Nexus 7 — Google zaatakowało rynek tabletów
1 października miała miejsce premiera tabletu Nexus 7 — urządzenia, które wywołało duże poruszenie w branży technologicznej. Nie jest ani duży (niektórzy nazywają go przerośniętym smartfonem), ani szczególnie bogato wyposażony (nie ma kilku podobno bardzo potrzebnych i praktycznych komponentów). Ma w sobie jednak coś, co sprawi, że nie można przejść obok niego obojętnie. To teoretycznie Creme de la creme tabletów z Androidem. Zastanawiacie się dlaczego? Ponieważ we współpracy z firmą ASUS stworzył go Google. Ale czy sam rodowód gwarantuje, że urządzenie będzie spełniać oczekiwania użytkowników?
09.10.2012 | aktual.: 09.10.2012 22:38
Na początku muszę się przyznać do jednej rzeczy. Traf tak chciał, że tablety zawsze traktowałem bardziej jako ciekawostkę, wręcz gadżet, niż jako urządzenie, które mogłoby mi się przydać do czegokolwiek. W redakcji mam laptopa, w domu komputer stacjonarny, którym mogę sterować ze swojej „paletki” w postaci Samsunga Galaxy S II. Zawsze zastanawiałem się czy potrzebny mi jest jeszcze „stół ping-pongowy” w postaci tabletu i zawsze odpowiedź na to pytanie była negatywna.
Więc może tablet 7-calowy? Dotychczas w Polsce była moda na nie w postaci mocno low-endowych tabletów Manty czy Tracera, a trzeba przyznać, że są one co najwyżej średnie. W dodatku perspektywy aktualizacji systemu są praktycznie zerowe — taki dostajemy wybór. Tani tablet, ale bez aktualizacji, lub drogi (i najczęściej duży) z niepisaną gwarancją, że przynajmniej raz dostaniemy aktualizację. Zakup iPada z powodów… obiektywnych również nie wchodził w grę. Taka sytuacja sprawia, że rynek tabletów dla mnie jakoś nie był nigdy specjalnie pociągający. Aż do teraz.
Największy wpływ na rynek małych tabletów miała nie firma ASUS czy Google, a „malutka”, nikomu nie znana firma Amazon. Ich pierwszy tablet — Kindle Fire, mimo iż nie grzeszył wydajnością, okazał się ogromnym sukcesem. W Stanach Zjednoczonych, gdzie był dostępny w pierwszej kolejności, nie tylko zdziesiątkował swoją konkurencję z Androidem, ale również zaczął poważnie zagrażać sprzedaży iPada — całkiem dobre osiągnięcie, jak na pierwszy podejście firmy Jeffa Bezosa.
Kindle Fire był wypadkową kilku sprawdzonych zasad, jakie Amazon stosuje od samego początku swojego istnienia. Główną regułą jest to, że można na początku poświęcić część zysków w imię szybkiego zdobywania rynku — stąd niska cena Kindle Fire. Klienci, kupując relatywnie tanie urządzenie, zwracają koszt produkcji poprzez kupowanie z jego poziomu aplikacji, muzyki czy filmów w sklepie internetowym. Sprawdziło się to doskonale w przypadku czytników Kindle, więc czemu miałoby się nie sprawdzić przy tabletach?
Trudno nie odnieść podobnego wrażenia, gdy spojrzymy na wspólne dziecko firm ASUS oraz Google. Nexus 7 ma być jedynie bramą do świata Google, a przy tym zapewniając możliwie najnowszą wersję Androida. W zamian Google zyskuje nowego klienta w Play, który jeszcze udostępnia swoje dane np. o lokalizacji, czy historię wyszukiwania, czyli dane wręcz niezbędne do ciągłego udoskonalania produktów. Tego, siłą rzeczy, nie jest w stanie zaoferować PowerTab od Manty.
Co ciekawe, dzięki magicznemu przelicznikowi walutowemu, polski klient zapłaci za tablet Google nieco mniej niż kolega z Niemiec czy innych krajów w Europie. Ceny opisywanego modelu Nexusa 7 (z pamięcią 16 GB) zaczynają się od 999 zł.
