Microsoft znokautował Apple i pozamiatał nim podłogę #Mac #MicrosoftEvent
No dobra, obejrzałem sobie premierę nowych komputerów Microsoftu i nowych komputerów Apple. Jedna firma sprzedała wizję, emocje i odważnie postawiła na coś nowego, druga firma pokazała cyferki i odgrzewane lat kotlety licząc na to, że ciemny lud i tak to kupi. Tego się spodziewałem, nie spodziewałem się jednak, że zamienią się role i to Apple wyjdzie na nudziarza.
27.10.2016 | aktual.: 27.10.2016 22:10
Microsoft ewidentnie zaskoczył. Pokazał coś, o czym plotki nie wyciekły wcześniej do sieci i co na filmiku budzącym miejscami dreszcze wygląda jak fantastyka naukowa:
Microsoft postawił na jakość i pokazał sprzęt, który kosztuje majątek i jest jednocześnie obiektem pożądania. Do tego postawił na kreatywność i 3D, co nie wszystkim może wydać się interesujące, ale co może okazać się strzałem w dziesiątkę. Obecna fascynacja wirtualną rzeczywistością prędzej czy później spowoduje, że nasza kreatywność będzie musiała przenieść się w trzeci wymiar. Nie będzie miało przy tym znaczenia, czy będziemy tworzyć grafikę, filmy czy prezentacje wyników finansowych. Postawienie żetonów na świat 3D wydaje się dużo lepszym pomysłem niż to, co pokazał (a raczej czego nie pokazał) Apple. Mało tego, Microsoft realizuje swoją wizję rozszerzonej rzeczywistości odważnie i wskoczył na głęboką wodę - dostaliśmy nowe komputery, nową aktualizację systemu, nowe manipulatory i gogle do rozszerzonej rzeczywistości. Wszystko razem to drzwi do świata Black Mirror. Chapeau bas.
Apple z kolei niczym nie zaskoczył, bo informacje o tym, co zamierzał pokazać, przeciekały szerzej niż kadłub Titanica. Nie był to PR, tylko niechlujstwo - sposób, w jaki wyciekły (zdjęcia laptopów wyciągnięto z aktualizacji macOS) nie mógłby się wydarzyć za czasów Steve'a Joba.
Widać wyraźnie, że to już nie to samo Apple. Nowe Apple to Apple buchalterów, którzy do nowych produktów przekonują cyferkami - to 25% szybsze, tamto 15% lżejsze, siamto 130% lepsze w benchmarkach, a owamto 75% lepsze w obróbce filmów. No i prawdziwa bomba, czyli czytnik linii papilarnych. Aha, no i podświetlany pasek nad klawiaturą, który pokazuje przyciski w zależności od tego, jaką aplikację mamy na ekranie. Głowy nie dam, ale coś podobnego miałem chyba blisko dekadę temu w jakimś antycznym Acerze z obrotowym ekranem. Nie świeciło OLEDem, ale działało podobnie.
Lipa niewiarygodna, szczególnie biorąc pod uwagę długi okres, który upłynął od ostatniej premiery MacBooków Pro. Jeśli ktoś liczył, że Apple zwlekał z premierą, by w 25. rocznicę pierwszego PowerBooka zadziwić świat, to po premierze mógł śmiało otworzyć flaszkę i zalać się w trupa. Jeśli to samo dostaniemy w przyszłym roku na dziesięciolecie iPhone'a, to rada nadzorcza Cupertino powinna chyba zacząć kombinować, co i ile dać Muskowi, żeby zastąpił Cooka.