Ten jeden zrzut ekranu pokazuje wszystko, co jest nie tak z Windows 10

Premiera Windows 10 miała miejsce szesnaście miesięcy temu, w trakcie których system doczekał się aż trzech dużych aktualizacji. Mogłoby się wydawać, że po takim czasie będzie to idealnie dopracowany produkt, stabilny i pełen wyrafinowanych detali. Dlaczego więc za każdym razem, kiedy uruchamiam maszynę wirtualną żeby incydentalnie wykonać czynności niemożliwe na Maku (tak, jest takich mnóstwo), krew mnie zalewa i myślę sobie, co za idiota zepsuł ten system?

15.12.2016 | aktual.: 16.12.2016 09:31

Wszystko, co (wciąż) jest nie tak z Windowsem 10 można pokazać na jednym zrzucie ekranu. Oto on, ciekawe czy zgadniecie o co chodzi?

Obraz

Scenariusz jest prosty - chcę połączyć się z serwerem VPN i ewentualnie zmienić ustawienia tego połączenia. Klikam w zasobniku systemowym ikonkę sieci. Rozwija się menu, w którym jest moje połączenie VPN (ATM). W poprzednich Windowsach wystarczyło kliknąć i po sprawie. Windows 10 po kliknięciu otwiera okno ustawień sieci. Ukazuje się ten sam spis połączeń, który miałem przed chwilą w dymku. Wydawałoby się, że wystarczy ponownie kliknąć w połączenie VPN i po sprawie, ale... dalej nie! Klikamy i pojawia się szare podświetlenie i nowy przycisk Połącz. To, co kiedyś robiło się prosto jednym czy dwoma kliknięciami, otrzymało teraz trzy kolejne warstwy abstrakcji, które niczemu nie służą poza nabijaniem kliknięć. Nie rozumiem, jak coś takiego nie doprowadza pracowników Microsoftu, którzy w środowisku korporacyjnym z pewnością korzystają z połączeń VPN równie często jak jak, do szewskiej pasji. Nie rozumiem, jak do tej pory nie znalazła się w Redmond choćby jedna osoba, która z kijem nie poszła do biura tego geniusza, który tak skomplikował prostą i codzienną dla wielu czynność. Jeśli nie wierzycie, tak oto wyglądają poszczególne kroki:

Obraz

Cała operacja najeżona jest subtelnościami rodem z domu wariatów. Ikonka sieci w zasobniku wygląda nie wiedzieć czemu jak monitor. Kiedy przytrzymam na niej kursor to pojawia się dymek, że Łączność bezprzewodowa wyłączona, mimo że nie mam na tej maszynie nawet karty WiFi. W okienku ze spisem sieci znajduje się przycisk Tryb samolotowy, który jest tak podświetlony w sposób, że wygląda jakby tryb ten był włączony. Okno z ustawieniami sieci pokazuje opcje zezwolenia na połączenia VPN w roamingu, mimo że system musi wiedzieć, że pracuje na desktopie, a nie na urządzeniu z kartą SIM. Co więcej, okno z ustawieniami sieci okazuje się być tylko nakładką na prawdziwe okno z ustawieniami kart sieciowych, bo próba zmiany bardziej zaawansowanych ustawień kieruje w inne miejsce systemu znane z poprzednich wersji Windows. Paranoja. Nie będę kopał leżącego screenem z macOS-a, który pokazuje jak prosto może wyglądać ta sama czynność tylko dlatego, że Apple też ma swoje za uszami (usunął w nowych macOS-ach możliwość połączeń PPTP i nie oferuje niczego, co jak SSTP działa po nieblokowanych często portach).

Najgorsze w tym wszystkim nie jest wcale to, że taki potworek został wymyślony, przeszedł testy interfejsu i nie doczekał się wewnątrz firmy nikogo, kto zrobiłby krok w bok i puknął się w czoło. Najgorsze jest to, że w poprzednich wersjach Windows te same czynności były proste, łatwe i przyjemne. Co więcej, scenariusz nawiązania połączenia VPN to oczywiście tylko przykład, takie abstrakcje tkwią w najnowszym Windowsie na każdym kroku. Spróbujcie wyłączyć akcelerację myszki, to zobaczycie.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (260)