Pierwszy kontakt
Nexus 7 zapakowany został w sławne już pudełko, które — według relacji Internautów — bardzo trudno otworzyć. Mnie osobiście ta czynność nie sprawiła problemu, ale szeroko się można uśmiechnąć patrząc na materiały użytkowników, którzy swoje zmagania postanowili uwiecznić na filmach.
Gdy już z większym lub mniejszym trudem dostaniemy się do zawartości i wypakujemy urządzenie z foli ochronnych, to pierwszą rzeczą, jaka zwróci uwagę, będzie… oryginalny tył tabletu. Tak, dokładnie. Nexus 7 ma bardzo wyróżniającą się tylną obudowę. Plastik, który ASUS zastosował w Nexusie wydaje się pokryty cienką warstwą gumy, dzięki której tablet leży wygodnie i pewnie w dłoni. O jakości dopasowania elementów nie ma praktycznie co pisać. Bez dwóch zdań jest to najlepiej wykonany tablet w swojej półce cenowej.
Tablet bez problemu będziemy mogli utrzymać jedną ręką. Jego wymiary to 198,5 mm × 120 mm × 10,56 mm, a waga wynosi zaledwie 340 g. Jak sama nazwa wskazuje, przekątna ekranu w urządzeniu Google wynosi 7”. Matryca IPS działa w rozdzielczości 1280 x 800 pikseli (216 pikseli na cal). Ekran w Nexusie jest bardzo mocnym argumentem za zakupem urządzenia. Odwzorowanie kolorów jest bardzo dobre, tak samo jak kąty widzenia — tego właściwie można było oczekiwać po takiej matrycy.
Ekran chroniony jest przez Corning Fit Glass, czyli produkt tej samej firmy, która stworzyła dużo popularniejsze Gorilla Glass. W porównaniu między nimi trzeba przyznać, że Fit Glass stawia niestety większy opór palcom podczas pracy. Ramka wokół ekranu to dosyć kontrowersyjny temat. Jeśli założyć, że z tabletu głównie korzystamy w orientacji pionowej to paski boczne są wystarczająco szerokie, aby trzymać urządzenie jedną ręką. Problem pojawia się, gdy obrócimy tablet o 90° — wtedy boczna ramka jest zbyt szeroka, abym mógł wygodnie skorzystać z domyślnej klawiatury ekranowej. Rozwiązaniem tego problemu jest użycie klawiatur z Google Play, które mają rozłożone przy brzegach ekranu klawisze.
Nexus 7 nie grzeszy liczbą portów — znajdziemy w nim „aż” dwa porty: mini-jack oraz mircoUSB. Port USB co prawda jest zgodny ze standardem On The Go i możemy podłączyć za jego pośrednictwem klawiaturę i mysz, ale nie możemy podłączyć czytnika kart SD. Pisząc „nie możemy” mam na myśli stan urządzenia bez naruszonego Androida. Wystarczy jednak zrootować system i zainstalować aplikację StickMount, aby cieszyć się z wymiennych kart pamięci. Naprawić tą wpadkę Google możemy w około 10 minut, a koszt kabla nie przekroczy budżetu pana Zbyszka spod budki z piwem ;).
Kolejna z początku zaskakująca zmiana to brak trybu USB Mass Storage. Nexusa 7 po prostu nie da się zamontować jako dysk zewnętrzny. Po prostu się nie da i koniec. Dostępne są za to nieco wolniejsze tryby MTP oraz PTP, bez problemu wykrywane i obsługiwane przez popularniejsze systemy operacyjne.
Dlaczego zabrakło trybu UMS? Tutaj muszę oddać głos Danowi Morrillowi z Google. Jak twierdzi, tryb UMS wymusza odmontowanie woluminu i danie komputerowi bezpośredniego dostępu do systemu plików. To jest możliwe w przypadku kart microSD, które z poziomu Windowsa można sformatować. Trudno jednak sobie wyobrazić odmontowanie woluminu, na którym działa Android, szczególnie, że od Androida 3.0 wszystkie aplikacje są trzymane na tym samym woluminie co system, dzięki czemu jest więcej miejsca przeznaczonego dla nich.
