Nowa płyta Beyonce to obraz kuriozalnej sytuacji dzisiejszych usług muzycznych
Przez lata usługi muzyczne oparte na strumieniowaniu zapowiadały się na ostatecznych pogromców muzycznego piractwa. Z czasem jednak konkurencja stała się bardziej zacięta, co paradoksalnie wcale nie odbiło się korzystnie na końcowych użytkownikach. O tym, że z sytuacją na rynku strimingów jest, kolokwialnie mówiąc, coś nie tak, przekonaliśmy się dobitnie także dzisiaj, przy okazji premiery nowej płyty Beyonce.
Biorąc pod uwagę fakt, że artystka jest żoną Jaya Z, właściciela usługi Tidal, oraz jest ściśle powiązana z jego muzycznymi interesami, nikogo nie dziwi zapewne, że jej najnowsza płyta, zatytułowana Lemonade, trafiła właśnie na tę usługę na wyłączność. Album można co prawda zakupić w iTunes, jednak skupiając się już na samym strumieniowaniu, po raz kolejny mamy do czynienia z dużą muzyczną premierą, która trafiła na jedną z usług na wyłączność.
Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Taylor Swift, model biznesowy usług pokroju Spotify czy Apple Music negatywnie ocenia także Adele, która w ogóle zrezygnowała z udostępniania tam swojego albumu 25. Niemniej nigdy wcześniej nie mieliśmy zapewne do czynienia z sytuacją aż tak jaskrawą, jak w przypadku Lemonade. Dość powiedzieć, że premiera jednego albumu wprowadziła poważne zamieszanie, które odzwierciedla popularność kolejnych usług.
Jak bowiem donosi serwis Quartz, najnowszy album Beyonce sprawił, że w ciągu godziny od jego premiery, Tidal awansował na liście najpopularniejszych aplikacji w App Store z miejsca 202. na 24. W tej chwili klient usługi Jaya Z to trzecia najpopularniejsza aplikacja w sklepie z aplikacjami na urządzenia Apple. Trudno stwierdzić, aby taki skok popularności miał wiele wspólnego z tym, czego oczekujemy po tego typu płatnych usługach.
W założeniach bowiem mamy otrzymywać w kwocie miesięcznego abonamentu ogromny katalog muzyczny, w którym bez problemu znajdziemy żądany utwór. Taki scenariusz wyklucza konieczność migrowania pomiędzy usługami w poszukiwaniu kolejnych albumów, trudno także wyobrazić sobie, a staje się coraz bardziej prawdopodobne, aby użytkownicy opłacali kilka usług wyłącznie po to, aby zapoznawać się bez problemu z najpopularniejszymi albumami. Dzisiejszy skok popularności Tidala w App Store to jednak dowód, że tak poniekąd się dzieje.
A to tylko jeden z problemów, jakie powoduje kuriozalna sytuacja na rynku strimingów. W zeszłym tygodniu przytaczaliśmy słowa Petera Sunde, współzałożyciela The Pirate Bay, który wskazywał na całkowity brak kontroli użytkownika nad tym, jaka muzyka jest dla niego dostępna. Trudno nie przyznać mu racji, biorąc pod uwagę kolejne popularne albumy na wyłączność jednej z usług.
W ten sposób usługi muzyczne nie tylko nie pokonują piractwa, ale poniekąd je wspierają, szkodząc nie tylko sobie nawzajem, ale także całemu rynkowi i w końcu miłośnikom muzyki strumieniowanej i nie tylko.