Google w bielszym odcieniu bladości. Nie tak zdobywa się serca milionów #Pixel

Google zapowiadało na dziś rewolucję. Podgrzewanie atmosfery wokół wydarzenia osiągnęło moment kulminacyjny, gdy Hiroshi Lockheimer, zadeklarował, że datę 4 października 2016 roku będziemy pamiętać jeszcze przez długie lata. Próby stwierdzania już dziś, czy smartfony Pixel będą rynkowym sukcesem i rzeczywistym przełomem w historii Google, na podstawie znajomości specyfikacji i faktów dotyczących Assistanta, są przedwczesne. Warto natomiast skupić się nie na treści, lecz formie. I zestawić ją z tym, co (a w zasadzie jak) 7 września pokazało Apple.

Google w bielszym odcieniu bladości. Nie tak zdobywa się serca milionów #Pixel

04.10.2016 | aktual.: 04.10.2016 23:36

Różnice widoczne są już od samego początku, w osobach szefów obu korporacji. Tim Cook 7 września wkroczył na scenę prężnie, energicznie, z uśmiechem i w sportowych butach. Scena też zresztą odegrała kluczowe znaczenie – Apple wybrało przyciemnioną salę o dużej pojemności. Wszystko to wywołało wrażenie, że mamy do czynienia z prawdziwą galą, która rozmachem nie będzie ustępować największym filmowym premierom. Efektu dopełnił entuzjazm Cooka, który dawał do zrozumienia, że przynosi coś, co zmieni świat. A przecież przyniósł tylko smartfon.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

W opozycji mamy kameralne audytorium oświetlone dziennym światłem, na które zdecydowało się Google. Po prostu szkolna akademia. Samo wystąpienie Sundara Punchaia było zaś nudnawe. Mimo że szef Google jest znacznie młodszy od Cooka, to wyszedł przy nim na sztywniaka. Aparycja i energiczność stypendysty z pewnością nie podgrzały emocji wokół premiery nowych smartfonów, które mają stanowić dla Google początek nowej ery. I nawet jeśli Punchai został powitany przez publikę ciepło, to jej liczebność była zbyt mała, aby robiło to na kimś wrażenie.

Ale nie chodzi jedynie o samą efektowność. W prezentacji Google zabrakło przede wszystkim rzetelnego przedstawienia nowego Pixela. W zasadzie jedynym punktem, jaki mógł przekonać gawiedź, że Pixel to coś, na co zdecydowanie warto wydać pieniądze, było uzasadnione odpowiednio stwierdzenie, że znajdzie się w nim najlepszy aparat, jaki kiedykolwiek pojawił się na w smartfonie. Ponadto Google, zamiast jednoznacznie skojarzyć potężne możliwości Assistanta z Pixelem, niezbyt kwapiło się do akcentowania wyłącznej dostępności usługi na swoim urządzeniu.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Apple ze specyfikacji swojego smartfonu uczyniło punkt kulminacyjny. Szczegółowo omówiony został w zasadzie każdy parametr. I to oczywiście w sposób nie pozastawiający wątpliwości, że Apple właśnie przyniosło nowego iPhone’a nie z chińskiej fabryki, lecz z góry Synaj. Niech przykładem będzie krótki, sporządzony przez eimiego, fragment opisu procesora A10 Fusion, który pojawił się w naszej relacji z premiery iPhone’a 7.

3,3 mld tranzystorów zapewniać mu mają wydajność o 40% wyższą, niż w wypadku poprzednika, czipu A9 i 120x wyższą, niż w wypadku procesora napędzającego pierwszego iPhone'a. To wszystko przy zużyciu energii o 20% niższym. To się nazywa wzrost (prawie) wykładniczy.

TO brzmi, prawda? A biorąc pod uwagę, że Adam nie chwalił się w ostatnim czasie zamiarem poczynienia dużych inwestycji w nieruchomości, trudno stwierdzić, aby podczas pisania tych słów, oprócz czystej analizy faktów, kierowało nim dofinansowanie z Cupertino ;-) Z takimi danymi, jak powyższe mieliśmy 7 września do czynienia co chwilę. Jednocześnie Apple sypało nowościami dotyczącymi iOS-a 10, zaś Androida 7 lub 7.1 można uznać w zasadzie za wielkiego nieobecnego dzisiejszej premiery.

Podobnych różnic jest bez liku, a sytuacji nie poprawił aspirujący do roli rozluźniającego atmosferę wstępu film, który udowodnił, że Google to wciąż nieco aspołeczny nerd, a nie gwiazda rocka. W efekcie można było dziś odnieść wrażenie, że premiera Pixeli to wydarzenie, które Google po prostu musiało odbębnić, bo tak właśnie przyjęło się w tej branży prezentować nowości.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)