Inną potencjalną z punktu widzenia Google korzyścią jest odpowiednie zabezpieczenie danych aplikacji. Załóżmy, że jakaś aplikacja zapisała wrażliwe dane dane (np. login i hasło do jakiejś usługi) na kartę SD, to one mogły być dostępne również dla innych aplikacji. Wynika to z tego, że karty SD zazwyczaj korzystają z systemu plików FAT32, który nie posiada systemu uprawnień. Oczywiście trudno nie mieć na uwadze innych benefitów związanych z pozbyciem się FAT32 z urządzenia ;).
Od tabletu z tej półki cenowej wydajnościowo nie powinniśmy oczekiwać za wiele, jednak Nexus 7 posiada całkiem wydajny układ NVIDIA Tegra 3 T30L, który posiada cztery rdzenie CPU, taktowane z częstotliwością 1,2 GHz. Układ Tegra 3 został wyposażony w piąty, energooszczędny rdzeń, który uruchamiany jest w momencie, gdy urządzenie przechodzi w stan spoczynku. Dodatkowo, układ firmy NVIDIA został wyposażony w dwanaście niezależnych rdzeni GPU. Bez problemu na urządzeniu będziemy więc mogli pograć w gry dostępne w Google Play: Asphalt 7: Heat, Mass Effect Infiltrator, Dark Knight Rises czy Grand Theft Auto III. Całość uzupełnia 1 GB pamięci RAM.
Poza tym w urządzeniu upchnięto jeszcze WiFi (b/g/n — „n” działa tylko w częstotliwości 2,4 GHz), GPS, akcelerometr, żyroskop, kompas oraz chip NFC, którego antena została umieszczona w górnej, tylnej części obudowy. Miałem okazję przetestować wymianę plików przy pomocy Andoid Beam, przy okazji recenzji Samsunga Galaxy S III i uważałem to za fantastyczny pomysł. Nie wyobrażam sobie jednak wymiany plików poprzez przyłożenie w pionie tabletów w ten sam sposób — są po prostu za duże.
Nie rozumiem dlaczego nie można było umieścić anteny w taki sposób, aby urządzenia położone jedno obok drugiego lub trzymane w sposób naturalny przez osoby stojące naprzeciwko siebie mogły się wymieniać danymi. Umiejscowienie anteny NFC jest chyba najgłupszą rzeczą w tablecie Google. Oczywiście, jest to miejsce wykorzystywane w komórkach. W tym wypadku przeniesienie rozwiązań wprost ze smartfonów nie było najlepszym pomysłem.
Wielkim nieobecnym jest modem sieci trzeciej generacji. Tutaj rozgorzała u nas w redakcji duża dyskusja, czy urządzenia — teoretycznie — mobilne powinny mieć 3G niejako w standardzie? Moim zdaniem wielkim nieobecnym jest po prostu model Nexus 7 3G (lub 4G ;)), aby każdy miał wybór, czy woli tańszy model pozbawiony dostępu do sieci komórkowych, czy jednak woli dopłacić odpowiednią kwotę do ceny Nexusa za modem i cieszyć się Internetem w miejscach bez WiFi.
Dla mnie ważniejsza jest wygoda związana z jednym rachunkiem za Internet, więc wolałbym porozglądać się za jakimś routerem 3G i podpiąć zarówno komórkę, laptopa, jak i tablet do niego, gdy tylko jestem poza zasięgiem sieci WiFi. Dzięki temu nie potrzebuję osobnych kart sim dla kilku urządzeń. Jeśli wierzyć plotkom, wersja 3G ma się pojawić jeszcze w tym roku, co mogłoby przekonać osoby, które wstrzymywały się z zakupem tabletu. Niestety, w momencie pisania recenzji, nie ma żadnych wiarygodnych informacji na ten temat.
Zabrakło również drugiego, „pełnowymiarowego” aparatu, ale to raczej nikła strata. Robienie zdjęć tabletem nigdy nie było najlepszym pomysłem. Poza kiepską jakością zdjęć, istnieje oczywiście ryzyko stania się bohaterem jednego z internetowych memów ;). Nexus 7 ma naturalnie kamerę z przodu, przeznaczoną głównie do prowadzenia wideokonferencji, ale służy ona również ulepszonemu systemowi odblokowywania urządzenia. Kamera posiada zwiększoną czułość matrycy i ceną, jaką przyjdzie za to zapłacić, są wszędobylskie szumy, ale przy słabym świetle twarz jest wystarczająco dobrze widoczna, aby odblokowanie urządzenia było możliwe.
