Super Mario Galaxy
Ten króciutki żarcik doskonale obrazuje sytuację Nintendo na świecie – konkurencja może jedynie z zazdrością myśleć o schodzących na pniu konsolach Wielkiego 'N'. Jednak dotąd chyba żaden z użytkowników Wii nie mógł chwalić istniejącej gamy tytułów, bo wśród niechlujnie konwertowanych staroci i w pośpiechu pisanych nowości ciężko było o konkretny argument przekonujący, że wydanie tysiąca złotych na partyjki w wirtualnego tenisa pod strzechą było przemyślaną decyzją. Jednak od początku świtało coś tam gdzieś na końcu tunelu, a tym czymś była końcówka roku 2007 z jej głównym punktem programu – Super Mario Galaxy.
20.11.2007 | aktual.: 01.08.2013 01:54
Gra już całe miesiące przed premierą została okrzyknięta jedynym, prawowitym następcą legendarnego Mario 64, czyli tytułu dla którego czasem brakowało skali do oceniania - taki był dobry. Jednocześnie nad SMG pieczę głównego wizjonera miał sprawować nie kto inny, jak Shigeru Miyamoto, pomysłodawca serii o wąsatym hydrauliku i jeden z najbardziej oryginalnych twórców wśród developerów. Wszystko wskazywało na to, iż w listopadzie na półki sklepowe zawita tytuł przypominający ludziom czym powinny być gry wideo. Wierzcie lub nie, ale tak właśnie się stało.
Akcja zawiązuje się tak samo, jak i 20 lat temu – zły, przebiegły Bowser znowu porywa bezbronną Księżniczkę Peach, a Mario ratując ją tym razem nie będzie się ograniczał do jednego królestwa. Ba, do jednej galaktyki nawet nie. Z pomocą hydraulikowi przychodzi oto niejaka Rosalina, tajemnicza pannica, która zarządza kosmicznym obserwatorium będącym naszą bazą wypadową przez cały czas trwania przygody. Jest to swoiste interaktywne menu, gdzie możemy wybrać konkretny poziom, sprawdzić mapę albo przejrzeć fabułę w specjalnej Bibliotece. Oczywiście, wszędzie poukrywane są sekrety i w trakcie przechodzenia gry, w Obserwatorium odblokują się kolejne ciekawostki. Naszym głównym zadaniem jest zebranie 60 złotych gwiazdek, które czekają na końcu każdej planety. Zazwyczaj w galaktyce jest pięć planet, każda podzielona na coś w rodzaju misji ze wspomnianą nagrodą na końcu.
Jeżeli ktoś zamierza odkryć wszystkie sekrety Super Mario Galaxy, nie spocznie na kopie pięcioramiennych świecidełek, bo ogólnie można ich skompletować nawet... ponad dwieście. Czasem wystarczy nakarmić śmieszne stworki Lumy rozsianymi po poziomach kulkami, ale nie obędzie się także bez zaglądania w najskrytsze kąty i przysłowiowego lizania ścian. Takie podejście developera to ja rozumiem: kto chce, może ukończyć grę bezstresowo, lecz prawdziwi fani mają możliwość przekonania się, ile znają przekleństw. Dlaczego? Bo jakkolwiek poziom trudności niezbędny do ujrzenia filmiku końcowego jest śmiesznie niski, to już przejście niektórych poziomów w limicie czasowym albo wyłącznie z jednym życiem potrafi napsuć krwi. Mój wiilot raz zasłużył na drugi człon swojej nazwy i poszybował po pokoju.
[break/]Super Mario Galaxy od nowa definiuje gatunek platformówek i pokazuje, że niepotrzebne są wielordzeniowe procesory, aby stworzyć innowacyjny tytuł. Podstawą zabawy są sztuczki z grawitacją, bo na każdej planecie może współistnieć nawet kilka przecinających się płaszczyzn, każda z własną siłą przyciągania. Tu naprawdę trzeba w niektórych momentach otworzyć umysł i przestawić percepcję na obserwowanie na przykład Maria sunącego po suficie. Są też wyrzutnie, z których własnoręcznie ciskamy hydraulikiem w pożądanym kierunku, albo orbity do łapania się w stanie nieważkości. Dołączając do tego znane od lat zagrania, jak usuwający się spod nóg grunt, wysuwające się ze ścian platformy oraz etapy dwuwymiarowe, otrzymalibyśmy definicję SMG. Byłaby jednak niepełna, bo przecież nie można zapomnieć o nowych power-upach do zebrania.
W etapach pszczelich, do znalezienia będzie strój takiegoż owada, a po jego założeniu Mario zdoła podlecieć na pewną wysokość. Jest też motyw z przenikaniem przez ściany w formie zwariowanego duszka Boo z obowiązkową, czerwoną czapką na głowie. Najśmieszniejsze dla mnie były momenty z Mario-sprężyną, którym ciężko się manewruje, a także lodowy grzybek, po którym można zamrozić wodę – realizacja ich wypadła fantastycznie! Poziomy są naszpikowane różnymi zastosowaniami powyższych patentów i z czystym sumieniem mogę napisać, że zaprojektowano je z sercem. Większość czasu spędzonego z Super Mario Galaxy powodowało u mnie mimowolny uśmiech oraz rosnącą wiarę w to, że dopóki istnieją tacy ludzie jak Miyamoto (OŻW!), stagnacja rynkowi gier nie grozi.
