Call of Duty 4: Modern Warfare

Redakcja

05.12.2007 14:53, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kiedy w roku 2003 wyszedł pierwszy Call of Duty był to szok dla prawie wszystkich graczy. Przyzwyczajeni do rozgrywki rodem z Medal of Honor patrzyliśmy, jak odbijany jest Stalingrad, jak dzielni amerykańscy spadochroniarze lądują na tyłach wroga, a brytyjscy komandosi bronią mostów. To było dopiero coś, nowa jakość w strzelankach opowiadających o II Wojnie Światowej. Później przyszły kolejne części, a twórcy doszli chyba do wniosku, że lata czterdzieste ubiegłego wieku trochę się już graczom znudziły. Dlatego właśnie Call of Duty 4 przenosi nas w czasy współczesne.

A współczesność, jak to współczesność, sama dostarcza mnóstwa tematów na ciekawą historię. Zgodnie z filozofią serii, nie będziemy sterować tylko jednym bohaterem. W czwartej części przyjdzie nam kierować losami amerykańskiego marine i brytyjskiego komandosa z S.A.S. zamieszanego w intrygę, w której jedne z pierwszych skrzypiec grać będą pewna bomba atomowa oraz, jakże by inaczej, rosyjski ekstremista. Jako dzielny przedstawiciel narodu zza wielkiej wody weźmiemy udział w walkach na Bliskim Wschodzie, zaś wielbicielem herbaty Earl Grey pokierujemy podczas akcji na terenie Rosji (i nie tylko). Historia przedstawiona w grze jest niezwykle wręcz interesująca i nader absorbująca – po części dlatego, że toczy się tak szybko, iż nawet najbardziej krytyczni gracze nie mają czasu na zastanowienie się nad sensownością prezentowanych wydarzeń.

Pierwszy poziom gry rozgrywa się na statku przewożącym pewną specjalną „przesyłkę”, którą mamy przechwycić. Dzielni brytyjscy chłopcy szybko zjeżdżają po linach na pokład zalewanego falami sztormowymi frachtowca, by równie błyskawicznie rozprawić się z przeciwnikami. Statek przechyla się bez przerwy to na jedną, to na drugą stronę, a zacinający deszcz obniża znacznie widoczność. Pierwszy poziom doskonale pokazuje konstrukcję poszczególnych etapów rozgrywki. Gra jest szybka, trzeba podejmować natychmiastowe decyzje i równie błyskawicznie strzelać. Przeciwnik nie da nam drugiej szansy. Wybitnie filmowy styl Call of Duty 4 niezwykle wręcz wciąga. Głównie dlatego nie zastanawiamy się nad realizmem walki, czy innymi równie mało ważnymi dla miodności bzdetami. Wszystko rozgrywa się na tyle dynamicznie, że człowiek nie ma czasu otrzeć potu z czoła.

Konstrukcje poziomów należą do czołówki gier komputerowych. Walki w miastach są szybkie i intensywne. Musimy sprawnie przemieszczać się między budynkami, jednocześnie szukając twardej osłony od ostrzału wroga. Rozwinięcie w sobie nawyku obserwacji okien, balkonów, czy ciasnych przejść jest niezbędne do przeżycia piekła walki ulicznej. Poszczególne etapy łączą się ze sobą w logiczną całość. Po znanym z dema poziomie z obrony czołgu, na przykład, możemy wziąć udział w ofensywie wspieranej przez tenże ciężki sprzęt. W przypadku CoD 4 zobaczyć, to uwierzyć. Wielokrotnie podczas rozgrywki przyjdzie nam doznać prawdziwego szoku. Twórcy na prawie każdym poziomie oferują nam jakiś niesamowicie miodny kąsek, taki jak choćby wsparcie z powietrza oddziału komandosów eskortujących rosyjskiego informatora.