Użytkownik, który zdecydował się skorzystać z rozpoznawania twarzy w celu odblokowania urządzenia, może skorzystać z opcji ulepszenia algorytmu. Google zaleca, aby sfotografować się nie tylko przy różnych rodzajach oświetlenia, ale także w okularach i bez nich (jeśli użytkownik korzysta z okularów), z różnymi fryzurami oraz w stanie ogolonym i zarostem… zależnie od płci. System rozpoznania twarzy po takich ulepszeniach działa wyraźnie szybciej, nawet w momentach, gdy obraz z kamery jest poruszony.
We wnętrzu Nexusa 7 znalazło się miejsce dla 16 GB pamięci, z czego około 13 GB jest dostępne dla użytkowników. Istnieje wersja z 8 GB pamięci wewnętrznej, jednak jest praktycznie niedostępna dla klientów z Polski.
Nexus 7 posiada baterię o pojemności 4326 mAh (16 Wh). Pozwala ona, według producenta, na 9 godzin nieprzerwanego odtwarzania materiałów wideo oraz 300 godzin działania w trybie czuwania — tyle danych z ulotki. W praktyce Nexus 7 pozwoli na około 11 godzin intensywnej „zabawy”, z włączoną synchronizacją i GPS-em. Przy moim normalnym trybie pracy, gdy okresy pomiędzy którymi nie korzystam z tabletu sięgają kilku godzin i uwzględniając czas na sen tablet wytrzymuje nieco ponad 2 dni. Jest to dobry wynik, szczególnie, że w ciągu dnia raczej się z tabletem nie rozstaję i co rusz służy on jako odtwarzacz muzyczny, czytnik e-booków czy klient poczty.
Android 4.1 Jelly Bean
Czym byłby tablet bez swojego systemu operacyjnego? Linia produktów Nexus charakteryzuje się możliwie „czystym” Androidem. Nie doświadczymy żadnych nakładek, czy niezwykle użytecznych i wprost niezbędnych wstawek od operatorów, a w dodatku dostaniemy najnowszą wersję systemu niedługo po premierze. Z tabletem od Google nie mogło być inaczej.
W Nexus 7 dostajemy Androida 4.1 Jelly Bean (w dystrybucji do Polski trafiły modele z wersją 4.1.1). Zmian względem 4.0 jest całkiem sporo i może nie jest to „200 nowych funkcji” jak u konkurencji, ale przynajmniej zmiany są widoczne gołym okiem ;). Tak przynajmniej twierdzi Google. W ramach Project Butter poprawiono system kolejkowania poleceń, wymuszono 60 klatek na sekundę oraz synchronizację poziomą dla wszystkich komponentów systemowych.
Fast & Smooth - Jelly Bean and Project Butter
I faktycznie, animacje działają dużo płynniej, niż w przypadku Androida 4.0, w którym liczba klatek na sekundę niekiedy spadała do wartości już zauważalnych dla ludzkiego oka. Teraz, przy prostych operacjach, nie ma mowy o zacinających się animacjach. Jedyną aplikacją, gdzie można zobaczyć niekiedy zacięcia przy przewijaniu, jest klient Google+, gdzie przy wczytywaniu kafelków i pobieraniu wielu grafik do nich przez chwilę po włączeniu po prostu nie jest możliwe płynne przewijanie.
To oczywiście nie koniec nowości ;-). Wprowadzono zmiany w najważniejszej — moim zdaniem — funkcji systemu, tej z której Android słynie. Chodzi o powiadomienia. Dotychczas było tak, że aplikacje w belce powiadomień były równe względem siebie i każda dostawała tyle samo miejsca na belce, bez względu na to jakiej wagi są to powiadomienia.
W Androidzie 4.1 jest nieco inaczej. Gdy pojawi się powiadomienie z aplikacji obsługującej nowy widok powiadomień i będzie ona pierwsza, Android sam rozsunie to powiadomienie. Naturalnie, gdy powiadomienie „spadnie”, użytkownik może odsłonić dodatkową zawartość powiadomienia wykonując gest w dół dwoma palcami. To samo działa również z aplikacjami i de facto wszystko zależy od inwencji projektantów interfejsu.