Bossami, jak zazwyczaj w serii, są zwierzątka, które przeszły na ciemną, bowserową stronę mocy i teraz chcą tak, czy owak skaleczyć Maria. Tym razem spotkamy kilka inkarnacji chomika, przedziwną rosiczkę, czarnoksiężnika Kameka, zaś podsumowaniem każdej galaktyki jest starcie z samym Bowserem. Wyzwania stawiane przez szefów nie należą do wymagających – na ślepo można zgadywać sposoby na ich rozwalenie, a do zwycięstwa nie jest wymagany jakiś nieludzki refleks. Potem robi się oczywiście trudniej, kiedy na przykład musimy upokorzyć Bowsera bez straty życia, acz wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Tak, SMG nie jest grą, nad którą będziecie ślęczeć z poradnikiem, gdzie iść, jakiego przedmiotu użyć i na którą półkę skalną wskoczyć. Łatwo można sobie także poradzić z pomagierami bossów, czyli tradycyjnymi Gumbasami, tudzież żółwiami (w oryginale Koopa Troopa). I spartolić dałoby się to wyłącznie, gdyby zawiodło sterowanie wiilotem i gruchą, ale to przecież tytuł first-party i wszystko musiało zostać dopięte na ostatni guzik.
Całe szczęście nie starano się wprowadzać rewolucji, więc Mariem sterujemy gałką analogową, a skaczemy wduszając przycisk A na wiilocie. Po pnączach porozmieszczanych na naszej drodze poruszamy się energicznie potrząsając wiilotem, podobnie korzysta się z gwiazd umożliwiających transport na większe odległości. I to właściwie tyle, z czasem dochodzą bardziej zaawansowane czynności, potrzebne tylko, gdy zechcemy przejść grę na 100%. Mianowicie przyda się czasem daleki skok (Z i A podczas biegu), a także efektowne salto do tyłu (ta sama kombinacja, ale nie ruszając się z miejsca). Trochę gorzej wypada pływanie, a konkretniej nurkowanie, bo jest bardzo wolne i oprócz pilnowania perspektywy, trzeba cały czas trząść padem.
[break/]Grafika jest soczysta i to prawdopodobnie najwłaściwsze jej określenie. Wszystko zależy od charakteru planety, toteż tekstury na globie komputerowym błyszczą się jak metal, owoce są jakby lekko przykurzone, a nierzadko filtry ponakładane na tekstury bawią się z graczami w jeszcze bardziej wysublimowany sposób. Design światów jest zróżnicowany, nie ma dwóch takich samych miejscówek i każda z nich została zaprojektowana z wprost niezwykłą dbałością o szczególiki. Kolory wylewają się z telewizora, a jednocześnie nie drażnią zbytnim festyniarstwem. Wielkie pochwały należą się Kojiemu Kondo i Mahicie Yokota za wspaniałe udźwiękowienie nowego Maria. Najpiękniejszy jest motyw z Obserwatorium, czyli tam gdzie najczęściej się trafia. Wszystkie kawałki nagrano wraz z orkiestrą i naprawdę można żałować, że ścieżka dźwiękowa została udostępniona jedynie dla członków Klubu Nintendo, który nie obejmuje swoim zasięgiem Polski.
Jako ciekawostkę trzeba odnotować implementację trybu rodzicielskiego, w którym dziecko steruje Mariem, zaś ktoś starszy mu pomaga, wykonując drugim padem trudniejsze skoki i zbierając power-upy. Brakuje mi niestety zabawy wieloosobowej, którą z takim impetem do serii wprowadził New Super Mario Bros. na DSa - zwyczajnie nie uświadczymy tu minigier.
Po tych wszystkich superlatywach i peanach dość trudno o obiektywną ocenę Super Mario Galaxy. Szarpiąc w tenże tytuł nie czułem mimo wszystko megamagii serii, ale też kiedy już zasiadałem do zabawy, nie mogłem się oderwać. Czasem (choć rzadko) w grze występują pewne kłopoty z kamerą, także nad pływaniem można było więcej popracować. Cóż, jednak zbytnio gdybać nie ma co – to istotnie jedna z najlepszych gier 2007 roku, a posiadacze Wii dostali po Metroid Prime 3 kolejny przełomowy tytuł. Shigeru Miyamoto w jednym z wywiadów powiedział, że nigdy nie słyszał o takiej serii jak Ratchet & Clank - można to odbierać jak narcystyczną pozę, ale na tym właśnie przykładzie doskonale widać, że Nintendo nie bazuje na czyichś pomysłach, a stara się eksplorować rynek gier wideo na swój, niepodrabialny sposób. Super Mario Galaxy jest takim Jurijem Gagarinem nowej generacji platformówek – pokazuje, że innowacyjne rozwiązania są w zasięgu ręki, trzeba tylko ją po nie wyciągnąć. I tylko zawoalowany napis na okładce sugerujący odmienną od orientację seksualną gracza budzi niesmak. No jak to - nie słyszeliście o tym?!