[break/]Kilka ciekawych elementów sprawia, że granie w Call of Duty 4 należy do jednego z bardziej dynamicznych przeżyć. Niektóre ściany mogą zostać przestrzelone, dzięki czemu da się likwidować przeciwników bez bezpośredniego starcia. Działa to jednak również w drugą stronę. Mistrzowsko został na przykład zrealizowany poziom w studiu telewizyjnym - cienkie ściany boksów dziurawione są niemiłosiernie, gdy śmiertelni wrogowie bezlitośnie próbują się wykończyć. Niejeden dziennikarz telewizyjny powtórzy to przeżycie wiele razy, choćby po to, aby wyżyć się na znanym sobie środowisku pracy.

Komputerowych przeciwników napotkamy w ogromnych ilościach. W zasadzie przez cały czas będziemy musieli walczyć z wrogiem, który zna teren i wie, jak go wykorzystać. Atakowanie umocnionych pozycji nie jest takie łatwe, kiedy w zasadzie każde okno zajęte jest przez żądnego krwi żołnierza. Nasi dzielni wojacy używać będą wielu rodzajów broni. Od pistoletów, przydatnych szczególnie w momencie braku amunicji w karabinie, po strzelby, które znacznie ułatwią walkę na krótki dystans w budynkach. Przyjdzie nam również obsłużyć uzbrojenie samolotu AC-130, co jest naprawdę interesującym przerywnikiem między misjami na ziemi. Ostrzał z helikoptera amerykańskiego również może dostarczyć sporo zabawy. Na pewno nie musimy się martwić, że przyjdzie nam się nudzić.

Tryb jednoosobowy jest niestety dość krótki, być może ze względu na intensywność rozgrywki - trudno najwyraźniej według twórców rozegrać tak dynamiczną, ale za to długą kampanię. Krótkość misji tytuł nadrabia za to z nawiązką grą wieloosobową. Możemy wcielić się w przedstawiciela jednej z pięciu klas, choć dopiero po ich odblokowaniu poprzez intensywne granie. Dzięki temu wszyscy mają za sobą podstawy, więc rzadko spotkać możemy tu serio niedoświadczonych graczy. Mapy zaprojektowane są bardzo dobrze i na pewno wszyscy znajdą coś dla siebie - zarówno miłośnicy walki w pokojach, jak i Ci, którzy przeciwnikowi lubią spojrzeć w oczy tylko przez lunetę snajperki.

Na uwagę w grze zasługują komentarze żołnierzy, które słychać w zasadzie przez cały czas. Czy są to okrzyki zachwytu po szczególnie precyzyjnym strzale, czy gorączkowo wydawane rozkazy, oprawa audio robi wrażenie. Muzyka również trzyma poziom. Od czasu do czasu przygra nam melodia łącząca na przykład ciężkie granie rockowe z motywem wschodnim. Grafika w Call of Duty 4 działa niezwykle wręcz płynnie, nawet jeśli gramy w trybie awaryjnym, czyli rozdzielczości 640x480. Liczy się to przede wszystkim dlatego, że akcja rozgrywa się błyskawicznie, każde zacięcie znacznie obniża więc grywalność. Prawdziwą poezją są wybuchy i dziurawione ściany. Gdyby nie to, że walczymy o życie, człowiek mógłby się na efekty patrzeć przez cały czas. Naturalnie na wyższych rozdzielczościach gra wygląda po prostu prześwietnie, a prawdziwa uczta dla oka to ofensywa amerykańska, w której biorą udział czołgi oraz helikoptery. Eskadra transportujących marines śmigłowców zbliża się z dużą prędkością do obleganego miasta, a na dole siły pancerne przebijają się przez kolejne zastępy obrońców. Trudno odmówić Infinity Ward rozmachu.

Świetnie zrealizowana czwarta część zasłużonej serii. Epicko przedstawiona wojna na wielką skalę wciąga i nie pozwala się oderwać od ekranu. Szkoda, że na tak krótko. Gdyby nie bardzo dopracowany tryb wieloosobowy można by fakt ten uznać za główny minus gry, ale intensywność kampanii jest tylko wprowadzeniem do tego, co dzieje się podczas spotkania z żywym przeciwnikiem.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)