[join][image=Screenshot_2012-10-02-09-04-04 h=315]W Nexusie Google zaprezentował także zaktualizowany zestaw swoich aplikacji. Najbardziej widoczną zmianą jest rezygnacja z dobrze wszystkim znanej, standardowej przeglądarki internetowej, na rzecz Google Chrome. To oczywiście nie oznacza, że pozostałe urządzenia z Androidem 4.1 również będą miały Chrome’a zamiast starej przeglądarki. Jeśli korzystasz z Chrome na komputerze stacjonarnym, to nie będziesz miał problemu z przyzwyczajeniem się do interfejsu w wersji dla Nexusa, ponieważ w gruncie rzeczy to jest ten sam program.
Naturalnie ma to swoje minusy. Gdy korzystamy z urządzenia położonego w pozycji horyzontalnej duża część ekranu jest marnowana przez osobny pasek adresu i kart. Moim zdaniem Google powinno uelastycznić interfejs Chrome'a tak, aby dostosowywał się do aktualnej orientacji ekranu. W tym wypadku dużo lepszym zagospodarowaniem miejsca pochwalić się może chociażby niedoceniany Firefox.
[join][image=kalendarz h=315]Inną ciekawą aplikacją jest Currents, który jest prostym odpowiednikiem Flipboarda, Pulse News czy innych tego typu czytników wiadomości. Funkcjonalnie praktycznie niczym się nie wyróżnia na tle konkurencji, poza jedną, bardzo ważną cechą. Korzystając z narzędzia Producer każdy autor strony internetowej może zdefiniować w jaki sposób będą wyświetlać się jego treści. Dodatkowym atutem jest częściowa integracja z Google Readerem.
Niestety dla mnie (czyli dla osoby, która dostaje co dziennie ok. 1200 nowych wiadomości w czytniku RSS) tego typu aplikacje są bezużyteczne, zostaję więc ze swoim Readerem HD. Zmienił się także Google Play — w tym wypadku (wreszcie) została dostarczona aplikacja do odtwarzania muzyki, która działa również w Polsce. Niestety, nie jest to pełnoprawny Google Play Music. Aplikacja przypomina raczej skrytkę na MP3 niż sklep muzyczny, który funkcjonuje w USA.
To samo mógłbym napisać o Google Play Books, Movies oraz Magazines. Jak wiele traci Polski klient Google Play, można zobaczyć łącząc się poprzez jakiś serwer VPN. Jestem przekonany, że każdy jest przeciwny tej chorobie, jaką jest podział terytorialny. To, co może nastrajać pozytywnie, to fakt, że sekcje, do których polscy użytkownicy obecnie nie mają dostępu, zostały już w pełni przetłumaczone. To może oznaczać, że wkrótce Google Play w całej okazałości stanie na wschodnim brzegu Odry.
Google Now, który w teorii ma rywalizować z Siri, jest kompletnie innym typem produktu. Z Siri to użytkownik jest zmuszany do komunikowania się z chmurą Apple’a. W przypadku aplikacji Google, zawartość jest raczej wypadkową tego, co Google zebrał na nasz temat (ulubione drużyny sportowe, loty, filmy, spotkania, lokalizacja, pogoda, transport czy historia meldunków w Latitude). Część z usług nie działa w Polsce, ale na podstawie schematów Google Now potrafi mi na przykład wskazać o której godzinie — uwzględniając korki — muszę wyjść z domu, aby zdążyć do pracy.
[join][image=GoogleNow-EmpireState h=315]Dla mnie osobiście Google Now jest pierwszym produktem, który wreszcie wynagradza użytkownikom korzystanie z chmury Google, inteligentnie łącząc dane z różnych usług giganta. Ale Google Now to nie tylko asystent, gdyż ma także funkcje wyszukiwarki. Z jej bardziej inteligentną wersją, która analizuje pod względem logicznym to, o co pytamy, zetkniemy się jednak jedynie po zmienia języka na (między innymi) język angielski. Gdy Google Now ma skorzystać z języka polskiego, zamienia się w bardzo sprawnego i szybkiego tłumacza mowy na tekst — ale tylko tłumacza. To duże rozczarowanie, szczególnie że moduły rozpoznawania mowy dla inteligentnej wersji Google Now można zainstalować na tablecie i korzystać z wersji offline.
