Koniec adresów IPv4 już za kilka lat
Jak podliczył serwis Ars Technica, podczas pierwszej dekady XXI wieku użytkownicy internetu zużyli wyjątkowo dużą liczbę adresów IPv4. Podczas gdy w 2000 roku z 3,7 mld dostępnych adresów IPv4 w użyciu było ok. 1,5 mld i ponad 2 mld pozostawało nadal wolnych, na dzień 1 stycznia 2010 wykorzystujemy około 2,9 mld adresów i dostępnych pozostaje już tylko 722 mln. Łatwo policzyć, że przy obecnym tempie wykorzystania adresów na poziomie 200 mln rocznie, zapas ten starczy raptem na trzy, góra cztery lata.
04.01.2010 | aktual.: 04.01.2010 14:33
Przestrzeń adresów IPv4 zarządzana jest przez organizację IANA, która jest częścią ICANN. IANA deleguje tzw. ósemki, bloki po 16,7 mln adresów, w ręce pięciu regionalnych organizacji - AfriNIC, APNIC, ARIN, LACNIC i RIPE NCC. Te przekazują dalej części z otrzymanych bloków dostawcom internetowym w różnych krajach, którzy z kolei przypisują pojedyncze adresy poszczególnym użytkownikom i urządzeniom obsługującym sieć. Zwykła sieć domowa ma przeważnie jeden adres IPv4 dzielony przez kilka urządzeń. Firmom i większym organizacjom przyznaje się przeważnie większą liczbę adresów, przykładowo nasz serwis otrzymał bezpośrednio od europejskiej organizacji RIPE pulę 255 adresów. Nierównomierna dystrybucja adresów powoduje, że w niektórych regionach świata skończą się one szybciej, w innych wolniej - przykładowo RIPE do dyspozycji na Europę ma już raptem 53 mln adresów w sytuacji, kiedy obecnie Europa jest na drugim po Chinach miejscu na liście regionów o największym wzroście konsumpcji adresów.
Co to oznacza? Geoff Huston z APNIC przygotował kalkulator przewidujący termin wyczerpania się puli adresów na najwyższym szczeblu IANA - obecnie wskazuje on datę 23 września 2011. Należy w związku z tym spodziewać się rychłych zmian w obecnych procedurach delegowania adresów i dalszego zaostrzenia i tak bardzo już restrykcyjnych kryteriów przyznawania przestrzeni adresowej. Oznacza to także, że plan przejścia na IPv6 - do którego wszyscy podchodzą bardzo niechętnie i opornie, czemu zważywszy na ogrom pracy i potencjalnych problemów nie należy się dziwić - trzeba będzie zacząć realizować dużo sprawniej, niż nasze przygotowania do EURO 2012.