Podrobiony Xiaomi Mi4 pokazuje, że nie warto kupować sprzętu z drugiej ręki
Firma BlueBox zajmująca się testami bezpieczeństwa urządzeń mobilnych zakupiła Xiaomi Mi4 LTE podczas ostatniej podróży do Chin. Zostało ono sprawdzone i wyniki okazały się katastrofalne: urządzenie może narażać użytkownika na utratę danych osobistych, podobnie jak na wyciek danych, także firmowych, jeżeli w takim celu wykorzystywany jest telefon. Tak kończy się kupowanie podróbek.
09.03.2015 | aktual.: 09.03.2015 14:51
Na urządzeniu znaleziono łącznie sześć podejrzanych aplikacji, które okazały się szkodliwym oprogramowaniem, spyware i adware. Jedną z nich było YT Service, które podszywając się pod usługi od Google wstrzykiwało reklamy. Innym szkodnikiem okazał się trojan w postaci aplikacji PhoneGuardService. Jak widać, nazwa i w tym przypadku ma oszukać użytkownika. To jednak nie wszystko, firma przeskanowała całość swoim autorskim skanerem i zauważyła, że urządzenie jest zrotowane, ma włączone debugowanie USB, ale nie powiadamia o tym użytkownika.
Dodatkowo system na nim zainstalowany jest połączeniem KitKata i starszych wersji Androida jak np. 4.2, tak, aby był on narażony na różnego rodzaju ataki wykryte w systemie od Google – oryginalnie na MIUI wcale nie musimy znaleźć np. sklepu Google Play, a więc to nie wzbudziłoby podejrzeń wielu osób, przyczyniając się zarazem do użytkowania niebezpiecznego urządzenia. Ślady wskazują nawet na to, że system taki mógł nigdy nie zostać dopuszczony do instalacji na urządzeniach do sprzedaży i oficjalnie nie wychodził poza laboratoria. Na ukrytym obszarze pamięci wewnętrznej znaleziono ponadto kilka aplikacji testujących i diagnostycznych. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że posiadały one niewłaściwe podpisy cyfrowe, a to oznacza, że ktoś mógł je modyfikować i przygotowywać kolejne szkodniki.
Wspomniane urządzenie okazało się fałszywe, a chińskie Xiaomi zaprzeczyło, jakby preinstalowało na swoich urządzeniach jakiekolwiek malware. Da się tego dowieść zarówno za pomocą pewnych cech szczególnych jak i specjalnego oprogramowania „Mi Identification”, które sprawdza, czy to oryginalny wyrób od Xiaomi – ten model Mi4 testów nie przeszedł. Podróbka dla typowego konsumenta była jednak nierozróżnialna, był on narażony na atak. Problemem są urządzenia niecertyfikowane przez Google – w czwartym kwartale ubiegłego roku aż 40% z dostarczanych urządzeń pracowało pod kontrolą różnych przeróbek Androida, za które nie można ręczyć. Oczywiście wiele zależy od osobistych uprzedzeń i podejścia do firm azjatyckich – Xiaomi zdobywa coraz większą popularność i szturmuje kolejne rynki za sprawą świetnej polityki cenowej, ale nie każdy jest zainteresowany produktem rodem z Chin. Nie można wykluczyć tu również działań konkurencji, która sama nie radząc sobie równie dobrze jest w stanie wizerunkowo niszczyć chińskie przedsiębiorstwa.
Dla zainteresowanych z całej tej afery wynika jedna bardzo ważna lekcja: kupno telefonu z drugiej ręki jest bardzo niebezpieczne. Niezależnie od producenta, niezależnie od modelu. Zakupy w atrakcyjnych cenach na aukcjach, lub w różnych serwisach pozwalających zakupić tanią elektronikę w Azji są obarczone ryzykiem, które musimy brać pod uwagę. Jeżeli producent na to pozwala i prowadzi dystrybucję także w Europie, kupujmy tego typu elektronikę na jego oficjalnych stronach. Wyjdzie drożej, ale nasza prywatność i osobiste dane przecież nie mają ceny.