Widać, że Google intensywnie pracuje nad swoim asystentem, gdyż w dwa miesiące po premierze dostępna była aktualizacja dodająca kolejne aktywności. Aplikacja ma potężny potencjał w sobie i nie wątpię w to, że Google nie będzie chciało wykorzystać tej okazji. We Wrocławiu bardzo brakuje mi danych na temat transportu publicznego. Jestem ciekaw czy mieszkańcy Białegostoku, Łodzi, Olsztyna, Szczecina, Warszawy czy Zielonej Góry mają powiadomienia związane z komunikacją miejską w Google Now.
[join][image=GoogleNow-karty h=315]Z innych, wartych wspomnienia zmian, wyśledziłem możliwość ustawienia wybranych sieci WiFi jako hotspotów komórkowych. Dzięki takiemu ustawieniu możemy wyłączyć synchronizację danych w tle, gdy korzystamy z np. z WiFi utworzonego z użyciem telefonu. Odświeżono również interfejs aplikacji Google+, a Mapy Google mają możliwość pobrania wybranego wycinka do pamięci urządzenia.
Nexus 7 - tablet namaszczony przez Google'a
Nie można zaczarować urządzenia. Nexus 7 z pewnością nie jest i nie będzie tabletem idealnym. Przede wszystkim nie zaspokoi wszystkich użytkowników — ogromną rzeszę klientów stanowią osoby, którym zależy na modemie 3G, wejściu microSD, czy dużym ekranie. Choć ja akurat 7-calowej przekątnej nie uważam za wadę. 10-calowego, „kanapowego” tabletu nie nosiłbym codziennie do pracy, nie mógłbym z niego skorzystać w autobusie, tramwaju czy innym środku komunikacji. Przynajmniej nie zawsze.
Osobiście za wadę uważam natomiast co innego. Boli mnie brak tak kluczowego dla całego ekosystemu komponentu, jakim jest pełna oferta Google Play. Chciałbym móc wypożyczyć sobie film, część obejrzeć w autobusie w drodze z pracy, a resztę w domu. Niestety tego nie mogę, póki co, zrobić.
Nie przeszkadza to mi jednak stwierdzić, że Nexus 7 jest bardzo udanym produktem. Szczególnie duży nacisk położyłbym na jakość wykonania samego urządzenia, która pozostawia konkurencję z tej półki cenowej daleko w tyle — i to jest chyba największa zaleta tabletu Google. Niewyobrażalne, że za niecały 1000 zł można dostać oryginalnie wyglądające urządzenie z przyzwoitym ekranem, którego gęstość pikseli jest pomiędzy iPadem 2 i iPadem 3 (choć bliżej mu do trzeciej generacji tabletu Apple’a) i chipsetem, który jest w stanie zaspokoić głód gier.
Test tabletu przypadł akurat na promocję w Google Play, w której wiele gier można było kupić za 80 groszy i muszę przyznać, że tak dobrze się nie bawiłem od czasu mojego pierwszego PSP, które kupiłem za swoją pierwszą wypłatę. I tutaj 7-calowy ekran przestaje być wadą, a zaletą. Nexus 7 może nie mieści się w kieszeni spodni, ale jest na tyle poręczny, że bardzo wygodnie można również na nim grać.
Inną zupełnie historią jest nowa wersja Androida. Jelly Bean, który pojawił się w Nexusie 7, nie jest systemem rewolucyjnym, a ewolucyjnym. Nie ma więc efektu „WOW” jak w przypadku 4.0, kiedy to czuć było powiew świeżości. Nowa wersja Androida po prostu prezentuje się lepiej i bardzo cieszą ulepszenia w systemie powiadomień, dzięki którym można niekiedy bez przywoływania aplikacji wykonać wymaganą akcję.
Po dwóch tygodnia korzystania z Nexusa 7 mogę bez cienia wątpliwości stwierdzić, że rodzina urządzeń spod znaku Nexus jest najlepszą i najpewniejszą drogą do posiadania aktualnego, przyjaznego, szybkiego i pozbawionego zbędnych modyfikacji Androida. Nexus 7 jest najlepszym tabletem, z jakim miałem kontakt od bardzo dawna.