headszoty”) gracz wspina się po drabince rozwoju i osiąga kolejne poziomy doświadczenia, niczym w jakiejś grze RPG. Można dobrnąć do 55, acz to naprawdę wymaga wiele wysiłku.

Obraz

Co dostajemy w zamian? Arsenał zdolny wykończyć kilka średniej wielkości reżimów, plus tzw. perki. Są to wszelkiego rodzaju ulepszenia – dokładniejsze celowniki, większa siła ognia, albo automatycznie wyrzucany przy zgonie granat, który bardzo często zabijając naszego oprawcę od razu rozwiązuje problem minusowego punktu. Kombinacji na użycie perków jest mnóstwo, można tworzyć całkowicie własne klasy postaci z wyborem podstawowej i drugiej broni, a multiplayer jest doświadczeniem, którego długo nie zapomnicie. Dwie jednakowe partie są równie prawdopodobne, jak usłyszenie ukulele w kawałku heavymetalowym. Gra się wspaniale i już za ten tryb COD 4 otrzymałby masę tytułów produkcji roku. A przecież w komplecie zapakowano i wychuchanego singla.

[break/]Fabuła tutaj przedstawia na początku Khaleda Al-Alasada, rosnącego w siłę watażkę z Bliskiego Wschodu, oraz Imrana Zakhaeva, lidera rosyjskiej partii Ultranacjonalistycznej. Rozkaz ich eliminacji dostają sierżant „Soap” MacTavish i sierżant Paul Jackson. To w nich wcielamy się przez większość gry, choć nie zabraknie urozmaiceń, których nie będę jednak zdradzał. Fabuła jest przedstawiana niczym najlepszy wojenny film akcji, a najbliżej jej do intensywności Helikoptera w ogniu. Krótki briefing na załadowanie poziomu, czasem tło historyczne i od razu trafiamy na miejsce akcji. Poczucie uczestniczenia w konkretnych działaniach nigdy nie było tak duże, wszystko zaś dzięki naturalnym dialogom, kapitalnych momentom kooperacji z kolegami z oddziału i skryptom. Zaprogramowanych akcji jest sporo, lecz one nigdy mi nie przeszkadzały, także Modern Warfare jest wręcz najlepszym przykładem, jak powinny być one zrealizowane. Podnoszą z miejsca adrenalinę i to nie tylko za pierwszym przechodzeniem gry, ale także później. Gra po prostu w magiczny sposób przenosi nas na wojnę, tyle że karabin zamienia na pada, a zamiast smrodu trupów przypala się nam czajnik w kuchni.

Obraz

Dopracowanie szczegółów jest wizytówką najnowszej odsłony Call of Duty, bo w FPS-ach najważniejsze są giwery. Nikt mnie już nie przekona, że karabiny z czasów drugiej wojny światowej mają większy „power” od aktualnie używanych. Wymiany ognia cieszą, a przekrój broni jest imponujący –wyrzutna rakiet, przez karabiny szturmowe, na pistoletach kończąc. Można strzelać przez ściany i kilka razy w trakcie gry jest to nawet wymagane. Szkoda jedynie, że zabawa w singlu kończy się po tych 6-7 godzinach. Momenty nieskończonego napływania wrogów trochę ją co prawda wydłużają, lecz pomimo tego chciałoby się pograć więcej w takiego killera. Całe szczęście potem odblokowują się dodatkowe poziomy trudności i można odkryć rozgrywkę na nowo. Z miejscówek singla najbardziej utkwił mi w pamięci Prypieć, miejsce gdzie czas się zatrzymał po wybuchu w Czernobylu. Klimat jaki tam panuje jest niewyobrażalnie ciężki – wymarłe, radioaktywne pustkowie, a w samym środku diabelski młyn. Jeszcze nigdy jego nazwa nie była tak bardzo uzasadniona. Moc.

Obraz

Graficznie jest przepotężnie – wszystko hula w 60 klatkach, wrażenie robi absolutnir każdy zaprezentowany poziom. Do fotorealizmu naprawdę niewiele brakuje - to jedna z piękniejszych gier w historii konsol. Zachwyca architektura miejscówek, porażają modele postaci – zmiękłem, kiedy zobaczyłem kapitana w stroju imitującego suche liście. Na dobrych telewizorach HD opad szczęki będzie najlżejszą z możliwych reakcji. Do tego dźwięki dobrano również perfekcyjnie. Ścieżka muzyczna włącza się w odpowiednich momentach podnosząc ciśnienie, a dialogi brzmią wiarygodnie i fachowo. A zbierając wszystko do kupy - Call of Duty 4: Modern Warfare to wyjątkowo grywalny kawał kodu i trzeba go znać, bo „rządzi”.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)