Philips pokazał w Warszawie "najbardziej zielony monitor świata" – z recyklingu
Philips od lat stara się być firmą przyjazną środowisku. Prowadzi ekologiczny program EcoVision, w ramach którego inwestuje m.in. w energooszczędne systemy oświetlenia dla służby zdrowia i innych przedsiębiorstw. Teraz wychodzi z analogiczną inicjatywą do konsumentów.
21.05.2019 | aktual.: 22.05.2019 12:36
21 maja podczas spotkania prasowego w stołecznej Warszawie zaprezentowano monitor Brillance 241B7QGJEB. Producent nazywa to urządzenie "najbardziej zielonym monitorem świata".
Skąd taki pomysł? Obudowa wprawdzie nie jest z kartonu, ale z tworzywa sztucznego pochodzącego ponoć w 85 proc. z odzysku. Całkowicie papierowe jest za to opakowanie. Żadnych folii w środku nie znajdziecie. Rolę zabezpieczenia przed zarysowaniami pełnią formy z masy papierowej.
Niemniej opakowanie i obudowa to jedno, drugie – technologie zastosowane w sterowaniu. Monitor ma dwa sensory, pozwalające widocznie zredukować zużycie energii elektrycznej.
Inteligentne podświetlenie
Jak wiadomo, energooszczędność monitora LCD w dużym stopniu zależy od mocy podświetlenia. Matryca jako taka nie generuje światła, a zmiana stanu piksela to kwestia przyłożenia marginalnego napięcia. Oczywiście zdarza się tak, że monitory wyposażone w rozbudowaną elektronikę, przy dużej częstotliwości sygnałowania, zaczynają odbiegać od średniej. Przykładem są konstrukcje z modułem G-Sync, który oczekuje sygnału z GPU nawet w trybie czuwania. Jednak to insza inszość.
Zdarza się, że monitory – wzorem smartfonów czy laptopów – wyposażane są w czujnik natężenia światła, który dostosowuje moc podświetlenia do panujących warunków. To pierwszy z dwóch wspomnianych sensorów. W modelu 241B7QGJEB figuruje jako LightSensor.
Drugi jest ciekawszy. PowerSensor, bo o nim tu mowa, sprawdza obecność użytkownika przed ekranem, wysyłając wiązkę światła podczerwonego. Gdy tylko opuści się stanowisko pracy, kontroler wygasza diody podświetlenia. (Sprawdziłem – system reaguje naprawdę szybko; nie ma problemów z detekcją, a po powrocie sprzęt jest niezwłocznie gotów do dalszej pracy).
Oszczędności w liczbach
Statystyczny monitor 24-calowy o rozdzielczości Full HD i odświeżaniu 60 Hz przy jasności 250 nitów, a takimi parametrami cechuje się prezentowany produkt Philipsa, zużywa od około 20 do 25 W. To niby niewiele. Niemniej jeśli mówimy o firmach, gdzie wyświetlaczy są dziesiątki i każdy pozostaje włączony przez co najmniej 8 godz. dziennie, sprawa się komplikuje. Niech cena za 1 kWh wynosi 60 gr, a firma pracuje przez 251 dni w roku, jak w 2019, na 10 PC. Wychodzi ponad 300 zł na rok.
Jak wykazał producent, model 241B7QGJEB zadowala się między 8 a 12 W, a jeszcze mniej wymaga wtedy, gdy pracownik opuści stanowisko. Efekt? Redukcja kosztów o jakieś 2/3. A należy ponadto pamiętać, że zmniejszenie ogólnego czasu pracy diod to także dłuższa żywotność sprzętu. Philips jest pewny, że urządzenie podziała zauważalnie dłużej niż konkurencyjne odpowiedniki.
Jak marzenie ekologów
Podsumowując, Philips stara się przekonywać, że warto zainwestować w sprzęt wykonany z surowców wtórnych, który dodatkowo gwarantuje pewną oszczędność energii. I wiecie, co? Zaryzykuję stwierdzenie, że są osoby, do których tego rodzaju przekaz trafi.
Szczególnie, że "bycie eko" nie wiąże się w tym przypadku z jakąś bajońską dopłatą. Producent życzy sobie 849 zł, jednak – oprócz proekologicznych dodatków – zapewnia też: całkiem niezłej klasy matrycę IPS, regulowaną podstawę, koncentrator z czterema USB 3.0 i szybkim ładowaniem, a ponadto gwarancję na martwe i uszkodzone piksele. Cena jest standardowa.