SeaMonkey dalej żyje, ale co to za życie

A jednak! Mimo długich miesięcy żmudnych prac i poważnych trudności ze strony Firefoksa, skromny zespół SeaMonkey jednak wydał wersję 2.53.1 swojego projektu. Miało to miejsce już tydzień temu, ale prawie nikt nie zauważył (my tak!). W świetle problemów serwowanych przez upstream i zreformowany silnik Gecko, dostarczenie aktualizacji dla SeaMonkey to nie lada wyczyn, powstaje jednak wątpliwość, czy ten tytaniczny wysiłek ma jeszcze jakiś sens. Czytając noty wydawnicze, wątpliwości tylko się pogłębiają.

SeaMonkey dalej żyje, ale co to za życie (fot. Pixabay)
SeaMonkey dalej żyje, ale co to za życie (fot. Pixabay)
Kamil J. Dudek

SeaMonkey to produkt innej epoki, zamrożony w swej formule wiele lat temu, gdy obsługa internetu była oddzielną czynnością, na równi z innymi aplikacjami, jak arkusz kalkulacyjny i edytor tekstu. Jest przeglądarką stosującą podejście "all-in-one". W takim kształcie istniał bowiem odrodzony dwie dekady temu Netscape, stanowiący poważne zagrożenie dla wszechwładnego Internet Explorera. Integruje w ten sposób program pocztowy, komunikator i edytor stron WWW.

Nie te czasy

Sęk w tym, że żadnej z tych rzeczy nie robi dobrze. Niekoniecznie ze swojej winy, ale dla użytkownika końcowego nie ma to znaczenia. Firefox, na bazie którego powstaje silnik rysujący SeaMonkey, już kilka lat temu mocno utrudnił korzystanie ze swoich komponentów na prawach modułów-bibliotek, zamiast tego oferując podejście "wszystko albo nic". Wskutek takich projektów, jak Australis, Electrolysis i Quantum, obecny Firefox wyrzucił obsługę tematów graficznych, wtyczek XUL i przeładowywania interfejsu, a dokładnie na tych elementach jest oparty SeaMonkey.

"Nie jest dobrze. Co prawda nie jest też źle, można powiedzieć że jest średnio."  (fot. Kamil Dudek)
"Nie jest dobrze. Co prawda nie jest też źle, można powiedzieć że jest średnio." (fot. Kamil Dudek)

Utrzymywanie własnej infrastruktury wtyczek jest trudne i drogie, zwłaszcza że nawet najnowsza wersja dalej nie obsługuje przetwarzania z wykorzystaniem procesów roboczych. Wszystko jest jednym wielkim procesem seamonkey.exe, który w dodatku dziwnie cieknie pamięcią. Autorzy ostrzegali przed tym już wielokrotnie. Wersja 2.53.1 jest dziwną mieszanką starego Firefoksa połatanego wersją 60, ale pełne przejście na ESR60 dla przyszłych wydań SeaMonkey zakończy się dalszą erozją funkcji.

Lepiej nie będzie

Zresztą, wystarczy spojrzeć na listę potencjalnych problemów w notach wydawniczych. To gigantyczny blok tekstu na cały ekran, dwadzieścia punktów. Większość z nich wynika z niemożności dostarczenia gładkiego procesu aktualizacji, ale są też poważniejsze kwestie, jak niedziałające (wyłączone) WebRTC i problemy z dodatkami. Gałąź ESR68 dalej się nie buduje.

Trochę tego jest...
Trochę tego jest...

Z resztą komponentów nie jest lepiej. Klient poczty, korzystający z Thunderbirda 60, wciąż nie zawiera Szybkich Filtrów. Komunikator ChatZilla jest jedynie klientem IRC, pozostałe protokoły, obsługiwane przez Thunderbirda, nie są możliwe do wykorzystania.

#FirefoxLepszy

Nawet sam proces budowania nastręcza problemów. Obecnie ma się odbywać za pomocą chmury Microsoftu i (fantastycznego) środowiska Azure Pipelines, ale bez integracji z GitHubem. Ten bowiem oczekuje User Agenta poświadczającego zgodność z Gecko 68 (poprzednie wypadły ze wsparcia), a SeaMonkey musiałoby w tej kwestii kłamać.

Czas mija, a Defender SmartScreen wciąż podejrzewa, że SeaMonkey to wirus, bo jego EXE jest tak rzadkie w naturze! (fot. Kamil Dudek)
Czas mija, a Defender SmartScreen wciąż podejrzewa, że SeaMonkey to wirus, bo jego EXE jest tak rzadkie w naturze! (fot. Kamil Dudek)

Choć program działa całkiem stabilnie i nostalgicznie przypomina internetowe "stare, dobre czasy", naprawdę trudno polecić komuś aplikację SeaMonkey. To Firefox uśmiercił swojego starszego brata, ale dziś nie ulega wątpliwości, że lepszym wyborem od SeaMonkey jest połączenie Firefox + Thunderbird.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (84)